Zmiana

952 61 19
                                    

Piątek, 29.07.16r. Godz. 16:24


W końcu dojechaliśmy. Remek zaparkował przed naszym hotelem. Wysiedliśmy, zabraliśmy swoje rzeczy z samochodu i poszliśmy się zameldować. Podeszliśmy do recepcji. Pani siedząca za ladą zapytała :

- W czym mogę pomóc?

- Mamy rezerwację na nazwisko Wierzgoń – odezwał się Remek.

- Wierzgoń, Wierzgoń – powtarzała cicho recepcjonistka, wpatrując się w ekran monitora – A tak – podniosła wzrok znad komputera i niewątpliwie zdziwiła się, widząc mnie jako jego towarzysza - pokój dwuosobowy, prawda?

- Tak.

- Z jednym łóżkiem? - spytała, upewniając się. Jednak przenikliwość, z jaką na mnie patrzyła sprawiła, że poczułem się niezręcznie. Jak mogła o to zapytać? Jak mogła pomyśleć, że...

- Z dwoma – odpowiedział spokojnie Remek. Widocznie to pytanie nie zrobiło na nim większego wrażenia.


Recepcjonistka odwróciła ode mnie wzrok i w końcu spojrzała na mojego przyjaciela, uśmiechając się do niego. Podała mu klucze i zaproponowała, że nas zaprowadzi, jednak odmówiliśmy. Sami znaleźliśmy nasz pokój. Weszliśmy, zostawiliśmy nasze rzeczy, zrobiliśmy sobie zdjęcia, żeby wstawić je na Facebook'a, bo musieliśmy zakomunikować, że przejmujemy snapa Coca – Coli i właściwie już musieliśmy ruszać na AudioRiver. Nie mieliśmy czasu, żeby odpocząć po długiej jeździe samochodem, no ale cóż. Pojechaliśmy zobaczyć, jak idą przygotowania. Przy okazji posnapowaliśmy trochę, robiąc dobry image dla sponsora. W zamian dostaliśmy kupę niepotrzebnych rzeczy (plus sporo kasy na konto, ale ciii... na Youtubach przecież nie gada się o hajsie).

Jakoś nieszczególnie chciało mi się tu przebywać. Gdyby nie Remek, prawdopodobnie by mnie tu nie było. Właściwie to byłem mu wdzięczny, że wyciąga mnie z domu.

Na miejscu dołączył do nas Kaiko. Nie mam nic do niego, jest spoko, tylko że średnio wpasowywał się w naszą grupę. Powiedzmy, że pomiędzy mną a Remigiuszem było dla niego trochę za mało miejsca.

Łaziliśmy po stoiskach na festiwalu do 18:00 i w końcu stwierdziliśmy, że jesteśmy głodni. Pojechaliśmy z Remkiem coś zjeść do galerii handlowej Mazovia. Oczywiście w środku zaatakowały nas rzesze młodych fanek i fanów. Denerwujące. Człowiek nawet zjeść spokojnie nie może, bo ta szarańcza najchętniej wyrwałaby nam wszystko, czego dotkniemy, czasami prosto z rąk, tylko po to, żeby sprzedać to z zyskiem na Allegro. Nie no, może trochę przesadziłem. Co nie zmienia faktu, że obcowanie z małolatami było najmniej przyjemną częścią bycia „rozpoznawalnym".

Remikowi to najwyraźniej nie przeszkadzało. Robił sobie zdjęcia z fanami, dawał autografy. Ja oczywiście też, ale z mniejszym entuzjazmem. Zawsze podziwiałem go za to, jak wiele serca miał dla swoich fanów; za to, jak ich szanował. To było godne podziwu. W końcu nie musiał tego robić. Ale robił.

Obserwując go chociażby na Meet – Upie w Gdańsku ciężko było tego nie dostrzec. Właściwie cały dzień, od rana do wieczora, był z fanami, rozmawiał z nimi, robił sobie zdjęcia itp. W pewnym momencie był tak zmęczony, że położył się na podłodze i zasnął, żeby zregenerować siły i dalej iść spotykać się z ludźmi. To było coś niesamowitego i niepojętego dla mnie. Nic dziwnego, że ma taki ogrom zwolenników. Ze mną ludzie mieli okazję się tam spotkać tylko, jeśli złapali mnie, gdy schodziłem ze sceny (czyli może ze dwa razy) albo jak przypadkowo wpadli na mnie na terenie eventu. Pomijając fakt, że i tak starałem się od nich uciec. W porównaniu z nim byłem strasznym ignorantem.

Zauważyłem, że będąc z Remkiem bardzo często się do niego porównuję i zadręczam się, jeśli w czymś mu nie dorównuję. A takich kwestii jest sporo.

Afraid of the Light      (Multigiusz)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz