Rozdział 1: Detronizacja

1.2K 76 6
                                    

Liceum Rakuzan. Prestiżowa szkoła z tradycjami i jedną z najgroźniejszych drużyn koszykarskich w Japonii. Ten pięciokrotny mistrz Pucharu Zimowego, mimo bardzo silnego zespołu, zostaje zrzucony z tronu. Król licealnej koszykówki pierwszy raz od lat stracił koronę i to za panowania JEGO. Cesarza, który nie wiedział czym jest porażka, który jako jedyny dał radę przewodzić drużynie koszykarskich geniuszy Teiko, o którego licea z całego kraju były gotowe zabić, by do nich dołaczył. Dla niego zwycięstwo było naturalną częścią życia, niczym oddychanie. I to właśnie ON, Seijuro Akashi, po raz pierwszy w życiu przegrał.

***

Po ceremonii wręczenia nagród tłumy widzów zaczęły opuszczać halę sportową i rozchodzić się do domów. W momencie opustoszenia całych trybun także zawodnicy zaczęli powoli zbierać swoje rzeczy. Drużyna Rakuzan, wykończona dzisiejszym dniem ruszyła do wyjścia jako przedostatnia. Poza nimi zostali jeszcze tylko obecni mistrzowie. Nim jednak przekroczyli próg hali zza ich pleców ozwał się lekko zdyszany głos.
- Akashi-kun, chciałbym z tobą jeszcze chwilę porozmawiać.
Szkarłatne tęczówki kapitana drużyny skierowały się w stronę niebieskowłosego, niepozornego zawodnika drużyny Seirin. Seijuro kiwnął potwierdzająco głową i rzucił na odchodne do drużyny, aby szli do autokaru i tam na niego poczekali.
- Tetsuya - zaczął łagodnie czerwonowłosy. - O czym chcesz porozmawiać?
- O meczu, a raczej tym, co stało się w jego trakcie - zaczął nieporadnie, nie wiedząc jak ubrać w słowa swoje myśli.
- Jeśli chodzi o to, że wraz z Kagamim Taigą daliście radę mnie pokonać, a twój przyjaciel mimo to liczy na więcej, to nie martw się - Akashi uśmiechnął się lekko - napewno się zrewanżujemy w najbliższym meczu.
- Dobrze wiesz, że nie chodzi mi tu o rewanż - odparł zdziwiony odpowiedzią.
Czerwonowłosy lekko zmarszczył brwi, a na jego twarzy pojawił się dziwny grymas niechęci. Seijuro od początku wiedział do czego zmierza ta rozmowa, i mimo usilnych starań przeniesienia tematu na inny tor, Kuroko nie dał za wygraną.
- Wtedy podczas meczu, kiedy wróciłeś do swojej prawdziwej osobowości, a twoje tęczówki odzyskały ten sam kolor, ucieszyłem się - Kuroko nieznacznie się uśmiechnął. - Zastanawiam się, czy...
- Zapanuję nad tym? - dokończył Akashi bez żadnych emocji.
- Wiem, że nie powinienem o tym mówić. Są to twoje osobiste sprawy, ale po naszej rozmowie w gimnazjum Teiko i twojej przemianie, muszę...
- Dziękuję za troskę - przerwał mu łagodnie choć stanowczo. - Doceniam to. Nie jestem w stanie odpowiedzieć ci co teraz ze mną będzie, bo sam tego nie wiem, ale powoli zaczynam pojmować moje drugie ja i panować nad nim.
- Rozumiem - Kuroko na chwilę się zamyślił.
- Jak zwykle narabiasz sobie zmartwień, Tetsuya. Teraz powinieneś świętować z drużyną, a nie przejmować się takimi rzeczami - mówił stanowczo. - Idź cieszyć się zwycięstwem do póki możesz, bo następny mecz będzie należał do nas - podkreślił zuchwale.
- Już nie mogę się doczekać - Kuroko uśmiechnął się szczerze i wymienił z Akashim na pożegnanie uścisk dłoni.
Tetsuya odprowadził go wzrokiem do wyjścia i w zamyśleniu podążył w stronę szatni swojej drużyny. Ku jego zdumieniu nie było tam nikogo. Czyżby znów o nim zapomnieli? Chłopak westchnął i zaczął zbierać swoje rzeczy, rozmyślając jednocześnienie o całej sytuacji z Akashim. Z jednej strony był szczęśliwy, że odzyskał przyjaciela, z drugiej zaś obawiał, że demoniczna strona Seijuro może znów przejąć kontrolę.
Nagle po całej hali rozniósł się łomot otwieranych z ogromną siłą drzwi. Hałas wyrwał Tetsuyę z zadumy w trybie natychmiastowym.
- Kuroko! - wrzasnął napastnik liceum Seirin, Kagami Taiga, wpadając do szatni niczym huragan. - Gdzie ty się do cholery podziewasz? Jeszcze chwila i byśmy cię zostawili - warknął na przyjaciela.
- Przepraszam - powiedział całkowicie wypranym z emocji głosem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyż taki ton jest cechą charakterystyczną niebieskowłosego, ale fakt, że przed chwilą wygrali Puchar Zimowy i odebrali złote medale, powinien pobudzić u niego choć odrobinę euforii.
- Hej! - Kagami zmierzył przyjaciela podejrzliwe. - A ty co, nie cieszysz się? - na jego twarzy pojawił się grymas zdumienia. - Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale jesteśmy najlepsi w Japonii. Osiągnęliśmy swój cel. Pamiętasz? Światłooo, cieeeń... - chłopak zaczął gestykulować rękoma, aby trochę rozładować atmosferę.
- Oczywiście, że pamiętam i cieszy mnie to niezmiernie - odpowiedział pewnie. - Ale niepokoi mnie jeden fakt...
- A mianowicie? - Kagami skrzyżował ręce ne torsie.
- Akashi - Taiga na te słowa tylko przewrócił oczami i nieprzerywając pozwolił mu kontynuować. - Obawiam się, że jego powrót do dawnego ja jest tylko chwilowy.
- Ehh... - chłopak westchnął pod nosem. - Wiem, że to twój przyjaciel, ale czemu ty się tym tak zamartwiasz? Sam mówiłeś, że podczas rozmowy z Kise i Midorimą po meczu finałowym wszystkim wyraźnie ulżyło, że Akashi znów jest sobą. Tak więc na jakiej podstawie twierdzisz, że znów straci kontrolę?
- Czuję to - odpowiedział krótko.
- Czujesz... - Kagami prychnął pod nosem - No jasne... To głupie.
- Skoro raz już stracił kontrolę, to czemu nie miałby po raz drugi tego zrobić? - Tetsuya dociekał swego.
- Bo ludzie uczą się na błędach - stanowczo stwierdził Taiga. - On już raz upadł, więcej na to nie pozwoli.
- Mylisz się - Kagami spojrzał na niego pytająco. - Już raz udało mu się wyrwać z kontroli demonicznej strony, ale potem znów z nią przegrał i popadł w jej władzę całkowicie.
- Zaraz, zaraz... Chcesz mi powiedzieć, że po pojedynku One-on-One z Murasakibarą, prawdziwy Akashi już raz odzyskał kontrolę? - Kuroko kiwnął potwierdzająco głową. - Ale jak? I czemu nikt z Pokolenia Cudów o tym nie wspomina?
- Bo o tym nie wiedzą. Akashi odzyskał świadomość tylko na chwilę - wyjaśnił.
- A ty skąd o tym wiesz? - chłopak dociekał prawdy.
- Ona mi powiedziała - Kuroko uśmiechnąl się pod nosem.
- Ona? Jaka o...
Drzwi od szatni łupnęły znowu, tylko tym razem o wiele głośniej. Do szatni wpadła wściekła trenerka drużyny. Po jej minie można było wywnioskować, że jest gotowa nawet kogoś zabić.
- ILE MOŻNA NA WAS DO CHOLERY CZEKAĆ!!!??? - ryknęła i trzasnęła obojga zrulowanymi dokumentami po głowie.
- No! Musimy już iść, bo pojadą bez nas - wtrącił Kuroko i żwawym krokiem ruszył do wyjścia.
- Hej, to moja kwestia! - warknął doganiając Tetsuyę. - I zmieniasz temat. Hej, Kurokooo! - całkowicie zignorowany udał się za przyjacielem do reszty drużyny.
Na hali nastała zupełna cisza. Tak jakby nic nigdy się tu nie działo. Jedynie palące się lampy delikatnie wibrowały i zakłucały całkowity spokój. Ciszę przerwały kroki dwójki osób. W milczeniu przemierzali główny korytarz.
- To co usłyszeliśmy... - zaczął jeden niepewnie - nie jest zbyt pocieszające. Nie sądziłem, że granica między jego dwoma osobowościami jest tak cięka.
- Nikt się raczej tego nie spodziewał - odpowiedział krótko.
- Co z tym zrobimy? Powiemy o tym reszcie?
- Nie. Póki co zachowamy to dla siebie. Kuroko jest przekonany, że tylko on o tym wie. Niech tak pozostanie. Poczekamy na rozwój sytuacji. Możliwe, że Kagami miał rację i prawdziwy Akashi nie da się znów pokonać.
- Ale to o czym mówił Kuro...
- Znasz go - przerwał mu. - Lubi zamartwiać się nie potrzebnie. Na dodatek nie był on naocznym świadkiem zdarzenia. Chwilowa przemiana Akashiego mogła być spowodowana mało znaczącym impulsem. Miejmy nadzieję, że dzisiejsze doświadczenia utrzymają go na dłużej przy tej formie.
- Myślisz, że impuls powiązany z NIĄ był słaby?
- Nie mam pojęcia. Trudno mi wogóle wyobrazić sobie sytuację, w której Akashi na chwilę odzyskuje prawdziwe ja - spojrzał na zegarek. - Muszę już iść Kise.
- W takim razie do zobaczenia Midorimacchi - rzucił z uśmiechem do odchodzącego przyjaciela. - I nie zapomnij, następnym razem z tobą nie przegram.
Zielonowłosy nie odwracając się machnął tylko na pożegnanie ręką. Oboje odeszli pełni mieszanych uczuć.

***

W autobusie Rakuzan atmosfera była o wiele mniej sielankowa. Drużyna, choć przyjęła przegraną z godnością, wciąż nie mogła się z nią pogodzić. Nawet wieczny wulkan optymistycznej energii, Kotaro Hayama, siedział w milczeniu, przemieszczając swój wzrok z kąta w kąt.
- Mogliśmy jednak nocować w Tokio - przerwał ciszę. - Nie lubię spać w autobusie. Jest niewygodnie i wogóle... Do tego wrócimy do Kioto w środku nocy i...
- Naprawdę... - przerwał mu Eikchi Nebuya. - Nie masz już na co narzekać? Im wcześniej wyjedziemy tym szybciej będziesz mógł wylegiwać się we własnym łóżku.
- Zgadzam z Eikchim - wtrącił Reo Mibuchi. - Zresztą spójrzcie na niego - ściszył głos i wskazał na Seijuro. - Nasz kapitan jest wyraźnie wykończony. Pójdźmy w jego ślady i też się trochę zdrzemnijmy. Dobrze nam to zrobi.
Lecz to co robił teraz Akashi, napewno nie można było nazwać snem, ani inną tego typu relaksującą czynnością. Głowa pękała mu z bólu i natłoku myśli. Po powrocie do dawnego ja wszystkie wspomnienia zaczęły nagle kotłować się w jego umyśle. Przypominiał sobie wszystkie najgorsze chwile z życia, każdą wyrządzoną krzywdę innym, wszystkie bolesne słowa jakie wypowiedział, gdy jego ciałem władało alterego. Modlił się, aby dotrwać do powrotu do Kioto.
Gdy tylko oznajmiono, że są na miejscu, Akashi bez słowa wypadł z autobusu i ruszył w kierunku oczekującego na niego samochodu. Jedyne co zdołał wydusić z siebie, to polecenie dla kierowcy, aby jechał jak najszybciej. Szofer widząc stan chłopaka nie oszczędzał gazu. Dotarli w mgnieniu oka pod willę Akashich. Seijuro ledwie wstał z siedzenia samochodu. Kierowca zaniepokoił się jego stanem i nawet byłby skłonny zaoferować mu pomoc, ale za dobrze go znał. Wiedział, że jedyne co dostanie w odpowiedzi to pogardliwe spojrzenie panicza Seijuro.
Czerwonowłosy zaczął tracić równowagę. Szofer bez chwili zwłoki i pytania o pozwolenie złapał go pod ramię i w milczeniu zaczął prowadzić w stronę domu. Odprowadził go aż pod drzwi jego pokoju.
- Dalej poradzę sobie sam - odparł osłabionym głosem i chwycił za klamkę od pokoju.
- Czy mam wezwać lekarza? - zapytał zmartwiony mężczyzna. - Nie wygląda panicz najlepiej.
- Nie. Jestem tylko trochę osłabiony. Dziękuję za pomoc, Inihara.
Przed twarzą oniemiałego mężczyzny zatrzasnęły się drzwi pokoju Seijuro. Czy ten pozbawiony jakichkolwiek emocji i empatii dzieciak, który na wszystkich patrzył z pogardą i jest zdolny jednym słowem lub gestem zniszczyć każdego, właśnie mu podziękował? Dla Inihary ta sytuacja była niezwykle surrealistyczna. A może to był sen? Szofer poklepał się po policzku i w niemałym szoku opuścił rezydencję.
Akashi zaraz po zamknięciu drzwi upadł na kolana. Było mu niedobrze i zalał go zimny pot. Już wiedział, że dzisiejsza noc będzie należeć do tych najdłuższych w życiu. Ostatkiem sił dotarł do łazienki. Upadł na zimne kafelki, zbijając tym samym odrobinę gorączkę. Głowa pękała mu od hałasu, jakby w odległości kilku centymetrów startowały odrzutowce. Obraz wirował, a on sam pozbawiony był jakiejkolwiek siły. Nie wytrzymał. Zwymiotował na podłogę. Chciał wstać i przemyć twarz wodą nie miał jednak sił. Jedyne na co było go stać to leżenie w całkowitej bezsilności.
Nagle usłyszał śmiech. Jego źrenice natychmiast się zwężyły. Nie jest tu sam? Ktoś obserwuje tą haniebną scenę z jego udziałem? Niemożliwe. W domu jest tylko służba, która od dawna śpi i nigdy nieodważyłaby się zaśmiać w tak perfidny, obleśny sposób. Dźwięki przypominały psychiczny rechot szaleńca, który odbijał się w głowie czerwonowłosego strasznym echem, nasilając ból. Nagle wszystko ustało. Zamiast przerażającego śmiechu ozwał się znajomy dla chłopaka głos.
- Ależ ty jesteś żałosny...

Akashi Seijuro - Szkarłatny kryształOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz