5.

7.3K 335 40
                                    

Brad przez całą drogę powrotną nie odzywał się do Emmy. Zapowiadała się świetna zabawa, a ona wszystko zepsuła. Była straszną sztywniarą. Nie było to dla niego co prawda żadnym wyzwaniem, bo zawsze uważał, że im trudniej zdobyć szczyt tym lepsza nagroda.
- Co tak milczycie, gołąbeczki... - Próbował zacząć rozmowę siedzący na tylnym siedzeniu Josh.
- Dama mojego serca ma F O C H A - Oznajmił z wyższością Brad, chcąc ją sprowokować. - Co jest skarbie, pierścionek nie ten? Kupimy inny, dla ciebie wszystko.
- Po prostu muszę już wracać do domu...
- Wiesz, Brad, ona pewnie ma innego...
Brad zjechał gwałtownie na pobocze i zatrzymał samochód. Spojrzał na Emmę usiłując zrobić najbardziej skrzywdzoną minę jaką potrafił i wyrzucił z siebie szybko:
- MASZ INNEGO?!
- Brad...
- A JA CIĘ TAK KOCHAŁEM
- Czy możesz....
- KIM ON JEST, TO TEN EMO?
- Nathaniel to mój przyjaciel...
- Każda tak mówi - Rzucił Josh.
Spojrzała na nich obu i po raz pierwszy, odsuwając nieśmiałość i zmieszanie na bok, wykrzyczała:
- CZY WY ZWARIOWALIŚCIE - Gdyby Nathaniel to słyszał pewnie poklepałby ją po głowie i z łzami w oczach wydusił z siebie "jak one szybko dorastają..."
Obdarzyli ją zszokowanymi spojrzeniami. Josh zaczął udawać, że nie istnieje i przez resztę drogi patrzył na swoje kolana, Brad z kolei zjechał z pobocza i ruszył dalej, by odwieźć ją w końcu do domu. Wiedziała jednak, że to nie koniec, nie mogli tak po prostu przestać. I właśnie ten spokój, który zapanował przerażał ją najbardziej, wiedziała, że to cisza przed burzą. Brad włączył radio i w samochodzie rozległ się dźwięk jednej z piosenek Enrique Iglesiasa.
Josh podśpiewywał, a Brad spojrzał na nią i zaczął kontynuować swoją zabawę.
- Może ściągniemy go na swój ślub?
- Brad, czy możesz przestać? - Pierwszy raz w życiu komuś udawało się ją prowokować i pomimo tego, że od zawsze uważała się za pacyfistkę i brzydziła się przemocą miała ochotę strzelić mu z liścia w twarz. Co prawda pewnie złamałaby sobie przy tym rękę, więc postanowiła się powstrzymać. Nathaniel z przyjemnością załatwi to za nią kiedy już się z nią pogodzi.
- Oh, rozumiem, FOSZEK - Odparł dumnie Brad. Chwilę później zatrzymali się pod jej domem. - No, jesteśmy na miejscu bejbe.
- Zaraz... Skąd ty wiesz gdzie mieszkam... - Nawet nie pytał jej o drogę, a trafił prosto pod jej dom, co nieco ją przerażało.
- Zabawna historia mała, kiedyś chcieliśmy sklepać emosa i śledzili... - Dobiegło z tylnego siedzenia.
- ZAMKNIJ SIĘ - Przerwał Brad. - Kochanie, jak mógłbym nie wiedzieć gdzie mieszka dama mego serca...
- Zagraj jej jeszcze serenadę pod balkonem - parsknął Josh.
- MORDA, no więc kochanie, nadszedł smutny czas pożegnania...
- Yyyy, tak, cześć - złapała za klamkę, jednak Brad zablokował drzwi.
- Moja droga, nie zaszczycisz mnie na pożegnanie nawet całusem w policzek? - Nadstawił policzek oczekując pocałunku.
- Albo w dup... - Josh świetnie się bawił.
- ZAMKNIJ KURWA MORDĘ - Brad ryknął, a Emma miała wrażenie, że zaraz ogłuchnie - Przepraszam Cię skarbeńku za to skandaliczne zachowanie naszego towarzysza...
- To ja już pójdę - drzwi w dalszym ciągu nie chciały się otworzyć.
- Oh, niejasno się wyraziłem. Całujesz albo Cię nie wypuszczę.
- Chyba żartujesz - pisnęła oburzona.
Znów nadstawił policzek. Wiedziala, że jej bez tego nie wypuści, a nie chciała przedłużać tej chwili. Ciekawe czy jej mama już obserwuje sytuację przez kuchenne okno.
Cmoknęła go szybko w policzek, ledwo dotykając go ustami i wybiegła przez już odblokowane drzwi.
- To do jutra, maleńka! - Krzyknął do niej z uśmiechem. Wytarła usta w rękaw, myśląc tylko o tym, że musi wziąć dziś kąpiel w żelu antybakteryjnym. Wchodząc do domu wpadła na mamę, która nie wyglądała na zbyt zadowoloną i wiedziała już, że wszystko musiała widzieć.
- Kim był ten młodzieniec, młoda damo?

***
Nathaniel przekroczył bramę starego, opuszczonego cmentarza idąc parę metrów za Bomblem.
Po paru minutach przeskakiwania przez połamane nagrobki i zapadnięte groby dotarli do starej kaplicy, miejsca spotkań wszystkich okolicznych sekt i nastoletnich satanistów. Przez chwilę nawet miał wrażenie, że wśród leżących na ziemi liści dostrzegł kocią czaszkę, ale postanowił to zignorować. Nie przychodził tu od roku, z trzech powodów. Pierwszym było to, że jego znajomi po kolei wykruszali się z brania udziału w tych cmentarnych spotkaniach, a na ich miejsce wchodzili nowi. A on nienawidził nowicjuszy. Byli okropni i mieli jeszcze w sobie tyle bycia emo...
Drugim powodem było to, że pewnego dnia ujebał błotem swój nowy czarny płaszcz, który kosztował go fortunę i nie dało się go już doprać. To wkurwiało go nawet bardziej niż nowi goci. Ale trzeci powód, coś co przelało czarę gorczycy...
Nigdy nie wybaczy tym gówniarzom tego, że załatwili jego kota. Jego ukochaną Pusię... Tamtego dnia podjął decyzję o odejściu i przestał utrzymywać kontakty z kimkolwiek z cmentarnego towarzystwa.
A teraz znów tu był. Czuł się jak Frodo prowadzony przez Smigola do Mordoru.
Przekroczył próg kaplicy i wtedy ją zobaczył. Kobietę, którą pragnął wymazać ze swojej pamięci.
- Witaj, Nath...

***
Emma siedziała na łóżku, zamknięta w swoim pokoju. Tak jak się spodziewała, dostała karę i mama zabroniła wychodzić jej z domu. Zupełnie, jakby gdzieś wychodziła...
Było jej przykro, że mama traktuje ją jak małe dziecko. Od czasu kiedy rozwiodła się z ojcem stała się religijną fanatyczką i otwarcie głosiła, że jedyną miłością jej życia jest Bóg.
W dodatku myśl o tym, że Emma za kilka lat wyprowadzi się z domu i pójdzie na studia, a ona zostanie w domu sama przerażała ją tak bardzo, że usiłowała jak najdłużej ją przy sobie utrzymać i na siłę robiła z niej małe dziecko.
Emma zastanawiała się czasami czy nowy mężczyzna sprawiłby, że jej mama znów zaczęłaby się zachowywać normalnie. Wiedziała jednak, że matka nie chce nikogo sobie znaleźć.
Ciekawiło ją jak niby mama ma zamiar wysłać ją na studia do większego miasta, skoro teraz nie mogła nawet z nikim rozmawiać, bo urządzano jej później przesłuchania.
Z przemyśleń wyrwał ją hałas na dole. Zeszła na parter i zobaczyła jak jej mama usilnie próbuje wygonić Nathaniela, który twierdzi, że koniecznie musi się spotkać z Emmą.
Mama nikogo tak nie nienawidziła jak właśnie jego. Emma ciągle wysłuchiwała, że nie powinna się z nim przyjaźnić, że sprowadzi ją na złą drogę.
- Mamo, zostaw go!
- Wracaj do pokoju, ten satanista nie przekroczy progu mego domu!
Nathaniel tylko przewrócił oczami i nie ruszył się ani o centymetr.
- Nie odejdę dopóki nie pozwoli mi pani porozmawiać z Emmą...
- MAMO - Emma przecisnęła się pod ramieniem matki, którym ta próbowała zablokować Nathanielowi drogę, wzięła przyjaciela pod rękę i odprowadziła do furtki.
- Twoją starą powinien ktoś w końcu przeruchać, może zeszło by jej to ciśnienie - warknął.
- Nie mów tak o niej - skarciła go, ale miała ochotę się zaśmiać. Mama czasami przesadzała. Nie, ona robiła to cały czas. - Po co przyszedłeś?
- Musisz mi pomóc. To poważna sprawa. - Spojrzał jej prosto w oczy i wiedziała już, że nie żartuje. Cokolwiek to jest, mają przesrane.


Let me be your loverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz