5 - Bezsilność

681 54 11
                                    


Bellamy już od pierwszego uśmiechu Clarke wiedział doskonale, że niepogłębianie swojego zauroczenia będzie trudne do wykonania. Blondynka pokazała mu wszelkie zakamarki wyspy, nawet takie miejsca, o których reszta nie miała pojęcia. Robiło się coraz ciemniej, coraz więcej rozłożystych gałęzi przeszkadzało im w powrocie do obozu.

 - Łódź wyrusza z drugiego brzegu, gdy tylko się ściemni - Clarke zmieniła nagle temat. 

 - Lion powiedział, że mam im pomóc w rozładunku - Blake jęknął niechętnie - co takiego tutaj transportują? 

 - Części maszyn, broń, amunicję, czasem leki... 

 - Leki? 

 - Tylko gdy wyruszam z nimi. Może i szanują technologię wojenną, za to medyczną z pewnością nie. Uważają, że słabsi nie mają prawa bytu, skoro ich ciało samo nie może się obronić - Clarke zmieniła minę na poważniejszą, bardziej skupioną. Przyśpieszyła też kroku, co sprawiło, że Bellamy, choć miał dłuższe nogi, musiał do niej doskakiwać. 

 - Przecież nie wszyscy ziemianie mają takie zdanie. Dlaczego oni są inni?

 - Nie rozumiem ich mentalności do końca. Rzadko rozmawiają o tym, jak żyli wcześniej. Wolą rozmawiać o życiu na arce, czy w Camp Jaha. 

 - Powiedziałaś im coś o tym? - Głos bruneta z łagodnego zmienił się diametralnie w poważny, wręcz agresywny. 

 - Spokojnie! - Zatrzymała się na chwilę. - Wiedzą mniej-więcej gdzie znajduje sie Camp Jaha, zresztą, jak wszyscy. Jednak z pewnością tam nie trafią, nawet nie mają powodu.

 - Myślałem, że zależy im na broni, przecież mamy jej ogromne ilości - Bellamy znów ruszył, pociągając za sobą blondynkę. 

 - To prawda, jednak równie dużo przechowuje sama ziemia. Pamiętasz bunkier z bronią, który odnaleźliśmy kiedyś? Jest ich cała masa. Tylko czekają na swoich odkrywców - odpowiedziała beznamiętnie, odgarniając ostatnią gałąź zakrywającą obóz.

 - I oni niby nimi są? - Blake uniósł jedną brew do góry i spojrzał błagalnie na dziewczynę. Ta tylko wywróciła oczami.

 - Idę do Charliego - wymyśliła nagle. 

 - Pewnie, idź, ja będę cały czas tam gdzie byłem, w cholernym namiocie - odsapnął. Już ją wyminął, ukazując swoje ogromne pogardzenie Charlie'm. Jednak coś go zatrzymało. Dłoń blondynki, która nieśmiało zacisnęła się na jego ramieniu. 

 - Przecież możesz iść ze mną - odpowiedziała najprościej jak się dało. Brunet gdy tylko się odwrócił, ujrzał jej promienny uśmiech. Nie była na niego zła za swoją gburowatość i dziwne przejawy zazdrości. Wyglądała, jakby cała sytuacja ją bawiła. 

 - Nie chcę wam przeszkadzać w... właśnie, w czym konkretnie?  - Blake odchrząknął, uniósł brwi i spojrzał na nią podstępnie, jak ojciec który wypuszcza swoją córkę w łapska obcego nastolatka. Jedyny problem był taki, że Bellamy chciał być dla niej kimś innym. 

 - Podam mu leki, dotrzymam towarzystwa... To co zwykle przyjaciele robią. 

W tym momencie Blake'owi zapaliła się czerwona lampka. Przecież ona mu również podawała leki i dotrzymywała towarzystwa w chwilach dla niego najtrudniejszych, kiedy nie miał siły mrugnąć, a co dopiero podziękować. Dzięki niej przestał myśleć o Octavii, przestał myśleć o Camp Jaha, przestał myśleć o czymkolwiek innym, niż o blondynce. 

 - Pewnie - jęknął od niechcenia, z wyraźną zazdrością w oczach. 

 - Co pewnie? - Clarke nieco się zmieszała.

Medicine | Bellarke (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz