Blake sięgnął pod niestarannie wyścielane łóżko, przesunął drewniany stolik tuż obok, a nawet odgarnął stertę brudnych szmatek w najdalej od niego oddalonym miejscu w namiocie. Jednak dopiero, gdy wpadł na pomysł, ażeby przegrzebać jego stare ciuchy, odnalazł buty. Oczywiste, że były jego, choć ciężko mu było się do tego przyznać. Nigdy nie wyglądały w ten sposób. Posklejane substancją, którą rozpoznał dopiero po wnikliwej analizie zapachu. To było zmieszane błoto z krwią. Prawdopodobnie jego krwią, acz pewności nigdy przecież nie mógł mieć. Jakby tego było mało, obklejone były w ściółce leśnej. W amoku poszukiwań Octavii nie zważał na swoje kroki i tak się to skończyło... Przy okazji większość jego ciuchów zaplamiona była krwią. Tylko rozpięta w tamtym czasie kurtka, w której posiadaniu był nawet na Arce - ocalała. Ubrał ją na czystą, białą podkoszulkę. Clarke przyniosła mu ją. Nie wyglądała na taką, która wyszła spod rąk Ziemian. Gdzie więc był? Nie zważając na to, co mówiła blondynka, postanowił dziś się tego dowiedzieć. Oczyścił nawet buty szmatką, która wcześniej posłużyła mu jako lekarstwo na temperaturę.
Wsunął buty na nogi i ruszył odkrywać nowe otoczenie. A przynajmniej taki miał plan, bo Griffin akurat weszła do namiotu.
- Wybierasz się gdzieś? - Popchnęła go dłonią w kierunku łóżka. To był delikatny ruch, jednak zdecydowany. Rozpalił w Blake'u gniew. Więc złapał ją za rękę i mocno ścisnął.
- Clarke, doceniam to co dla mnie zrobiłaś, ale nie możesz robić ze mnie więźnia - spojrzał jej głęboko w oczy, jakby miał ją przekonać samym wzrokiem. Clarke wywróciła oczami.
- Masz tu wszystko czego potrzebujesz, Bellamy.
- Trumnę też przygotowałaś? - Uśmiechnął się słabo, próbując ją rozbawić, jednak ona tylko zasmuciła się, wzdychając głośno. - Co to jest? - Zmienił nagle temat, przyciągając ją do siebie za rękę, którą wciąż trzymał. - Krew? Nie powiesz mi, że moja. Nie tym razem.
- Nie, to nie twoja krew. Wcześniej też nie była twoja. Słuchaj... w pewnym sensie masz rację. - Clarke schowała zakrwawiony rękaw do kieszeni ciemno-zielonej kurtki. - Nie możesz tu wiecznie tkwić. Oni o tym wiedzą...
- Oni? - Bellamy pokiwał niezrozumiale głową. Podejrzewał wcześniej, że to obóz ludzi Clarke. Słyszał nawet jakieś rozmowy. Jednak za każdym razem nie dotyczyły one niczego konkretnego, bądź głosy były zbyt ciche, ażeby zrozumiał cokolwiek. Jakby wszyscy omijali owy namiot, lub znajdował się on z dala od innych.
- Siadaj - wskazała dłonią łóżko. Usiadła na nim, a Blake momentalnie zrobił to samo.
- Cokolwiek, bym tylko mógł stąd wyjść - westchnął, a Clarke przysunęła się nieco bliżej. Bellamy'emu nigdy nie przeszkadzała przesadna bliskość z innymi dziewczynami. Ostatecznie zawsze wiedział jak się taki kontakt skończy. Z Clarke przecież zawsze było inaczej. Robiła co chciała, kiedy chciała i z kim chciała. Była z tych porządnych, ale jednocześnie z takich, które same o siebie dbały. Ale przede wszystkim była jego przyjaciółką. Której ufał i która go ocaliła. Nigdy nie myślał o niej w inny sposób... a nawet kiedy przez przypadek się to zdarzało to zawsze karcił się za to w myślach. Tak jak i tym razem.
- Bellamy? Słuchasz mnie? - Clarke pstryknęła mu palcami tuż przed nosem.
- A co innego miałbym robić? - Westchnął i spojrzał na nią głupkowato. - Mów, no dalej.
- Jestem tu z grupą ludzi, którzy... Nie pochwalają życia Ziemian. W istocie są nimi, jednak kiedy odnaleźli człowieka, który zna się na technologii Arki... naszej technologii, to po prostu - westchnęła ciężko - stali się zafascynowani.
CZYTASZ
Medicine | Bellarke (ZAWIESZONE)
Fiksi Penggemar(ZAWIESZONE) Myślał, że nie czeka go już nic więcej niźli samotna śmierć pośrodku miejsca, którego nie sposób nawet opisać. Tym czasem spotkało go coś, w co nigdy nie wierzył. Doznał cudu, jakim okazała się zostać Clarke Griffin. ...