Część druga: Herbata
Bonnie siedziała na wyłożonym materiałem, szerokim parapecie swojego okna, przeglądając z zaciekawieniem tomik z wierszami Ernesta Hemingwaya, który zdecydowanie górował na liście jej ulubionych autorów. Posiadała również parę jego powieści, które aktualnie odpoczywała sobie na półce wraz z innymi tytułami. W zasadzie całe mieszkanie Bonnie było zapełnione książkami; służyły jako podpórki do ułamanych nóg starego stołu, jako prowizoryczny stolik na lampę lub po prostu trwały w małych stosikach w salonie i różnych kątach jej małej ojczyzny. Przez tyle lat były zbierane przez jej ojca, wielkiego wielbiciela literatury i lekko zdziwaczałego i roztrzepanego profesora w tutejszej szkole. Jako, że Bonnie była jego jedyną córką, starał zajmować się nią jak najlepiej, choć często po prostu nie miał na to czasu. Dziewczyna rozumiała to doskonale i nie narzekała, gdy tata zapominał przypadkiem o jej urodzinach. Odkąd jej mama zmarła, mężczyzna nie potrafił ogarnąć z powrotem życia, kolokwialnie mówiąc.
-Lizzy, wróciłem!- usłyszała. Uśmiechnęła się pod nosem. Tata często mylił jej imię z imieniem mamy, jednak starała się nie zwracać na to większej uwagi.-Przyniosłem "Przeminęło z wiatrem"!
-Tato, mamy już 4 egzemplarze...- westchnęła pobłażliwie, wychodząc na korytarz i uśmiechając się serdecznie do rozemocjonowanego człowieka w rozczochranych brązowych włosach i okrągłych okularach.
-Oh?- spojrzał na książkę z uniesioną brwią.-No trudno. Teraz przynajmniej mamy podkładkę pod kubki!
Skinęła tylko głową i poszła do kuchni, wstawiając wodę na dwie herbaty. "Przeminęło z wiatrem" była ulubioną książką jej matki. Tata bardzo związał się z tym faktem.
Tak naprawdę te 4 egzemplarze posiadali teraz przypadkowi mieszkańcy miasteczka- John spod spożywczego, bezdomna Stara Mel, mały Lou z Domu Dziecka i ktoś jeszcze... Prawdopodobnie pani McCage z biblioteki miejskiej. Wolontariat wywarł spory wpływ na kształtowanie się osobowości nastolatki.
-Liz...znaczy, Bonnie, wyglądasz inaczej- usłyszała.-Zrobiłaś coś może z włosami?
Odwróciła się i uśmiechnęła się ciepło do ojca, który zajmował właśnie miejsce przy stole.
-Cieszę się, że zauważyłeś- odpowiedziała cichutko, obserwując jak na twarzy rodzica pojawia się promienny uśmiech. Zaraz odwróciła się, zawieszając swoje jednolite, ciemne oczy na parującej wodzie. Poczuła niewielki ucisk w sercu.
Serce staromodnej Bonnie było trochę niczym list miłosny spisany na starym, pożółkłym papierze w erze statusów na portalach społecznościowych. Rzadkie. I łatwe do zniszczenia.
~*~
-Bonnie?- zamrugała, podnosząc wzrok z kubka swojej herbaty na twarz blondyna, który siedział naprzeciwko niej. Skontaktował się z nią natychmiast po jej konwersacji z tatą i zażądał spotkania. Teraz siedzieli na obszernym parapecie w jej mieszkaniu, oparci o równoległe ściany.
-Hm? Ah, wybacz. Mów- posłała mu przepraszający uśmiech, zaraz z powrotem spuszczając głowę i wzrok na cieplutki napój, który przyjemnie grzał jej dłonie. Kasztanowo-rude włosy opadły jej na twarz. Chłopak zawahał się przez chwilę.
-Otóż wczoraj poczułem coś naprawdę dziwnego. Taki...ucisk w sercu? I zrobiło mi się naprawdę smutno. Tak zupełnie nagle! Czy to może... ma związek z tobą?
Uniosła brew. Jeśli większość twoich silnych uczuć odczuwa twoja bratnia dusza...to oznaczało by to dla Bonnie całkowite zamknięcie się. Nie wyobrażała sobie, jak mogłaby swoim smutkiem, strachem czy innym, nieokiełznanym negatywnym uczuciem zranić tego miłego, młodego mężczyznę, który siedział naprzeciw niej.
-Nie mam pojęcia, Luke- odpowiedziała, zakładając kosmyk włosów za ucho. Niezbyt pojmowała całą sytuację, nie wiedziała, z czym wiążą się niektóre aspekty. I choć wydawało się, że była w tym obeznana bardziej od blondyna, nie była pewna naprawdę wielu rzeczy.
-A jeśli teraz będziemy odczuwać podobne uczucia?- zastanowił się, zawieszając wzrok na kroplach deszczu spływających po szybie. Bonnie nie była pewna, czy było to pytanie retoryczne lub czy powinna na nie odpowiedzieć.
-Chcesz może herbaty?- zmieniła temat i, nie czekając na odpowiedź, wstała z parapetu. Blondyn zmarszczył brwi i rzucił się za nią, po chwili chwytając ją za ramiona i potrząsając lekko.
-Bonnie- odetchnął, szukając odpowiednich słów.-Wiem, że dopiero co się poznaliśmy i w ogóle, ale proszę. Jeśli masz jakiś problem, powiedz mi.
-Lukie, poradzę sobie sama- uśmiechnęła się najmilej, jak potrafiła, pozwalając by chłopak w dalszym ciągu trzymał ją za ramiona.-Z wieloma rzeczami już sobie poradziłam. To nic takiego...
-Ale znaleźliśmy się! I jestem tu! Mamy się nawzajem wspierać, prawda?- potrząsał nią, jakby chciał wzmocnić przekaz swoich słów. Choć wyglądało to dość komicznie, bo chłopak nie krzyczał na nią, a w zasadzie ściszał swój głos w miarę mówienia. Bonnie znów obdarzyła go uśmiechem, choć wyszedł bardziej smutny i wymuszony, niż zakładała. W końcu zdjęła jego dłonie ze swoich ramion.
-Nie chcę, byś mnie ratował. Chcę, żebyś był blisko mnie, gdy będę ratować się samodzielnie.
Twarz Luke'a nie wyrażała żadnych emocji. Po prostu stał na środku pomieszczenia, wśród porozrzucanych na podłodze książek, obserwując swoją bratnią duszę opuszczającą pokój. Spuścił głowę, starając się zebrać myśli. Nie spodziewał się, że będzie obcował z kimś tak... głębokim. Zawsze myślał, że jego pokrewna dusza będzie podobna do niego. Nie rozumiał już nic.
-Nie myśl tak dużo- powiedziała Bonnie, uśmiechając się serdecznie i podchodząc do chłopaka z opakowaniem ciastek w rękach. Uniósł jeden kącik kącik ust i sięgnął po jedno.
-I've been thinking too much, Help me...- zanucił i usiadł na parapecie.
-Nie wiedziałam, że jesteś fanem- zachichotała, odstawiając pudełko ze słodyczami na komodę.
-Bo nie jestem. Usłyszałem w radiu- wzruszył ramionami. Zawsze miał pamięć do tekstów piosenek, a nie był w stanie zapamiętać wzorów kwasów na lekcje chemii.
Ruda pokiwała głową, siadając naprzeciw Luke'a i wpatrując się w krajobraz za oknem. Chłopak zmierzył ją spojrzeniem, znów czując to dziwne, nieprzyjemne uczucie w środku i chyba zrozumiał, co powinien zrobić.
-Chodź tutaj- zagadnął, przysuwając się bardziej pod ścianę i wyciągając ręce ku dziewczynie. Nieśmiało przysunęła się, a on usadził ją sobie między nogami w taki sposób, że opierała się plecami o jego tors. Objął ją, a ona lekko spięła się w pierwszym momencie. Po chwili jednak oboje rozluźnili się, a ciężar w jego klatce piersiowej minął, zastąpiony przez przyjemne ciepło.
-Ah- wymruczała cicho, wtulając się w niego. Zaśmiał się krótko.-Wiesz, że poznaliśmy się raptem wczoraj?
-Tak? Niemożliwe- odparł z uśmiechem.
-Naprawdę- odetchnęła, zamykając oczy.
-Jestem pewien, że nie- przytulił ją mocniej, kładąc podbródek na jej głowie.
-W sumie... Pewnie masz rację. Mam starą duszę- wyszeptała. Luke uśmiechnął się delikatnie. Intrygowała go ta ruda miłośniczka herbaty.
Na Bonnie składało się ciepłe spojrzenie, delikatne serce, zbyt głębokie myśli i uśmiech, który ukrywał więcej bólu niż zdołałbyś sobie kiedykolwiek wyobrazić.
****************
Następna część za jakieś 2 dni :>
Miłego dnia!
~Sowa