Łowcy, nieco skonsternowani i zmęczeni starciem z południcą, poszli natychmiast po nieudanym oczyszczeniu do Zgrywka. Gdy szczurkowaty mężczyzna usłyszał o ich dokonaniach, aż zachłysnął się winem.
- Och, jesteście prawym człekiem! Proszę. Oto wasza zapłata. - rzucił w ich stronę grubą sakiewkę pieniędzy - A wiecie wy co? Sam król powinien usłyszeć o tych dokonaniach! Tak, tak. Sam król, ach! Cóż to by był za zaszczyt. - rozmarzył się doradca. Wino najwyraźniej zbyt uderzyło mu do głowy. Nos miał niczym śliwka, a policzki zaczerwienione.
- Tak się składa, że wybieraliśmy się do stolicy. Mógłbyś zabrać się z nami. - oznajmił Cayden pocierając spuchnięte powieki.
- Ach, jak zacnie! Wyruszymy wieczorem! Lepiej pod osłoną nocy wymknąć się z tego zbioru os! Spotkajmy się przed portalem moi cenni łowcy! - wyszeptał rozentuzjazmowanym tonem.
Towarzysze pokiwali głową i odeszli siodłać konie. Aaron podczas drogi ku karczmie zachowywał się nader dziwnie. I to bynajmniej nie była przyczyna nawdychania się trucizn. Jego głowa nienaturalnie się skręcała jakby w spazmach, cały czas wykręcał palce i był spocony.
- Bracie, wszystko w porządku? - zapytał z troską Cayden, chwytając młodszego za ramię.
- T-tak. To ten piekielny upał! Jakby ktoś włożył mi stado ogników pod koszule. Nie zwracajcie na to uwagi. - machnął ręką tylko. Tak więc nikt już więcej się nie wypytywał.
Wszyscy dosiedli koni i ruszyli cwałem ku bramie. Lana zagwizdała i zza drzewa wyleciał wilk machając ogonem. Chłopka, która niefortunnie przechodziła w pobliżu, upuściła wiadro w praniem prosto do błota ze strachu. Frey próbowała ukryć parsknięcie włosami, ale nie sposób było nie zauważyć złośliwej satysfakcji. Ona również zagwizdała, a po chwili na jej ramieniu siedział, dumnie pusząc się orzeł.
Słońce ukryło się poniżej horyzontu. Dopiero wtedy do obu rodzeństw dołączył Zgrywek. Objuczony sakwami ze złotem, pakunkiem z pożywieniem i małym sztyletem wysadzanym diamentami. Nie było to mądre z jego strony - w końcu mieli dojechać do Vaguardu przez Sinejski las. Las znany z zbójców, morderców, demonów i dzikich zwierząt. A soczysta sarnina u boku doradcy, zwabi wilki jako pierwsze. Ale łowcy nie skomentowali.
Wszyscy nałożyli kaptury i popędzili konie.Rząd bohaterów przedzierał się przez las, każdy gotowy by wyciągnąć sztylet ku zagrożeniu. Po drzewach wspinały się rude, puchate stworzonka, z dala wyły wilki rozpraszając zwierze Lany, a wiatr huczał i obijał się o drzewa, usuwając spod kopyt koni opadłe liście.
Po przejechaniu imponującego szlaku zatrzymali się w miejscu gdzie drzewa rosły gęsto. Rozbili obóz i rozpalili ognisko z nazbieranego chrustu. Zgrywek usiadł pod omszałym drzewem i wyciągnął pozłacany sztylet, zastanawiając się nad czymś intensywnie.
Frey popatrzyła sceptycznie na szlachcica - melancholika i delikatnie wymusiła, by im pomógł. Aaron dzielnie walczył z namiotem i notorycznie wyklinał wszystkich i wszystko po kolei. Mogłoby się zdawać, że potyczka z południcą to pikuś w porównaniu z tak zażartym przeciwnikiem. Koniec końców namiot go przygniótł, a Cayden wpierw koncertowo zrugał młodszego, zaś później i tak pomógł mu się oswobodzić. Był rad, iż brat przestał się dziwnie zachowywać.
Tymczasem zaczął zapadać zmierzch i bohaterowie zgromadzili się przy ognisku na posiłek. Lana przygotowała swoją popisową potrawkę z jelenia, którego udało jej się upolować (i tym razem nie był to zbłąkany chłopak). Wszyscy w ciszy jedli, gdy nagle wilk Lany podniósł łeb, który dotąd trzymał na kolanach właścicielki i zawył przeciągłe.
Łowcy chwycili za broń i spojrzeli w las z którego sączyła się powoli gęsta jak mleko mgła. Z mgłą nadeszło głośnie ujadanie, niepodobne do żadnego jakie dotąd słyszeli. Zgrywek zaczął się panicznie cofać w stronę koni. Już niemal był przy swych sakwach, gdy rzucił się na niego znikąd zgniły pies rozszarpując mu gardło.
Bohaterowie stali jak sparaliżowani patrząc jak barghesty wyrywają krwawe płaty z ciała ich niedawnego towarzysza. Nagle Aaron wrzasnął i upadł na kolana próbując zatamować krew płynącą z oczu. Cayden chciał sprawdzić co się stało, ale nie był w stanie. Po prostu patrzył jakby zamroziło go żywcem. Lana oddychała ciężko trzymając napięty łuk, a Frey próbowała uspokoić orła. Jeden z demonów spojrzał na grupę, która spodziewała się najgorszego. Ale ten tylko zawył przeciągle i upiory zniknęły tak szybko jak się pojawiły. Została tylko mgła.
Cayden wreszcie odzyskał rezon i potrząsnął bratem. Aaron tylko patrzył w dal z roztartą krwią na policzkach. Starsza z sióstr podeszła do zwłok. Zmarszczyła nos czując swąd krwi. I sprawdziła juki konia zarządcy. Parsknęła śmiechem, który po chwili zaczął przeradzać się w szaleńczy rechot. Siostra spojrzała na nią pytająco, a ta w odpowiedzi uniosła średniej wielkości książkę znalezioną w torbie Zgrywka.
Był to dziennik ze skóry, być może ludzkiej, z wyrytym pentagramem na okładce. Karty były już pożółkłe i zachlapane różnymi dziwnymi substancjami. Gdy Lana go otworzyła jej oczom ukazał się tylko niezrozumiały bełkot w dziwnym języku. Zamknęła książkę z trzaskiem i włożyła z powrotem do torby.
- Czyli mamy tu martwego nekromantę? - stwierdziła Frey, kopiąc rozszarpanego człowieka.
- Nie sądzę. Trafniejszą teorią byłoby to, że księgę znalazł. - Lana schowała przedmiot do torby - Barghesty musiały przyjść sprowokowane złym użyciem zaklęć.
Towarzysze spojrzeli po sobie. To był fakt. Barghesty nie pojawiły się przez przypadek. No bo skąd demony w Sinejskim lesie?
- Jak dla mnie, kombinował coś ze złotem. - oznajmił Aaron posępnie, prowadząc konia, który zerwał się ze sznura, gdy pojawiły się demony - Idziemy dalej? Czy przeczekamy noc? - Nikt nie musiał mu odpowiadać. Zaśmiał się i chwycił Zgrywka ( lub to bo z niego zostało ) za mankiet.
- Trzeba go pochować. - zwrócił uwagę mu starszy brat. Stał, oparty o pień drzewa i wlepiał wzrok w truchło.
- Żartujesz sobie? Taki śmieć jak on zasługuje by dorwały go wilki Leszego! - Oburzył się brunet i rzucił ciałem o ściółkę.
- Aaron! Natychmiast przestań! Jak śmiesz?! - Ryknął Cayden z niedowierzaniem - Każdy zasługuje na godny pochówek. Nawet taki, jak to ująłeś "śmieć". Lana. Chodź. Nie mam dziś ochoty na towarzystwo nikogo innego. - Oznajmił, odepchnął się od drzewa i pociągnął trupa za płaszcz w głąb lasu.
- Eee, dzięki? - Zawołała za nim Frey z oburzeniem, przysiadając przy wygaszonym ognisku. Lana pobiegła za chłopakiem, nakładając uprzednio łuk i kołczan na plecy. Aaron naburmuszony usiadł na ziemi i zaczął czyścić sztylet, wyciągnięty z nogawki.
- Dlaczego chcesz go tak bardzo pochować? Mogliśmy zginąć przez jego głupotę. - Zapytała dziewczyna wilców łapiąc drugą rękę Zgrywka, pozbawioną paru palców dzięki barghestom.
- Aaron jest jeszcze młody. Co za tym idzie - głupszy niż przydrożne bełty. Mimo to, naoglądał się więcej śmierci niż chłopcy w jego wieku. Ale nadal nie rozumie, że każdy zasługuje na szacunek po śmierci. Bo jeśli nie, to czym będziemy się różnić od takich berghestów? To nas wyróżnia od demonów Lano. - Pouczył dziewczynę ze zmarszczonymi brwiami. Lana nie zaprzeczyła. Tylko pomogła wykopać chłopakowi dziurę.
Gdy dół był wystarczająco głęboki, a ich paznokcie połamane i brudne, wrzucili do niego Zgrywka i zaczęli zakopywać.
- Żmudna robota. Nigdy nie pytałem, nie żebym miał na to czas, ale, po co ci te rękawiczki? - Cayden wskazał skórzane rękawice dziewczyny bez palców.
- Może nie uwierzysz, ale mam na nich tatuaże. - uśmiechnęła się pokrętnie. Oczywiście żartowała. Ale Cayden wyczuł, że Lana nie ma ochoty na drążenie tematu. To też nie pytał dalej.
Gdy wrócili do małego obozu, Aaron spał jak zabity, skulony na skrawku podartego koca, a Frey czuwała na pniu drzewa z mieczem na kolanach. Uśmiechnęła się do nich gdy weszli w krąg światła i oznajmiła:- Skoro wróciliście, to nie będziecie mieć za złe jeśli się położę. - przeciągnęła się z miauknięciem i położyła się na płaszczu - dobranoc Lana. Dobranoc zakładniku. - I zamknęła oczy, a jej orzeł usadowił się na najniższej gałęzi z myszą w dziobie.
Schopenhauer w końcu spiął dupę i wraz z Werterem napisał rozdział. Zgrywek od zawsze był szują. Dbajcie o siebie!
CZYTASZ
Łowcy
FantasyM I T O L O G I A S Ł O W I A Ń S K A Losy dwojga rodzeństwa krzyżują się na ścieżce utkanej z demonów i dyktatury. Dwa przeciwne klany, które łączą siły by przetrwać. *R E M O N T*