VI

2K 143 0
                                    

THEO

Obudziłem się przed świtem. Na początku nie wiedziałem gdzie jestem. Dopiero gdy Stiles poruszył się koło mnie przez sen, zrozumiałem, że zostałem u niego na noc. Nic się nie stało. Poprostu poszliśmy spać. Kurde! Co mnie podkusiło by zostawać?! Miałem dobry plan na dziś żeby wciągnąć Scotta w pułapke. A teraz? Boję się że wciągne w nią także Stilesa! A tego bym nie chciał. Co zrobić do cholery? Kurwa! Przyjechałem tutaj w tylko jednym celu...zniszczyć Scotta McCalla. A tu pojawia się Stiles i wszystko się wali! Czemu on tak na mnie działa? Nie mogę powstrzymać się żeby go nie dotknąć. To się robi coraz bardziej skomplikowane! Nie chcę go stracić, ale muszę dokończyć mój plan! Muszę! A co będzie jak Stiles się o wszystkim dowie? I mnie znienawidzi? Co wtedy? Muszę przeciągnąć go na swoją stronę i odsunąć od Scotta. To jedyne wyjście. I muszę mieć nadzieję, że Stiles nie pójdzie dziś do Eichen House.
- Stiles? - szturchnąłem go w ramię żeby się obudził.
- Co? - otworzył zaspane oczy.
Wyglądał naprawdę słodko. Oddałbym wszystko by budzić się przy nim codziennie.
- Ja muszę się zbierać. Będziesz dziś w szkole? - zapytałem.
- Em..nie...raczej nie. Nie chcę tam iść. Nie po tym co zrobiłem. - powiedział smutno.
- To nie była twoja wina. - przypomniałem mu.
- Tak, wiem. Powiem, że źle się czuje. Nie chcę tam iść. - uparł się.
I dobrze. Jeśli Stilesa nie będzie w szkole to mogę spokojnie wprowadzić swój plan w życie. Doskonale!
- No dobra. Ja już uciekam. - oznajmiłem i musnąłem delikatnie ustami jego czoło.
Zamknął oczy i po chwili znów spał. Wstałem, po czym wyszedłem oknem na zewnątrz, nie chcąc by zobaczył mnie szeryf. To tylko popsułoby wszystko.

* * *

Stałem w pustej szatni. Wszyscy już dawno wyszli, a ja ociągałem się jak tylko mogłem. Nie spieszyło mi się na matematykę. Nienawidziłem jej! Zresztą jak każdy.
Uniosłem wzrok znad mojej torby i zobaczyłem Scotta ze skserowaną książką o doktorach strachu w rękach. Czyli Malia znalazła ją u Tracy tak jak planowałem. Teraz tylko wystarczyło sprowadzić ich na dobry trop.
Scott dał mi książkę do ręki.
- Mam ją przeczytać? - zapytałem.
- Później. Ja utknąłem na pierwszym rozdziale. - wyjaśnił.
- Często to robicie? - zaśmiałem się.
- Co? - zdziwił się Scott.
- Angażujecie się? - spytałem.
- Raczej tak. - przyznał.
Spojrzałem na książkę i zacząłem ją przeglądać, udając zainteresowanego.
- Co z autorem? Może trzeba z nim pogadać? Skoro tak dużo wie. - stwierdziłem, powoli wprowadzając swój plan.
- To ślepy trop. - oznajmił.
Tak, wiedziałem o tym. Ale Scott nie zauważył jednej rzeczy. Otworzyłem książkę na podziękowaniach.
- A on? - zapytałem, udając zaskoczenie nowym odkryciem.
Scott wyrwał mi kserówkę i przeczytał na głos.
- Książkę dedykuję doktorowi Valacowi. - zamyślił się.
- Znacie go? - spytałem znając odpowiedź.
- Tak! - krzyknął podekscytowany.
Uśmiechnąłem się w duchu. Udało się! Pojadą do Valaca!

STILES

Przez cały dzień nic nie robiłem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Przez cały dzień nic nie robiłem. Leżałem tylko w łóżku i pozwalałem by targały mną wyrzuty sumienia. Popołudniu odwiedziła mnie Lydia, informując, że razem ze Scottem i Kirą jadą do Eichen House by porozmawiać z Valacem. Nie mogłem puścić ich tam samych. I może chwilowo zapomnę o Donovanie?
- Lydia, jadę z tobą. - zdecydowałem.
- Podobno źle się czujesz. - upomniała mnie.
No tak...wymyśliłem to żeby nie iść do szkoły.
- Odrobinę. - skłamałem.
- Nie musisz jechać. Malia zostaje. - oznajmiła.
- Bo wie, że Eichen House to dom wariatów rodem z koszmarów. - stwierdziłem - Chodźmy. - rozkazałem w pośpiechu zakładając bluzę.
Skrzywiłem się lekko z bólu, ponieważ zapomniałem o swojej ranie na ramieniu.
- Co to było? - zapytała Lydia.
- Co? - udawałem, że nic się nie stało.
- Boli cię coś? - zdziwiła się.
- Boli mnie łokieć. - skłamałem.
- Chyba ramię. - zauważyła.
- Ból promieniuje. - łgałem jak tylko można było i ruszyłem do wyjścia, lecz drogę zagrodziła mi Lydia.
Zapadła niezręczna cisza. Postanowiłem zmienić temat.
- Nie pojedziesz sama. Pamiętasz co Valac zrobił z Deatonem? - wytknąłem jej.
- Będą ze mną Scott i Kira. - uparła się.
Zrozumiałem jak bardzo się o siebie martwimy. Ona nie chce bym jechał, ponieważ widzi iż nie jestem w najlepszym stanie. Ja natomiast nie chcę żeby jechała tam beze mnie, bo niedawno wyszła ze szpitala i musiała na siebie uważać.
- Salowy z Eichen chciał cię zabić. - przypomniałem jej.
- Ciebie też! - wytknęła.
- Ale przeżyliśmy! Razem! - dodałem i wyminąłem ją w drzwiach.

- Ale przeżyliśmy! Razem! - dodałem i wyminąłem ją w drzwiach

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

* * *

Opierałem się plecami o samochód. Staliśmy przed bramą do Eichen i czekaliśmy ze Scottem aż Lydia i Kira poproszą przez domofon żeby nas wpuścili.
- Poradzicie sobie? - zapytał mnie Scott, który podszedł do mnie i ustał na przeciwko.
- Dlaczego pytasz? - zdziwiłem się.
- Denerwujesz się. - zauważył.
Dotarło do mnie, że miał rację. Ale nie denerwowałem się z powodu iż muszę tam wejść tylko dlatego, że myślałem o Donovanie i o moich uczuciach co do Theo.
- Jak wszyscy. - przyznałem.
- Niektórzy denerwują się bardziej. - powiedział i spojrzał na Kirę.
- Co jest? - zaciekawiłem się.
- Kiedy Luckas się na nas rzucił, Kira powiedziała coś po japońsku. - wyjaśnił.
- Nie brzmi groźnie. - stwierdziłem.
Ja miałem w tej chwili poważniejsze problemy.
- Nie zna japońskiego. - drążył dalej.
- To nic strasznego. - machnąłem ręką.
- Chciała zabić Luckasa. - oznajmił.
- Okej...- westchnąłem - Przecież was zaatakował. Broniła się tylko. - złapałem się za ramię, przypominając sobie o Donovanie.
- Nie tylko. Prawie obcieła mu głowę. - martwił się.
- Nie miała wyboru. - stanąłem w jej obronie...a raczej swojej - Samoobrona czasami jest konieczna. Tracy zabiła ojca. A Luckas zabiłby ciebie. - stwierdziłem.
- Nie. - pokręcił głową - Oni byli ofiarami. Nie możemy zabijać tych, których próbujemy chronić. - wyjaśnił.
To sprawiło, że moje wyrzuty sumienia nasiliły się i dobrze, że w tym momencie brama otworzyła się.
Zrobiłem krok w jej stronę i nagle znalazłem się na ziemi.
- Co do cholery jasnej?! - krzyknąłem na siedzącego na mnie Theo.
- Nie wejdziesz tam, rozumiesz?! - rozkazał stanowczym i trochę groźnym głosem.
Scott, Kira i Lydia ustali wokół nas. Ich miny wyrażały szok i zdziwienie. Pięknie! To teraz jest jeszcze gorzej niż było! Poprostu świetnie!

NOTKA OD AUTORA
Hej! Mam kolejny pomysł:) Co myślicie o Teen Wolf Zodiak? Losowałabym odpowiedzi i wszystko byłoby jak najbardziej sprawiedliwe:) Jeśli będziecie chcieli sprawdzić swój horoskop to wbijajcie na mój profil:) Niedługo się pojawi (ok. godz. 15:00)

I Will Change For You (Steo)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz