"Musimy się uodpornić. To jest klucz do przetrwania."
Moje ciało drżało. Trzymałam się za ręce Justina i spokojnie stawiałam stopy na zimnej podłodze. Chłopak oparł się o drzwi, aby je lekko popchnąć. Zerknął na zewnątrz, rozejrzał się i podał mi swoją dłoń, którą mocno ścisnęłam.
- Kocham cię. - szepnął.
- Czemu mówisz mi to teraz? - popatrzyłam na niego zdezorientowana.
- Nie chcę, żeby w przyszłości było na to za późno.
Wypuściłam ciężko powietrze z ust i zbliżyłam się do blondyna.
- Jeśli mam umrzeć, chcę umrzeć przy tobie. - musnęłam powoli jego wargi.
- Nie umrzesz. - spoważniał, uciekając głową w bok, w celu uniknięcia kolejnych pocałunków.
Zamilkłam. Justin wyszedł pierwszy i na chwilę się zatrzymał. Przyglądał się poćwiartowanym szczątkom ludzkim. Stanęłam za jego ramieniem i z całych sił próbowałam zachować spokój, tak jak to robił on.
- Chodź. - wydał krótkie polecenie, zerkając na mnie ukradkiem.
Skinęłam nikle głową i zmarszczyłam czoło. Zacisnęłam dłonie w pięści. Pełna powagi ruszyłam za skradającym się Justinem. Drzwi były tak zniszczone, że na pewno trudno byłoby ułożyć jakąś spójną całość z ich pozostałości. Wyszliśmy, trzymając się blisko ściany. Niegwałtownymi ruchami zbliżaliśmy się do kolejnych drzwi. Chłopak chwycił za klamkę i pociągnął ją w dół. Skrzypnięcie. Ludzie, którzy się tam znajdowali w panice zebrali się w najbardziej odległym kącie sali i trzęśli się ze strachu. Sprawdzałam cały czas, czy nikogo za nami nie ma. Oprócz martwych ciał - pustka.
- Idziemy dalej. - szepnął, widząc, że tu nie znajdziemy osób chętnych do zebrania się w sobie i stawieniu czoła śmierci.
Szliśmy i szliśmy, aż w końcu w radiowęźle rozbrzmiało niepokojące skrzypienie. Ktoś włączył mikrofon. Odchrząknięcie, kaszlnięcie i westchnięcie, dokładnie tak po kolei usłyszeliśmy dźwięki podane przez głośniki. Justin się zatrzymał, więc ja również. Nasłuchiwaliśmy. Delikatna piosenka a cappella wypełniła nasze uszy."Wszędzie jest martwo
Wszystko jest niespokojne w moim sercu
Nienawidzę tego uczucia
Nagle boję się być osobno
Dni są ciemne, gdy nie ma Cię w pobliżu
Powietrze staje się ciężkie do oddychania
Chciałabym, abyś właśnie Ty położył mnie,
Chciałabym po prostu pójść spać."00:00
Justin i ja spojrzeliśmy na siebie w tym samym momencie. Nasze klatki piersiowe unosiły się szybko i nieregularnie. Zdziwieni ludzie zaczęli niepewnie wyłaniać się ze swoich kryjówek.
- Nie! Chowajcie się! - blondyn domyślał się, że to jakaś pułapka.
Nikt go nie słuchał.
Piosenka była skierowana do Justina. Śpiewała ją Emily. Bardzo dobrze to wiedziałam."Miłość do Ciebie jest samobójstwem
Nie wiem czy powinnam odejść czy zostać
Próbuje utrzymać siebie przy życiu
Wiedząc, że na szansę jest już za późno
Ale słyszę jak mówisz, że mnie kochasz
To jest część, której nie mogę zapomnieć
I chcę abyś przybył mnie uratować,
Ponieważ stoję na krawędzi."Z każdym wersem głos był coraz bardziej cichy. Oddalała się od mikrofonu. Patrzyłam nerwowo na koniec korytarza. Wiedziałam, że za chwilę zza rogu wyjdzie jej okropna postać. Wyszła, ale nie była okropna... Była piękna. Na sobie miała długą czerwoną, zwiewną suknię, a jej twarz była idealnie umalowana. Nadal śpiewała.
"Powinnam pozwolić Ci odejść
Mówię sobie rzeczy, które potrzebuję usłyszeć"Wszyscy zamarli. Rozpoznali Emily. Justin chwycił mnie za rękę i przysunął bliżej siebie.
- To chyba moja kolej. - szepnął ze łzami w oczach.
- Nie, nie, nie! - kręciłam przecząco głową. - Nie możesz mnie zostawić teraz!
Mówiłam bardzo cicho, ale wyraźnie, pomimo mojego drżącego głosu. Śpiew nadal rozbrzmiewał w tle. Duch zatrzymał się i patrzył prosto przed siebie, jakbyśmy nie istnieli. Wszyscy się jej przyglądali, oprócz mnie i Justina. My patrzyliśmy tylko na siebie. Trzymałam jego twarz w swoich dłoniach, a on oplatał moją talię swoimi rękoma.
- Kocham cię, kocham bardzo mocno. - mówił, a ja ocierałam jego łzy, nie martwiąc się o swoje.
Poczuliśmy na sobie chłodny wiatr, wiejący w stronę Emily. Jej rozwiane włosy pokazywały ranę po postrzale, z której zaczęła płynąć krew. Ruszyła przed siebie. Z każdym krokiem stawianym bardzo powoli robiła się coraz okropniejsza. Wracała do swojego wyglądu, który pamiętałam z nawiedzeń...Panika... Znowu.
Każdy rzucił się do ucieczki, co przyspieszyło tylko działania demona. W jej dłoni pojawił się pistolet. Ten, którym strzeliła sobie w głowę. Ten, który zawsze ma przy sobie. Strzelała na ślepo. Przestała śpiewać. Niektórzy biegli w jej kierunku, inni w przeciwnym, a my staliśmy i nie wiedzieliśmy co robić.
- Powinniśmy uciekać? - zapytałam chłopaka, który w tłumie zauważył Toma i Chestera.
Złapaliśmy z nimi kontakt wzrokowy. Zaczęli biec w naszym kierunku. Thomas nie zdążył, upadł. Strzeliła mu w serce. Z jego ust popłynęła ciemna krew. Na korytarzach nie było świateł od momentu, gdy ogromne żyrandole spadły z sufitu. Dzięki dużym oknom widzieliśmy chociaż zarysy swoich ciał.
- Gdzie jest Thomas? - gdy tylko Chester znalazł się przy nas, zaczął szukać wzrokiem przyjaciela.
Popatrzyliśmy na niego smutno, więc domyślił się, co się stało.
- Musimy ratować siebie. - westchnął Justin.
Biegliśmy w stronę schodów na piętro wyżej, a za nami jakieś pojedyncze osoby, którym udało się wydostać z zablokowanego przejścia. Nigdy wcześniej bieganie po schodach nie sprawiało mi takich trudności. Traciłam oddech. Obawiałam się, że zaraz zemdleję, ale udało mi się dotrzeć na najwyższe piętro uczelni. Tam nie było nikogo. Z dołu słyszeliśmy tylko krzyki i strzały. Zatrzymaliśmy się na chwilę, aby trochę odpocząć. Łącznie było nas tutaj 8 osób. Ja, Justin, Chester i pięcioro nieznajomych. Nie było czasu na zapoznawanie się. Przed nami był tylko wąski korytarz i trzy pokoje.Pierwszy był schowkiem na jakieś stare, zniszczone przedmioty. Drugi ukrywał w sobie stroje i rekwizyty uczestników kółka teatralnego. Trzeci... trzeci był zamknięty.
- Okej, chłopaki. - było ich tutaj sześciu. - Musimy znaleźć jakąś broń.
Justin najwyraźniej czuł się bardzo dobrze w roli dowódcy, więc bez żadnych wyborów, ponownie przejął tę funkcję. Cofnęli się do pierwszego pokoju i tam uzbroili się w stare metalowe nogi od krzesełek i ławek. Dodatkowo zebrali trochę ciężkich lub ostrych przedmiotów, które mogłyby zrobić krzywdę wrogowi. Byłam za bardzo przejęta tym co oni robili, dlatego nie interesował mnie fakt, że stoi obok mnie przerażona dziewczyna.
- Myślisz, że to zadziała na ducha? - zapytała. - To nie jest tak, że wszystko przez nie przenika?
Spojrzałam na brunetkę mojego wzrostu. Przybrała zamkniętą postawę. Otuliła się swoimi rękami i odwróciła wzrok. Miała trochę racji, bo duchy nie były możliwe do złapania, ale Emily przybierała ludzką postać, gdy schodziła na ziemię. Pomagało jej to w zbliżeniu się do nas.
- Nie wiem... - odpowiedziałam. - Ale musimy przetrwać do poranka.
- Wtedy nam ktoś pomoże?
- Mam nadzieję, że tak. - zaczęłam wątpić w swoje słowa i nie wiedziałam, czy powinnam dawać sobie i innym nadzieję.~~~
Cytaty z piosenki Rihanna - Suicide
CZYTASZ
[UN]FRIENDLY GAME II JB
FanfictionJeśli twoi rodzice każdego wieczoru, przed snem, zapewniali cię, że duchy nie istnieją... mylili się. Grupa przyjaciół z college'u będzie musiała stanąć twarzą w twarz z największym koszmarem z dzieciństwa. Jedna, żądna zemsty, dusza, zamieni ich os...