Rozdział 2

176 23 0
                                    

    Tak, chodziło o nich. Co jakiś czas ktoś podchodził, prosił o zdjęcie, autograf. To było miłe, naprawdę miłe. Świadomość, że twój wysiłek nie idzie na marne. Zagadują do ciebie obcy ludzie, zależy im na głupim zdjęciu czy podpisie...

Wayne uśmiechnął się po raz kolejny, pozując do zdjęcia. Tym razem z jakimś chłopakiem. Jeszcze autograf. Na czymkolwiek, bo nikt nie spodziewał się takiego spotkania. Ale bagaże trzeba zabrać. Po drodze rozdali jeszcze kilka autografów i uśmiechów dla fanów. Byli już bardzo blisko, Wayne spojrzał na Dana idącego obok niego. Ten wyciągnął telefon z kieszeni. Wyłączył tryb samolotowy. Widocznie się irytował, że tak długo nie ma zasięgu. W końcu wybrał numer. 

- Tak, już jesteśmy - powiedział już z uśmiechem.

- Lot - dobrze minął - dodał po chwili. - A dasz mi ją do telefonu? - chwila przerwy - cześć kochanie! Bawiłyście się? To super. Kiedy wrócę? Już niedługo. Sama zobaczysz. Dasz mi jeszcze mamę. Kocham cię.  - kolejna przerwa - ja ciebie też. Pogadamy potem.

Rozłączył się.  Wayne zadzwoni dopiero potem, ale też tęsknił. 

Złapali za bagaże i wyszli z lotniska. 

Jechali do hotelu. Musieli odpocząć przed koncertem. Teraz mogli pobieżnie przyjrzeć się miastu. Wydawało się szare. Może to przez pogodę? - pomyślał gitarzysta. Niebo dalej było szare, pochmurne. Trochę bali się śniegu, ale on jest raczej bardziej adekwatny do zimy niż deszcz. Patrzył teraz na budynki. Zabytkowe kamienice, a dalej nowoczesne budynki.  Z Las Vegas pamiętał dużo kolorowych świateł. Tutaj tego nie było. Nagle jego oczom ukazał się niesamowity budynek. Wyglądał jak zabytkowa kamienica, ale nie taka zwykła. Mógł przysiąc, że na ścianach widniały koła zębate i trybiki. Ale nie takie namalowane, tylko prawdziwe. Jego wzrok przykuła jeszcze klamka, bardziej przypominała mechamizm zegara niż klamkę. Całość wydawała się opuszczona, stara. Uczucie potęgowały wybite szyby w oknach. 

Muzyk patrzył na budowlę dopóki nie znikneła mu z oczu. Jego przyjaciele nic nie zauważyli, byli za bardzo przejęci rozmową. Sam też postanowił się czymś zająć. Wyjął telefon i zadzwonił. 

-Lot minął bardzo dobrze - szeroki uśmiech. - a co u was?

We all are living in a dreamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz