Rozdział 9

5.9K 482 45
                                    

Naruto usiadł zmęczony. Nareszcie byli na miejscu. Zwój został dostarczony, a oni musieli poczekać tylko na ich mistrzów. No i zdecydować co z zakładnikiem. Na początku mieli oddać go do tutejszego więzienia, ale później zmienili zdanie.

Pozostawała jeszcze kwestia ich nauczycieli. Naruto wątpił, aby coś im się stało, ale czekanie tutaj nie było najlepszą perspektywą spędzania wolnego czasu. Może powinni rozpocząć poszukiwania? Tak, to był dobry pomysł.

Powoli wstając, Naruto wykonał pieczęcie niezbędne do przywołania swoich lisów. Kiedy pokój wypełniła para, a przed nim stanęły dwa jednakowe lisy odezwał się:

- Nana, Amai musicie znaleźć Kakashiego i Kurenai. Niestety, nie mam żadnych wskazówek, co do pobytu ich miejsca. A jeżeli chodzi o ich zapach... - pochylił się i odpieczętował jeden ze zwoi, w którym znajdował się kawałek materiału - To jest część bluzki Kakashiego. I nie, nie musicie wiedzieć jak ją zdobyłem. Po prostu użyłem mojego talentu. Liczę na was.

- Tak, tak - odezwał się jeden z lisów - Niedługo wrócimy - powiedział po czym zniknął wraz ze swoim towarzyszem.

Naruto uśmiechnął się lekko, po czym opadł spowrotem na kanapę. Jak dobrze, że miał te dwa lisy, co według niego było niezłą ironią, ale dzięki temu, że był junchurikim Kuramy, lisiego demona, lisy bardziej go słuchały. Zresztą, nie tylko lisy. Nie wiedział jak, ale mógł przywołać również inne stwory/zwierzęta (co do ich pochodzenia też nie był pewien). Niektóre przypominały wielkie ptaki, inne tygrysy i nawet ludzi, chyba. Chyba, ponieważ nigdy nie widział ich twarzy. Wszystko co przywoływał miało maskę.

Nie obchodziło go to zbytnio, oni zaakceptowali jego, więc on zaakceptował ich. I to tyle na ten temat.

~*~

Cała drużyna wracała do wioski. Minęły dwa dni, odkąd Naruto wysłał swoje lisy na poszukiwania, a jeden odkąd ich mistrzowie wrócili. Kakshi i Kurenai nie chcieli nic powiedzieć, więc chłopak nie wiedział, co działo się z dorosłymi. Hinata i jej drużyna wykonali swoją misję, a co do zakładnika... No cóż, zabierali go do Konohy. Oczywiście, Naruto przesłuchał go potajemnie i okazało się, że atak, który mężczyzna wkonał, to pomyłka. Nie chodziło wcale o ten zwój, tylko jakiś inny. Podobno z Konohy wyruszyły dwie dróżyny, które miały dostarczyć zwój panu feudalnemu. Każda miała inny, a oni (bandyci lub jakaś organizacja, Naruto nie był pewien) nie mogli ustalić, który zwitek jest dla nich ważny, więc śledzili i zaatakowali obie dróżyny. I oto cała historia, to tamten rulon był dla nich ważny.

Naruto natomiast mógł śmiało powiedzieć, że ta misja, to jedna, wielka nuda. Oprócz tego ataku na początku i zaginęciu Hinaty nie zdarzyło się nic ciekawego. Wątpił, aby zdarzyło się jeszcze coś ciekawego. Na dodatek ze względu na ranę Uchihy nie mogli iść za szybko. Może chociaż po powrocie do domu zobaczy Itachiego. Sasuke cały czas mówił, że jego brat to geniusz, a Naruto chciał takiego poznać. Zazwyczaj wszyscy, a zwłaszcza on, musieli ciężko pracować, aby mieć taki poziom jak starszy Uchiha i pewnie i tak mu nie dorównywali.

Życie było niesprawiedliwe!

Niespodziewanie Naruto usłyszał szum wody. Potem wszystko działo się tak szybko, że nie był w stanie niczego zauważyć. Natychmiast skierował swoją chakrę do oczu, a jego wzrok wyostrzył się. W takich momentach był wdzięczny za to, że Kurama jest jego przyjacielem. Gdyby miał swoje prawdziwe oczy... Nie był pewien, jak w niektórych sytuachach mógłby skończyć.

Odwrócił się w stronę ich zakładnika, ponieważ to stamtąd usłyszał szum i ku jego zdziwieniu, zobaczył tam tylko Kurenai, która była odpowiedzialna za mężczyznę. Więc... Gdzie on był? Czyżby tak po prostu zniknął? Nie, Naruto nie wierzył w cuda, a to na pewno graniczyło z takim zjawiskiem.

- Co się stało? - zapytał zdezorientowany Kiba.

- Uciekł - powiedział niedowierzająco Kakashi, po czym odchrząknął - Kuremai, co robimy?

- Idziemy dalej. Nie będziemy go szukać z dzieciakami - odpowiedziała kunoichi.

- Nie jesteśmy dziećmi! - oburzył się Kiba, a Akameru potwierdził to szczekając.

- Tak, tak. Wybacz - jouninka zamilkła na chwilę - Dobrze, nie marnujmy już więcej czasu. Chodźmy.

Maszerowali pezez dłuższy czas, dopóki z lasu nie wybiegło kilkunastu shinobi. Cholera. Może jednak ta misja nie będzie taka nudna? A przynajmniej na to wyglądało.

Rozpoczęła się walka.

Oczywiście, ze względu na swoich towarzyszy Naruto nie mógł zastosować żadnej z śmiercionośnych technik o wielkim zasięgu. Pozostawało mu tylko zabić wrogów jeden po drugim.

- Sensei, niech pan ochrania resztę. Ja zajmę się likwidacją - powiedział groźnie.

Jeżeli nie było trzeba, to nie miał zamiaru ograniczać się bardziej niż to konieczne. Wystarczy, że nie będzie musiał przejmować się dzieciakami, o nic innego się nie martwił.

- Okej. Zaczynamy wyliczankę - mruknął do siebie.

Wyjmując katanę zaczął walkę. Pierwszy. Drugi. Trzeci. Czwarty... Było ich coraz więcej. Naruto nie wiedział skąd, ale cały czas pojawiali się nowi shinobi. Nie zastanawiając się dłużej nad niczym zatracił się w walce.

- Stój! - Naruto słysząc rozkaz zatrzymał się automatycznie.

Powoli obrócił się do tyłu i poczuł jak krew zamarza mu w żyłach. To co zobaczył...

Wszyscy genini zostali złapani, a ich mistrzowie leżeli na ziemi krwawiąc. Nie mówiąc już o Sasuke, któremu otworzyła się rana na brzuchu.

- Nie ruszaj się! - odezwał się jeden z obcych shinobi - Ręce do góry!

Cholera, mają go. Nie mógł nic zrobić, ani odbić dzieciaków, ponieważ był za wolny, aby uratować wszstkich, ani odejść, dlatego że jego zadaniem była ochrona Konohy, a wioska składała się z ludzi, czy jakoś tak. Więc nie pozostało mu nic innego, jak tylko słuchać wrogów. Powoli podniósł ręce do góry, upuszczając przy tym katanę.

- Nie, Naruto - szepnęła cichutko, ledwo słyszalnie Hinata. Zaraz potem mężczyzna, króry ją trzymał wzmocnił uścisk. To bylo ostrzeżenie. Czerwonooki mógł tylko zacisnąć szczękę i czekać na ciąg dalszy.

- Chłopaki, preszukać go - odezwał się ten sam shinobi.

Do Naruto podeszli mężczyźni wyjmując każdą jego broń, jaką miał przy sobie, a było tego całkiem sporo. Kiedy na ziemi leżał już cały sprzęt, shinobi złapali czerwonookiego tak, aby nie mógł wykonać żadnych pieczęci.

- Możemy ruszać - powiedział jeden z mężczyzn, który trzymał Naruto.

- W porządku, chodźmy. Zostawcie dorosłych, nie przydadzą się nam.

NARUTO Jako Wychowanek DanzouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz