-Wzięłaś wszystko? - spytała mama, zapinając moją torbę. Wstała i wygładziła ołówkową spódnicę, do której włożona była śnieżnobiała koszula. Zawsze musiała idealnie wyglądać. Zawsze wszystko idealnie wyprasowane, idealnie podkręcone włosy, idealny makijaż. Czasami wszystko było tak przesadnie idealne i sztuczne, że zbierało mi się na wymioty.
Mój ojciec stał, opierając się o drzwi, również w śnieżnobiałej koszuli i idealnie dopasowanym krawacie do marynarki. Jego wzrok skupiony był na ekranie tego gównianego smartfona. Pieprzeni biznesmeni. Nie wiem jak można być tak bardzo zapatrzonym w sobie. Egoizm aż kipi, a jego opary sprawiają, że prycham i wywracam oczami kilka razy.
Jestem naprawdę z siebie dumna. Jeszcze jakiś czas temu robiłabym o to szopkę, a teraz się kontroluję...próbuję i nawet nieźle mi wychodzi.
-Na pewno, poza tym sprawdzasz tą torbę już chyba piąty raz -wymusiłam uśmiech.
-Dziecko, mogłabyś ubrać się chociaż raz jak nastolatka, a nie w te za duże łachmany, skąd to w ogóle masz? - matka ściągnęła brwi marszcząc przy tym czoło. Po pierwsze ubieram się ja chcę, po drugie, fakt jest troszkę za duża, ale za to wygodna i mam ją od Zacha -chciałabym powiedzieć.
Właśnie, Zach...Spojrzałam na postać siedzącą na parapecie. Był ubrany w tą skórzaną kurtkę ze śmiesznymi gwiazdkami. Patrzył przez okno, nie odzywając się ani słowem odkąd są tutaj moi rodzice. Nie widzą go, czy ignorują? A może to on ich ignoruje, albo nie chce widzieć? Przez chwilę miałam wrażenie, że Zeeko to cichy, nieśmiały duch siedzący przy zakratowanym oknie...
Ojciec wziął moją torbę i przewiesił przez ramię. Mama objęła moje ramię i oznajmiła:
-Musimy już iść.
-A ja muszę jeszcze zostać na chwilę - oznajmiłam dramatycznie niż bym chciała.
-Po co?! Carlotta, naprawdę nie mamy czasu, musimy jeszcze zabrać dokumenty - czułam jak matka używa siły by wyprowadzić mnie z sali, choć nie upierałam się, aż tak bardzo.
Wolno dotrzymywałam mamie kroku, co sekundę oglądając się za siebie. Nie mogę tak po prostu odejść, muszę pożegnać się z Zachem. Podziękować mu i wręczyć list. Właśnie. Cholera, mam list dla niego!
Wyjęłam z kieszeni pomiętą kartkę wyrwaną z mojego pamiętnika. Pisałam ten list wczoraj w nocy, wspominając każdy dzień spędzony z tym dziwnym chłopakiem. Wypisałam tam wszystko, co siedziało mi w głowie, to jak dzięki niemu się zmieniłam i przejrzałam na oczy, to jak zrozumiałam wiele teoretycznie błahych rzeczy, to że nauczyłam się rozmawiać i nie bać się prosić o pomoc. Nie zastanawiając się ani chwili, zawróciłam i pobiegałam do sali.
-Zach przepraszam, ja muszę ci coś...Zach? - na parapecie nikt już nie siedział, ani na łóżku, ani na krześle. Sala była po prostu pusta.
Przeczesałam palcami włosy i próbowałam poukładać rozrzucone po mojej głowie myśli. Wyszedł? Ale jak i kiedy? Gdzie teraz jest? Przecież się nie mijaliśmy. To niemożliwe. Podeszłam do okna gdzie siedział jeszcze kilka minut temu. Skrawek papieru lekko falował od chłodnego powietrza płynącego z uchylonego okna.
-Carlotta co ty cholera jasna wyprawiasz?! - do sali wbiegła rozgorączkowana mama wraz z ojcem, ale nie dbałam o to. Ich głos słyszałam jakby przez gęstą mgłę, były zagłuszone.
"Do zobaczenia później Carlotta" odbijało się w moich uszach głosem Zacha. Wpatrywałam się w słowa starannie napisane kursywą, jakby były wydrukowane, ciągle mając w głowie "Do zobaczenia później"...
__________
oxox
CZYTASZ
see you later // z.a.
Fanfiction-Więc... -zaczął Zach, a ja wypuściłam powietrze z płuc, które wstrzymałam nawet nie mając o tym pojęcia. -Oczywiście nie zmuszam cię... -Nie! Nie zmuszasz mnie...-przerwałam mu - ...nie wiem czy potrafię - odrzekłam cicho skubiąc skórki przy paznok...