Przyparł mnie do muru, traktując jak swoją własność. Odchylił moją głowę do tyłu, ciągnąć za włosy by mieć lepszy dostęp do mojej szyi. Zabolało. Pisnęłam, a on jedynie zarechotał i zaczął całować łapczywie. Próbowałam go odepchnąć, jednak on zmniejszał odległość pomiędzy nami. Nawet nie obdarzył mnie spojrzeniem. Wszystko musiało być na jego zasadach. Robił to na co miał ochotę. Nie miałam z nim szans. Złapał mnie za nadgarstki i zaciągnął do domu. Pech chciał że nikogo nie było w domu,byliśmy sami.Chen z pożądaniem w oczach patrzył na mnie.Ściągnął że mnie koszule. Przez krótką chwilę przyglądał mi się. Wodził palcami po moim obojczyku, zjeżdżając coraz niżej.
Drżałam nie z podniecenia, ale że strachu. To nie był mój pierwszy raz. W końcu przestałam liczyć ile razy mnie skrzywdził. Nie liczył się z moimi uczuciami. Nie zwrócił uwagi na moje łzy. Nie przytulił, nie pocałował, jedynie wstał, zabrał swoje ubrania i poszedł się wykąpać. Dobrze wiedział, gdzie jest łazienka. Potrzebowałam odpoczynku. Ostatni raz podszedł do mnie i pocałował w usta. W pewnym sensie był to pożegnalny pocałunek. Taki jaki dają sobie miliony par. Tyle ,że my nigdy nie byliśmy parą. Więc kim dla siebie byliśmy? Setki razy zastanawiałam się jakby wyglądało moje życie bez niego. Co by było,gdybym trzy lata temu nie wsiadła do jego samochodu? Czy byłby dla mnie tylko sąsiadem? Prawdopodobnie tak. Natomiast trudno było mi sobie wyobrazić dzień bez niego. Naszą relację można uznać za chorą,jednak nie potrafiła z tym nic zrobić. Przyzwyczaiłam się. Może to wyda się dziwne, ale zwierzał mi się. Najczęściej milczałam, a on zalewała mnie potokiem słów. Byłam jego powierniczką, kochanką. Wykorzystywał mnie ,a ją.... Ją nie umiałam tego zatrzymać. Pewnie spytacie dlaczego. Trudno było mi się do tego przyznać,ale zakochała się w nim. Nie wiem kiedy ani jak. Chciałam by się zmienił. Chciałam mu w tym pomóc. Po drodze nie zważając, że niszczę samą siebie. Moje życie to totalna pomyłka. Szkoda że zrozumiałam to dopiero teraz .....