Rozładunek poszedł mu sprawnie, przy czym zdołał poznać nieco Liona. Bynajmniej był on inny niż wszyscy ziemianie na wyspie. Nie tylko ze względu na to, że to akurat jego wybrali sobie na przywódcę. Głównie dlatego, że posiadał choć odrobinę empatii. Blake z kontekstu wywnioskował, że zależy mu na Charlie'm, jednak nie chce on przekładać jednego życia na prawie setki żyjącej w obozie. Prócz tego, że Lion był obdarzony ogromnym poczuciem humoru, miał około czterdziestkę na karku. Nikt by się tego po nim nie spodziewał. Miał też kiedyś żonę, którą skazano na śmierć za nieznane mu wykroczenie. Od tamtego czasu Lion podobno nie interesuje się kobietami, nie wliczając w to Clarke. Ona jest mu niezmiernie potrzebna. Jednak ani nikt z załogi, ani sam Lion nie zdradzili mu dlaczego. Mógł się tylko domyślać, że chodzi o medyczne aspekty lub znajomość arki i Camp Jaha. Jeśli jednak to ostatnie, to mają już dwie osoby z zasobem tej wiedzy. Clarke automatycznie staje się mniej przydatna, co oznacza również, że mniej bezpieczna.
- Do jutra, Bellamy. Mam nadzieję - Lion poklepał go po ramieniu - wiesz, gdzie mnie szukać.
Bellamy odprowadził go wzrokiem do namiotu, instynktownie udając się do swojego. Kilka osób nawet zapraszało go na degustację alkoholi przy ognisku, jednak on nie pokładał w nich aż takiego zaufania. Gdy był już wystarczająco blisko namiotu, w którym spędził najdłuższe dni swojego życia, zrozumiał jedną rzecz. Nie wydobywało się z niego żadne światło, ani nawet żaden szmer. Clarke jeszcze nie było w środku. Ostatnim jego pragnieniem jest siedzenie w tym namiocie samemu, albowiem Blake może i lubił rozmyślać za dużo, jednak mógł to robić gdziekolwiek. Wybrał butlę z wodą na początku lasu. Chciał przemyć twarz, orzeźwić się i pomyśleć. Przebywając w miarę - na ile owa wyspa gwarantuje - bezpiecznym otoczeniu.
Księżyc oświetlał mu twarz, wkradając się w najgłębsze zakamarki jego ciała. Była pełnia. Blake podszedł do niebieskiej butli z wodą. Sięgała mu dalej jak do pasa. Zanurzył dłonie w zimnym płynie, rozkoszując się wolnością. Był tu sam, nikt go nie obserwował, a przynajmniej na tę chwilę.
Przypomniał sobie słowa Liona. Bellamy miał dostać broń, jednak nie mógł powiedzieć Clarke o tym, że ziemianie odnaleźli szczątki arki. Nie znał powodu, dla którego Clarke nie mogła się dowiedzieć. To mógł być dla niego test, bądź środek zapobiegawczy przeciw Clarke. Ostatnim razem na wyprawie przyprowadziła sobie kogoś do obozu. Co mogłaby zrobić tym razem? Gdyby dowiedziała się o arce to z pewnością nic nie mogłoby jej powstrzymać przed wyprawą. Nawet błagania Blake'a.
Plusów okłamania Clarke było dużo. Dostałby broń, dzięki której potrafiłby obronić ją i Charlie'go. Zdobyłby zaufanie ziemian, co byłoby swoistą protekcją dla dwóch wcześniej wspomnianych. Mógłby przeszukać arkę w poszukiwaniu leku dla Charlie'go. Nikt nie musiałby się o tym dowiedzieć. Przede wszystkim zorientowałby się w położeniu wyspy, co pomogłoby w późniejszej ucieczce. A minusy? Okłamanie Clarke. Mogłaby go za to znienawidzić, ale z pewnością z czasem by zrozumiała. Czy chciał ryzykować? Dla niego wybór był oczywisty.
Postanowił wrócić do namiotu.
Jasne światło wydobywało się z samego wnętrza zlepku kilku czerwonych płacht i masywnych patyków. Dotarł już do "drzwi", wchodząc w głąb. Blondynka siedziała na środku łóżka szukając czegoś w swojej torbie. Gdy tylko ujrzała bruneta, uśmiechnęła się słabo.
- Jak tam twój podopieczny? - Bellamy padł zmęczony na łóżko, podpierając głowę rękami.
- Leku jest mało. Dlatego muszę mu go podawać w coraz mniejszych ilościach...
- Ile zostało? - Zerwał się nagle.
- Mało?
- Clarke - zbliżył się do niej - ile?
CZYTASZ
Medicine | Bellarke (ZAWIESZONE)
Fanfic(ZAWIESZONE) Myślał, że nie czeka go już nic więcej niźli samotna śmierć pośrodku miejsca, którego nie sposób nawet opisać. Tym czasem spotkało go coś, w co nigdy nie wierzył. Doznał cudu, jakim okazała się zostać Clarke Griffin. ...