II. Jaskinia

275 24 11
                                    

Przez ponad tydzień Alice wraz z rodziną przenosili swoje rzeczy do nowego domu. Ona i jej brat mieli niezłą zabawę w odkrywaniu kolejnych pomieszczeń w tym ogromnym budynku. Pomimo, iż już mieszkali tu jakiś czas, nadal zdarzało się, że mylili korytarze w drodze do kuchni.
W nowej szkole Alice odnalazła się bardzo szybko. Jako świetna uczennica podbiła serca praktycznie wszystkich nauczycieli. Z nowymi znajomymi także nie było problemu. Była bardzo otwarta i znalazła z rówieśnikami wspólny język.
Ze wszystkich tych rzeczy, najbardziej przeżywała "tajemnicę gabinetu", jak to nazywała. Przychodziła tam kiedy tylko miała czas i mogła poszperać przy regałach. Dlaczego tak bardzo jej to przeszkadzało? Ta myśl drażniła ją niemiłosiernie i często łapała się na snuciu domysłów, co takiego skrywa tajemniczy pokój.

**

Alice przewracała się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Księżycowy blask wesołych wpadał do pokoju, rozświetlając go jak żarówka. Dziewczyna otworzyła oczy i zaczęła gapić się w sufit. W końcu zerwała się z łóżka i na palcach przeszła przez pokój. Uchyliła drzwi i wyjrzała na zewnątrz. Cisza i spokój. Najciszej jak potrafiła zamknęła drzwi i ruszyła ciemnym korytarzem. Drogę do gabinetu znała na pamięć. Wytężała wzrok w ciemnościach, aby nie wejść przypadkiem w średniowieczną zbroję. Słyszała tylko swoje stłumione przez wykładzinę kroki. Tup, tup, tup...
- Co tu panienka robi o tej porze?
Alice krzyknęła przestraszona i odwróciła się. Za nią stał Alan, który nawet w piżamie wyglądał poważnie i dostojnie.
- Ja tylko chciałam pójść do kuchni po wodę - powiedziała pewnym tonem.
- Ale przecież do kuchni to w drugą stronę - odparł kamerdyner. Alice zbiło to na chwilę z tropu.
- Taaak! Rzeczywiście. Wiesz co, ja może już pójdę do siebie. Dobranoc Alanie! - powiedziała i pobiegła z powrotem korytarzem. Gdy wpadła do pokoju, zamknęła drzwi i oparła się o nie. "Jutro dowiem się co tam jest". Z tą myślą położyła głowę na poduszkę i zasnęła.

**

Klęczała przy regale w gabinecie. Tyle razy już tu była, a nadal nie miała pojęcia, o co chodzi w tym pokoju. Bo że coś tu jest, tego była pewna. Usiadła zrezygnowana i westchnęła ciężko. Była już zmęczona wałkowaniem w kółko tego samego. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Co tu... Zatrzymała wzrok na wielkim, starym pianinie. Zmarszczyła brwi i podeszła do instrumentu. Przejechała palcami po klawiszach. Kilka z nich było ewidentnie często używane. Klepnęła się otwartą dłonią w czoło. No tak! Jak mogła zapomnieć? Pierwszego dnia to zauważyła, a potem wyleciało jej z pamięci. Przyjrzała się zużytym klawiszom. Coś musi je łączyć...
Nacisnęła po kolei każdy z nich. Wtem ją olśniło. Przecież to pierwsze nuty piosenki, którą śpiewała jej mama. Podekscytowana, zagrała melodię, w duchu licząc, że coś się wydarzy. Ledwie skończyła wygrywać ostatnią nutę, a usłyszała, że rusza jakiś mechanizm. Podniosła głowę i zamarła. Tajemniczy regał odjechał, ukazując ciemną czeluść. Zaciekawiona podeszła do otworu. Stała przed wejściem do małej windy. Weszła do środka i pociągnęła za gałkę. Winda, która była tak naprawdę jej szkieletem, pędziła w dół. Alice czuła przenikliwe zimno i wilgoć. Wtem, winda zatrzymała się, a Alice wyszła z niej. U jej stóp rozciągały się kamienne, śliskie od spadającej ze stalaktytów wody, schody. Alice rozejrzała się. To nie był zwykły pokój. To była... jaskinia.

~~~~~~~
Pewnie teraz piszę sama do siebie. Jeśli jednak ktoś to czyta i dotarł do tego momentu, to mam do niego wielką prośbę: niech pozostawi po sobie znak! Ocenę, komentarz, cokolwiek.
Do napisania!
Alfik

Alice Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz