9. [Niebo o brzasku i różany kierunkowskaz]

1.4K 248 42
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Gwiazdy zawisły gdzieś w pustej przestrzeni między łzami i niepełnym biciem serca.

To niemiłe tak zniszczyć czyiś ogród i po prostu odejść.

[1]

Białe niebo skotłowało się burzą i sunęło po drzewach porywistym wiatrem, rozbryzgującym na szybach czerwcowy deszcz. Tego dnia wszystko wydawało się tak paskudnie beznamiętne, że wszystkie myśli zostały porwane przez najwspanialsze wspomnienia o Kyungsoo. Zastanawiał się, co u niego, czy nie pomija posiłków i regularnie śpi, czy ogląda zachody słońca i przede wszystkim czy o nim myśli? O Boże, ile by dał za choćby jedną przelotną myśl, choć sekundę tęsknoty za tym co było kiedyś.

Siedział w starym fotelu w ciocinym salonie i z przymkniętymi powiekami wsłuchiwał się w deszcz dudniący o szyby. W powietrzu unosiła się woń przypalonego mleka, bo staruszka znowu pewnie coś pozostawiła w kuchni bez opieki. Była niezdarną osobą, ale nie traciła przez to na pewności siebie. Można ją było bez wątpienia porównać do skały – niezniszczalnej, twardej i bezuczuciowej. Nie roztrząsała nad losem osieroconego rodzeństwa, a nawet z niechęcią udzieliła im pomocy. Jongin szczerze za nią nie przepadał i z wielką niechęcią wrócił w to miejsce, ale cóż, wolał już znosić jej kąśliwe uwagi, niż urazić swoją dumę.


*

Pustka w jego oczach była wręcz namacalna. Susan nawet nie sądziła, że zastaną go w tak tragicznym stanie. Wyglądał nawet gorzej niż ostatnio, bo nie jak wrak człowieka, a jak cień ducha.

Mimo to Kyungsoo wychodził z pokoju, jadał posiłki z ojcem, czasami nawet zamienił z kimś kilka zdań, a to wszystko zasługa dziewczyny, która przyrzekła mu, że jeśli zacznie chociażby egzystować, Jongin na pewno wróci. I o dziwo te zwykłe, proste słowa podziałały, bo chłopak naprawdę zaczął się starać.

Podświadomie stworzył nawet swój własny, codzienny ceremoniał kończenia dnia. Zawsze bowiem przechadzał się po ogrodzie dokładnie tymi samymi ścieżkami co Kai i oglądał zachody słońca, które choć trochę mu o nim przypominały.

Naprawdę mocno za nim tęsknił. To niesprawiedliwe, że nie dał mu się nawet pożegnać.

Ale Jongin był przecież dumnym romantykiem, a takich końce zawsze pasjonują. Szczególnie te nieskończone.


[2]


Tego dnia ranek powstał różem i lawendą.

Ogród rozświetlały kropelki rosy ciążące na uginającej się trawie i pąkach białych róż. Wszystko pachniało i emanowało pięknem, a w powietrzu dało się wyczuć świeżość i rześkość.

How to love?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz