Południca część IV

70 6 2
                                    

Gdy Frey i Aaron wrócili do gospody, Lana i Cayden już siedzieli w jednym w pokoi. Wszystko im opowiedzieli co do każdego szczegółu, wraz z dziwną śmiercią chłopa. Cayden ostrzył miecz uważnie słuchając opowieści, a Lana pocierała brodę.

- A co jeśli Ona chce śmierci swojego męża? - spytała dziewczyna marszcząc brwi.

- Jeśli masz rację to go nie dostanie. - szybko ucięła jej siostra.

- Chyba, że chłopak już nie żyje. Nie próżnowałem, gdy rzekomo szedłem się odlać. Chłopak nie żyje. Miał kochankę i to może być głównym powodem powstania południcy. - zwrócił się Cayden.

- Szlag! - zaklęła Frey - czyli samobójstwo dziewczyny, a potem wyrżnięcie męża i kochanki. Chore.

- Raczej ludzkie. - sprostowała Lana.

- Dziś i tak nic już nie zrobimy. Idźcie spać. - Aaron powiódł po zebranych wzrokiem.

- Chyba oszalałeś myśląc, że damy wam spokój. Nadal jesteście więźniami. - Frey podniosła się i spróbowała zawiązać dłonie chłopaka. Wykręcił się w przeciwnym kierunku.

- No co wy! Siedzimy w tym samym bagnie! Trochę zaufania. - oburzyli się bracia. Siostry chwilę milczały, a potem westchnęły jednocześnie.

- Jedno przewinienie, a moje noże odnajdą drogę do waszej tętnicy. - ostrzegła blondynka.

W ciężkiej atmosferze położyli się na niewygodnych, wypchanych słomą łóżkach.



Pod Stopą Gryfa było kiepską karczmą, do której przychodzili ludzie, by się urżnąć mocnym, choć kiepskiej jakości, piwem.  Spotkanie przy wejściu nieprzytomnego, zarzyganego mężczyznę, było na porządku dziennym. Tak jak teraz, gdy łowcy przechodzili nad nieprzytomnym człowiekiem. Nikt nie zwracał na to uwagi. Rano, po rozmowie z przerażonym wizją tożsamości południcy Zgrywkiem postanowili, że pójdą do domu Giny,  i poszukają jakiś wskazówek jak ją zwabić.

Dom był zapuszczoną chałupą z pajęczynami w każdym wolnym miejscu i kurzem na każdej wolnej desce. Przeszukali każdy skrawek mieszkania aż natrafili na dość ruchliwą ścianę za szafą.

- Pomóżcie mi to odsunąć - wskazał spróchniały mebel Aaron. Wszyscy natarli na obiekt, który odsunął się, jęcząc ku protestowi.

Za szafą została wyryta mała dziura z kamiennymi schodami prowadzącymi w dół. Wszyscy popatrzyli na siebie i w milczeniu zgodzili się zejść po zamszonych, kamiennych stopniach. Doszli do całkiem dużego pomieszczenia o kamiennych ścianach oblepionych szkicami, listami, portretami, tkaniami i poplamionymi czerwoną substancją. Frey miała w duchu cichą nadzieje, że to tylko czerwona farba. Na stole, ustawionym na środku pokoju walały się szczotki pełne złotych włosów, połamane świeczki, rozerwane materiały odzienia i połamany grafit.

- Czy to jakiś ołtarzyk? - powiedział na głos Cayden to o czym wszyscy myśleli. Bracia zbliżyli się do narożnika gdzie walały się strzępy mebli i połamany kufer. Latało tam pełno much i zdecydowanie nieprzyjemnie pachniało. Otworzyli kufer i odskoczyli z obrzydzeniem.

- Na mą duszę! Spójrzcie! - zawołał Cayden. Wszyscy podeszli zobaczyć co takiego ich przeraziło. Słusznie z resztą. Leżały w skrzyni zasuszone zwłoki, powykręcane pod dziwnymi kątami. Usta miało szeroko otwarte, oczodoły puste, zapewne wyżarte prze robaki, związane ręce i otworzona klatka piersiowa. Na głowie pozostało niewiele czarnych włosów.

- Bogowie... czy to...? - wykrztusiła Frey.

- Nie Gina. Przed państwem kochanka. - oznajmiła Lana chłodnym tonem. Wzbierało w niej obrzydzenie lecz nie tak duże jak jeszcze parę lat temu. Uchwyciła potępiające spojrzenie siostry. Zignorowała je - ale zrobiła to nasza południca. Przecież dziewczyna sama się nie związała i nie wrzuciła do skrzyni. - zatrzasnęła wieko kufra z grymasem na twarzy.

Ruszyli w drogę powrotną by złożyć raport u doradcy. Gdy chcieli otworzyć drzwi, one nie ustąpiły.

- Co jest do... - zaczął Aaron, ale zamilkł gdy na końcu chałupy pojawiła się szkaradna zmora.

Południca.

Stała przed nimi, męczona drgawkami, zasuszona, ze słomą zamiast włosów, odziana w szkarłatną szatę i z żytem między palcami. Jedyne co nie pasowało do upiornej scenerii były zwykłe, niebieskie, ludzkie oczy. Wskazała na obcych długim palcem i wydała z siebie suchy skrzek. Łowcy natychmiast wyciągnęli broń, choć nie tak wygląda walka z południcą.

- Wygląda na to że oczyszczenie przyjedzie wcześniej niż planowaliśmy. - szepnęła Lana napinając cięciwę łuku.

Aaron przypominał sobie podstawy uwalniania duszy. Potrzebował jakiegoś jej przedmiotu. Szczotka!

- Zatrzymajcie ją! Idę do szczotkę! - ruszył biegiem z powrotem do ukrytego pomieszczenia. 

Reszta spojrzała na niego jak na obłąkanego. Jak to szczotkę?! Czy jego już naprawdę powaliło? Myśleli wszyscy gorączkowo. Nawet południca wydawała się zbita z tropu. Wtem chłopak wrócił trzymając w dłoni szczotkę obtoczoną złotymi włosami. Wyciągnął zza paska okrągłą fiolkę i rzucił ją w stronę południcy. Rozległ się brzęk tłuczonego szkła i niebieska substancja w fiolce zamieniła się w mroźny powiew wraz z spotkaniem powietrza. Szkarada znieruchomiała, a jej stopy unoszące się nad ziemią pokrył szron. Lana rzuciła się do przodu i opadła na kolana. Zza pazuchy płaszcza wyciągnęła długi, rytualny sztylet i nacięła sobie oba nadgarstki. Narysowała na podłodze pentagram swoją krwią. Frey zaraz po tym, na każdy róg wbiła sztylety runiczne zabezpieczające przed uwolnieniem demonów. Starsza siostra wyrwała Aaronowi szczotkę i wydarła z niej garść włosów. Zamknęła oczy i spaliła pukle w dłoniach. 

- Istoto stworzona z niecnych powodów, zrodzona w gniewie i bólu! Nie musisz już cierpieć! Uwalniam Twą duszę, niech odejdzie do Zaświatów i w spokoju zaśnie na wieki! - powiedziała Lana doniosłym głosem.

 Jej oczy zdawały się świecić mocą wypowiadanej formułki. Frey po cichu modliła się do Starszych, a Aaron nerwowo ściskał w garści fiolkę z kolejnym eliksirem. Cayden chciał podejść do Lany, ale odepchnęła go dziwna siła. Końcem buta zahaczył o sztylet runiczny i rozerwał krąg. Oślepił ich błękitnawy blask, a zmora zaczęła przeraźliwie wrzeszczeć. Po chwili, która zdawała się nie mieć końca, wszystko ucichło.

Nikt nie zauważył, że Południca rozpadła się na cztery części.

Nikt nie zauważył, że części przyczepiły się do Łowców.

Nikt nie zauważył jak ich oczy stały się bezdennie czarne.

ŁowcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz