Idiota

934 50 27
                                    



Obudziłem się cały obolały. Źle spałem, śniły mi się jakieś głupoty. Tonące statki, ludzie spadający z drabin do wody... Tytanic czy co? A zaraz potem lotnisko, z którego miałem zamiar wylecieć. Tylko dokąd? Właściwie co za różnica. To tylko nic nieznaczący sen. Skrzywiłem się nieco i wstałem z łóżka. Która jest godzina? Spojrzałem na telefon.


28.07.16r. godz. 6:57


Kurde, wcześniej nie mogło być? No cóż, są wakacje, mógłbym spać dłużej, ale nie sądzę, że zasnę ponownie. Postanowiłem wstać i coś ze sobą zrobić. Nie chciałem obudzić wszystkich w domu, więc postanowiłem wyjść. Nie wiedziałem dokąd. Właściwie to nie miało znaczenia. Było jasno i ciepło, więc mogłem pójść gdziekolwiek.


Udałem się na moment do toalety, żeby trochę się ogarnąć. Umyłem zęby. Potem chlusnąłem sobie wodą w twarz i przez chwilę wpatrywałem się w nią w lustrze, opierając się o zlew. Woda powoli z niej skapywała.


„Boże, jakim ty jesteś idiotą, Rychlik."


Tak, moje myśli są dość chaotyczne, ale tamta dokładnie tak zabrzmiała w mojej głowie. Nawet nie wiem, co miała oznaczać. A może wiem, tylko nie chcę o tym myśleć? Whatever.


Odgarnąłem włosy do tyłu, żeby ich nie zamoczyć. Sięgnąłem po ręcznik, aby wytrzeć twarz, a potem zmieniłem koszulkę. Chwyciłem tylko telefon, słuchawki oraz kluczyki, i już mogłem wychodzić. Jak najciszej otworzyłem i zamknąłem drzwi, przekręcając w nich klucz.


Gdy już znalazłem się na dworze, odetchnąłem głęboko. Słońce przyjemnie przygrzewało, ludzi nie było zbyt wielu na ulicach, a dzień zapowiadał się spokojnie. Uśmiechnąłem się lekko, mrużąc oczy. Wyciągnąłem słuchawki z kieszeni, podłączyłem je do komórki i włączyłem jakąś muzę. Nawet nie wiem co, to nie miało znaczenia. Po prostu szedłem przed siebie, delektując się spokojem poranka, a muzyka była tylko dodatkiem.

W końcu doszedłem do parku. Nogi jakoś same mnie tu przyprowadziły. Usiadłem na ławce i wyjąłem słuchawki z uszu. Wsłuchiwałem się w śpiew ptaków. Cudowne. O tej porze nie było tu żadnych dzieciaków (czy dorosłych, bo tacy też się zdarzali), szukających Pokemonów, zrzędzących starych dziadków, grających w szachy ani ujadających psów. Było pięknie. Wyciągnąłem się na ławce, odchyliłem głowę i zamknąłem na chwilę oczy. Ostatnio rzadko miałem czas na taki relaks. Postanowiłem cieszyć się w pełni tą chwilą. Niespodziewanie ktoś przerwał mój odpoczynek.

- A panu tu nie za dobrze? - usłyszałem czyjś głos.

Otworzyłem jedno oko, by spojrzeć na tego gbura, który śmiał przerwać mój bezcenny relaks. Już miałem zamiar mu coś odpowiedzieć, ale na widok tej osoby podskoczyłem jak oparzony, otworzyłem oboje oczu i zamarłem z otwartymi ustami, nie wiedząc, co powiedzieć.

- Przestraszyłem Cię? - brunet uśmiechnął się do mnie.

- Remek? - w końcu zdołałem coś z siebie wydusić.

- Nie, Duch Święty - zaśmiał się i pochylił, by zmierzwić moją czuprynę.

- Ej! - krzyknąłem, odpychając jego rękę i poprawiając włosy.

- Słooodziak!

Spojrzałem na niego spode łba. Mimo tego cieszyłem się, że go widzę.

- Co Ty tutaj robisz? - zapytałem.

Afraid of the Light      (Multigiusz)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz