Rozdział 4

127 22 7
                                    

Odwiedzanie nowych miejsc było naprawdę super sprawą, ale podróż nie zawsze należała do najmilszych przeżyć. Chociaż... Zawsze dobrze wspominał jazdę samochodem, kiedy za oknami pojazdu przemykały drzewa, budynki, ludzie, krajobrazy. Towarzyszyło temu niezwykłe uczucie, chyba niemożliwe do opisania, za to zdecydowanie przyjemne. 

W końcu ich podróż się skończyła. Teraz czas na odpoczynek, ale było go bardzo nie dużo. W prawdzie była dopiero 11, ale koncert miał się odbyć jeszcze dzisiaj. 


Ben wszedł do pokoju. Ogromne okno z firankami i zasłonami do ziemi, wielkie łóżko, szafa z lustrem, elegancki stolik ze szkła i trzema krzesłami.  Wszystko wyglądało całkiem ładnie. I uporządkowanie. Ale tylko przed jego przyjściem. Walizka i torba znalazły się pod ścianą, a kurtka została rzucona na krzesło. Po chwili siła grawitacji nad nią zwyciężyła i odzież spadła na ziemię, co na Benie nie zrobiło raczej większego wrażenia. W tej chwili miał inny problem. Wyszedł z pokoju i skierował się do sąsiedniego, który zajmował Daniel.


Zapukał.


- Proszę - usłyszał przywzwolenie. Wszedł do środka i zobaczył perkusistę stojącego przy oknie. Ten odwrócił się po jego wejściu. - Coś się stało?


- Nie - Ben rozsiadł się na jednym z krzeseł, które w tym pokoju również się znajdowało. - Chciałem tylko zapytać czy nie orientujesz się gdzie tu jest jakiś bar, stołówka czy coś. Po tym locie jakoś zgłodniałem, a obiad jest... - spojrzał na zegarek. - za jakieś 3 godziny.


Stojący mężczyzna roześmiał się i usiadł na krześle obok.


- A  ja myślałem, że po tym locie będziemy chcieć tylko położyć się spać. Z tego co widzę to zawsze potrafisz mnie zaskoczyć - powiedział, teraz już powstrzymując śmiech. - I nie, nie wiem. Wygląda na to, że musisz jakoś przeczekać do obiadu.


Kolejne pukanie do drzwi. Obaj odwrócili się w tamtym kierunku.


- Proszę. Od razu mówię, nie mam nic do jedzenia! - Daniel śmiał się dalej.


- Co? - Wayne wszedł do środka i patrzył z niezbyt mądrą miną. - Jakiego jedzenia?


Perkusista machnął ręką.


- Jeśli nie jedzenie to co się sprowadza? - dalej żartował, na co Ben przewrócił oczami, a gitarzysta zrobił jeszcze bardziej zdezorientowaną minę.


- Idziemy z Danem pozwiedzać miasto. Przyszedłem spytać czy wy idziecie - w końcu odpowiedział.


Daniel wzruszył ramionami.


- A myślałem, że Ben mnie dzisiaj najbardziej zaskoczy - dodał po chwili. 


- Czemu nie... - powiedział bez przekonania Ben. - Albo, to nawet całkiem dobry pomysł. Idę po kurtkę, zaraz będę! 


Dało się słyszeć trzask drzwi. Platzman ziewnął.


- A co ja tu będę sam siedział. Idę z wami.


- Tylko nie uśnij przy perkusji na koncercie. Chyba nie o taki rozgłos nam chodzi - Wayne szeroko się iśmiecjał i klepnął przyjaciela w plecy.


- Nie bój się, damy radę, nie takie rzeczy się robiło - sięgnął po kurtkę - a co mamy zwiedzać?


Wayne podrapał się po głowie.


- Myślałem, żeby pójść na ten słynny rynek, jeżeli nie macie nic przeciwko. Potem mozemy jeszcze zwiedzić najważniejsze zabytki Krakowa, jeśli starczy nam sił.


- To co, idziemy? - nagle Ben otworzył drzwi. - A gdzie Dan?


- Czeka przed hotelem. 


Wszyscy troje schodzili po schodach wyłożonych czerwonych dywanem. Podeszli do recepcji.


- Dzień dobry -Ben przywitał recepcjonistkę z uśmiechem. - Oddajemy klucze i podał kobiecie wszystkie trzy.


- Dzień dobry - odparła z profesjonalnym uśmiechem i zabrała klucze. Po chwili dodała już bez firmowego uśmiecu i z niewłaściwą dla recepcjonistki nieśmiałością. - A czy mogłabym prosić was o autograf?


- Ależ oczywiście - odpar.


Kobieta wyjeła spod blatu ich pierwszy album - "Night Visions". Podała go im, aby każdy mógł się podpisać.


- Ta płyta dużo dla mnie znaczy... - zaczeła opowiadać. - własciwie dzięki niej znalazłam swoją miłość - na jej ustach pojawił się uśmiech. - Mój chłopak, no wtedy jeszcze nie, był sprzedawcą w sklepie i pomagał mi właśnie ją znaleźć - wskazała na płytę. - A potem na pierwszej randce słuchaliśmy właśnie "Hear me"... - już całkiem się rozmarzyła. - Przepraszam za tą hiatorię.


- Nic się nie stało - powiedział Ben i oddał płytę włascicielce. - Miło słyszeć, że nasza muzyka się przydaje.


Pożegnali się i wyszli na głośną ulicę. Oparty o ścianę stał Dan i czekał na nich.

***

Mam nadzieję, że komuś się podoba. Zachęcam do komentowania :) Pozdrawiam wszystkich czytelników :D

We all are living in a dreamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz