Był poniedziałek, mimo to Emma wstała tego ranka w dobrym humorze. Nie przeszkadzało jej to, że skończył się weekend i znów musi iść do szkoły. Wszystkie dni tygodnia wyglądały dla niej podobnie, nie czekała z utęsknieniem na piątkowe imprezy czy wolny weekend po tygodniu ciężkiej nauki, tak samo jak nie było jej żal, że musiała znów iść w poniedziałek do szkoły. Lubiła się uczyć, chciała w przyszłości zostać lekarzem i poświęcała nauce sporo czasu. Weekendy spędzała na czytaniu różnych romansideł i choć było to według niej nieco krępujące i wstydliwe, to jednak marzyła o takiej miłości prosto z harlekinu. Chciała kiedyś założyć rodzinę i mieć dom z ogródkiem i białym płotem, dwójkę, może trójkę dzieci i psa. Idealny scenariusz jej przyszłości.
Emma wzięła prysznic i założyła luźne dżinsy, trampki oraz pierwszy lepszy wyciągnięty z szafy t-shirt. Nie lubiła zwracać na siebie uwagi wyglądem. Tak naprawdę nie lubiła na siebie zwracać uwagi w ogóle. Była zwykłą szarą myszką, taką jakich jest wiele. Nie miała znajomych, a jej jedynym przyjacielem był Nathaniel White, którego wyzywano w szkole od dziwadeł i emo. Oburzał się wtedy i wykładał jej, że nie jest emo, tylko gothem. Emma nie bardzo rozumiała jaka jest różnica, ale wolała tylko grzecznie mu przytakiwać. Nathaniel również nie miał zbyt wielu znajomych, ale on ich po prostu nie chciał mieć. Nienawidził ludzi i oprócz niej trzymał się tylko z grupką swoich znajomych, którzy wyglądali podobnie jak on. Chłopak był nieco wyższy od niej, miał czarne włosy do ramion, nienaturalnie jasną cerę, był niesamowicie chudy, a jego wampirzy wygląd podkreślała rozmazana kredka do oczu, kolczyk w wardze i czarne ubrania. Emma prezentowała się przy nim dość przeciętnie. Była niska, szczupła, miała długie, brązowe włosy i zdecydowanie nie wyróżniała się ubiorem.
Emma zjadła śniadanie, zarzuciła plecak na ramię i ucałowała mamę w policzek. Do szkoły miała kilka minut drogi i zawsze pokonywała tę odległość pieszo. Cieszyła się na tę chwilę odprężenia wśród drzew i śpiewu ptaków przed wejściem do zatłoczonej, głośnej szkoły. To była jedyna rzecz jakiej w szkole nie lubiła, nie licząc lekcji WF-u. Przebywanie w takim tłumie stresowało ją, nie potrafiła się też skupić w ciągłym hałasie. Przemierzała szkolny korytarz w poszukiwaniu Nathaniela, pierwszą lekcję mieli razem. Znalazła go po chwili, stał oparty o metalową szafkę, z grubym tomem poezji w ręce i rozmawiał z dziewczyną w czarnej, długiej sukni i mocnym makijażu. Była pewna, że gdyby Nathaniel był dziewczyną to wyglądałby właśnie tak. W sumie niewiele mu brakowało. Emmie niezbyt podobali się jego znajomi, miała wrażenie, że to jedni z tych ludzi, którzy jedzą koty i wyprawiają czarne msze na okolicznym cmentarzu. Nigdy jednak nie powiedziała tego Nathanielowi, bo pewnie by się obraził, a ona nie chciała stracić jedynej osoby do której mogła się odezwać.
- Cześć Nathaniel - powiedziała cicho stając obok niego. Jego rozmówczyni obejrzała ją uważnie od góry do dołu, po czym uśmiechnęła się z wyższością. Emma aż się wzdrygnęła - nie wiedziała czy dziewczynę po prostu bawi jej wygląd i uważa ją za gorszą czy może zaczęła już planować z jakimi dodatkami zje jej kota.
Nathaniel skinął Emmie głową i ruszył za nią do klasy.
Sama nie wiedziała jak to się stało, że zostali przyjaciółmi. Na pierwszych wspólnych zajęciach Nathaniel usiadł koło niej i zaczął mówić jej o tym, że nienawidzi ludzi, życie przynosi wiele cierpienia a świat jest zły, a Emma siedziała tylko obok i mu przytakiwała myśląc o tym, że jej mama najpewniej by ją zabiła, gdyby przyjaźniła się z kimś takim.
Z czasem jednak ten układ zaczął odpowiadać im na tyle, że trzymali się razem aż do dziś. Ona słuchała jego narzekania, a on mógł się tym narzekaniem dzielić z kimś innym niż ze swoimi mrocznymi znajomymi.
Weszli do klasy i zajęli miejsca w ławkach, kiedy akurat zadzwonił dzwonek.***
- Stary, dlaczego zawsze musisz wygrywać każdy zakład? - zaśmiał się Josh, patrząc na Brada chowającego wygraną do portfela.
- Josh, pogódź się z tym, że we wszystkim jestem perfekcyjny - uśmiechnął się. Był królem tej szkoły i nikt nie mógł temu zaprzeczyć. Był kapitanem szkolnej drużyny koszykówki, ale nie tylko dzięki temu zdobył popularność. Był po prostu piekielnie przystojny i każda, absolutnie każda laska na jego widok dostawała palpitacji serca. Metr osiemdziesiąt dziewięć chłodzącego seksu, muskulatura niczym u młodego boga, niebieskie oczy w których można się było utopić i blond grzywa, którą przeczesywał ręką przechadzając się szkolnymi korytarzami. Dziewczyny na jego widok mdlały, a jego ego rosło. I nie tylko ono.
- Nie możesz wiecznie wygrywać, przyjacielu - Josh miał już w głowie plan idealny. - Co powiesz na zakład, którego nie będziesz w stanie wygrać?
- Cokolwiek to jest, wchodzę w to - rzucił bez większego zastanowienia Brad. Nie było rzeczy, której by nie zrobił i wiedział, że jest na wygranej pozycji.
Josh wskazał na dziewczynę, która właśnie przeszła obok nich. Brad obejrzał ją uważnie, zwykła, przeciętna laska.
- Ona. Przyjaciółeczka tego emosa. Założę się o stówę, że nie dasz rady jej poderwać - Josh jeszcze nigdy nie był tak pewny siebie.
- Żebyś się tylko nie zdziwił - parsknął Brad i uścisnął dłoń kumpla. Takie dziewczyny jak ona były łatwym kąskiem, zwłaszcza dla niego.
Ma już wygraną w kieszeni.Tylko ten niesamowity klasyk mojego profilu zasługuje, aby na nim być.
(w 2019 wciąż myślę tak samo)
CZYTASZ
Let me be your lover
HumorSzara myszka, najpopularniejszy chłopak w szkole i szkolne dziwadło. Brzmi banalnie, ale co wyniknie z tego połączenia? Cover by @wthugh