Kiedy zbliżała się godzina zakończenia mojej pracy, zamknęłam od środka lokal. Zgasiłam duże lampy na sali i włączyłam niewielkie, nastrojowe lampeczki poustawiane na stolikach. Chwyciłam pilot i wyłączyłam telewizor. W pomieszczeniu nastała mroczna cisza, w której tle słychać było tylko pracę lodówki. Posprzątałam po całym dniu. Starłam kurz ze stolików i parapetów, poukładałam wszystko na swoje miejsce przy blacie, umyłam podłogę, podlałam rośliny i mogłam przygotować się do wyjścia. Rozpuściłam włosy z kitki, złożyłam fartuch z logiem kawiarni na półkę i wzięłam swoją torbę. Wyłączyłam już wszystkie możliwe światła i wtedy do szklanych drzwi zapukała ciemno-ubrana postać. Serce w jednej sekundzie mi stanęło, ale dopiero chwilę później przypomniało mi się, że przecież miał przyjść Justin. Wyszłam na zewnątrz witając się z chłopakiem delikatnym uśmiechem. Włączyłam alarm i zamknęłam wejście na dokładnie wszystkie zamki.
- Musze iść na górę zanieść właścicielowi klucze, zaczekasz czy idziesz ze mną? - wskazałam na metalowe, pożarowe schody prowadzące do okien mieszkań nad kawiarenką.
- Idę. - odpowiedział stanowczo i puścił mnie przodem.
Podbiegłam do pierwszego okna i mocno w nie zapukałam. Otworzyła mi opiekunka pana Gordona. Właściciel był już w podeszłym wieku i zaczynał chorować, więc powoli zaczęły krążyć słuchy o sprzedaniu lokalu. Podobno także jego dzieci będą starały się o przejęcie biznesu, ale żeby przebić konkurencję, trzeba włożyć w to miejsce mnóstwo czasu i pieniędzy.
- Witaj Hailey. - przywitała mnie pogodnie kobieta.
Znałyśmy się już od dłuższego czasu, spotykamy się regularnie każdego wieczoru, tak jak dzisiaj.
- Dobry wieczór. - odpowiedziałam równie miłym głosem.
Popatrzyłam na zaciemnione mieszkanie. Nie było jakimś apartamentowcem, ale było czyste, zadbane i bardzo przytulne. Jak dla starszego mężczyzny, był to raj na ziemi.
Oddałam klucze w ręce pielęgniarki, przekazałam pozdrowienia dla jej podopiecznego i mogłam wracać do swoich wieczornych planów.
Zeszłam z Justinem na ulicę i w ciszy zaczęliśmy kierować się w stronę cmentarza.
- Wszystko w porządku? Jesteś trochę mało rozgadana. - wtrącił chłopak, zmieszany nieprzyjemnym milczeniem.
- Tak. Po prostu... myślę. - odpowiedziałam praktycznie niedosłyszalnie, po czym odchrząknęłam.
- Nie jest ci zimno? - dopytał dla pewności, zdejmując z siebie bluzę.
- Nie, w porządku! Jest w miarę ciepło. - uśmiechnęłam się, chcąc delikatnie spławić Justina i jego nachalność.
Na horyzoncie pojawiło się ozdobne ogrodzenie cmentarza z ogromną bramą główną na czele. Widok zamrażał krew w żyłach, był jak z jakiegoś strasznego filmu. W momencie, gdy przekroczyliśmy wejście, przez moje ciało przebiegł niespodziewany dreszcz.
- Boisz się? - zaśmiał się chłopak, z zamiarem rozluźnienia atmosfery.
Na pewno zauważył, że zwolniłam kroku i trzymałam się bardzo blisko środka głównej ścieżki. Rozglądałam się po nagrobkach, czytałam nazwiska, daty urodzenia i śmierci pochowanych pod nimi ludzi i zadawałam sobie różne pytania. Jak to jest być zakopanym pod ziemią? Jak oni wyglądają od czasu pogrzebu?
Skręciliśmy w alejkę, gdzie znajdował się grób Emily. Z daleka widziałam, przyozdobiony kwiatami kamień nagrobny, z jej nazwiskiem i pięknym cytatem: "Odeszłaś z tego świata, jednak naszych serc nie opuścisz". To pierwsza rocznica, nie byliśmy pierwszymi, którzy odwiedzili ją tutaj akurat dzisiaj.
Stanęliśmy twarzą przed grobem. Uczyniliśmy, trochę niedbale, znak krzyża i w myślach odmówiliśmy modlitwę. Ponownie zapadła cisza.
- Wszystko okej, Hails? - chłopak widząc jak klękam na ziemi natychmiast kucnął obok mnie.
- Nie. - szepnęłam, spuszczając wzrok.
Po moich policzkach popłynęły nieliczne łzy.
- Uderz mnie! - rozkazał.
- Co? - popatrzyłam na niego zdziwiona.
- Uderz mnie, wyładuj swoje emocje, ale nie płacz... błagam. - Justin przytulił mnie do siebie, wtedy też poczułam przyjemne ciepło w sercu.
- Czemu jesteś tutaj ze mną? - zapytałam, nie puszczając blondyna z uścisku.
Mimo, że słyszałam już wytłumaczenie na zaistniałą sytuację, chciałam, żeby powiedział coś więcej.
- Bo mi na tobie zależy. - podnieśliśmy się z trawy patrząc sobie w oczy.
- Czemu? - domagałam się więcej informacji.
- Bo... - zaczął, ale w tym momencie usłyszeliśmy stłumione krzyki, jakby wydobywały się spod ziemi.
Nasze twarze zbladły, szczególnie moja.
- Cholera, co to było?! - trzęsłam się ze strachu, serce biło mi dziesięć razy szybciej.
- Też to słyszałaś?
Rozejrzeliśmy się dookoła siebie, nikogo nigdzie nie było.
- Może lepiej... wynośmy się stąd. - zaproponowałam pospiesznie, na co Justin się zgodził.
Wyszliśmy starając się zachowywać neutralnie. Na murze od płotu napisane było kredą: "Życie na ziemi trwa WIECZNIE". Wracając do akademika cały czas myślałam o przeczytanym cytacie. Kto go tam napisał i czy zrobił to celowo?
- Są i nasze zguby! - wykrzyknęła Tiffany na cały korytarz.
- Shh, nie jesteś tutaj sama! - uciszyłam przyjaciółkę.
- Oj dobra, dobra. Gdzie byliście? Randka w McDonaldzie czy seks w toalecie na stacji benzynowej? - mówiła, w między czasie opychając się słonymi chipsami z torby, którą trzymała w dłoniach.
- Byliśmy na cmentarzu, u Emily. - tym razem odezwał się Justin.
- Uuu, grubo. Mogliście nagrać jak się pieprzyliście pomiędzy grobami, mielibyście milion wyświetleń na PornHubie! - zażartowała po raz kolejny.
- Przestań, to nie jest śmieszne Fiffy! - popatrzyłam ciętym wzrokiem na rozbawioną dziewczynę.
Tiffany weszła do pokoju, a ja z Justinem nadal staliśmy na korytarzu.
- Możemy zapomnieć o tym co dzisiaj stało się na cmentarzu? - zapytał trochę zmieszany.
- Zależy o czym mówisz. O tych przeraźliwych krzykach? Nie dam rady. - szepnęłam, żeby nikt nie słyszał naszej rozmowy.
- Myślisz, że to były jakieś żarty? - podtrzymywał rozmowę.
- Nie wiem i szczerze, nie chcę wiedzieć.
- Wtedy, kiedy chciałem ci powiedzieć, dlaczego mi na tobie zależy, chodziło o to, że jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Z tobą dogaduję się w tej szkole najlepiej i bardzo się o ciebie martwię. Myślisz, że dlaczego od czasu samobójstwa Emily jestem cały czas przy tobie? - spoważniał.
- Nie wiem...
- Bo nie chcę, żebyś skończyła tak jak ona.
Kiedy weszłam do mojego pokoju, który dzieliłam razem z "żartownisią" i jej siostrą, od razu położyłam się do łóżka. Czułam potrzebę odpoczynku, ale przy Sam i Fiffy, na pewno nie mogłam odsapnąć. Słuchałam ich idiotycznych docinek, po tym jak spotkałam się z Justinem, a to przecież nic nie znaczyło. Byliśmy przyjaciółmi, tak jak wszyscy w naszej ekipie... Na pewno nie mogłabym poczuć nic do chłopaka, w którym kochała się moja przyjaciółka. Złamałabym jedną z pierwszych zasad przyjaźni, a tak się nie robi, nawet jeśli Emily nie żyje.~~~
CZYTASZ
[UN]FRIENDLY GAME II JB
FanfictionJeśli twoi rodzice każdego wieczoru, przed snem, zapewniali cię, że duchy nie istnieją... mylili się. Grupa przyjaciół z college'u będzie musiała stanąć twarzą w twarz z największym koszmarem z dzieciństwa. Jedna, żądna zemsty, dusza, zamieni ich os...