Rezydencja Hendersonów

9.6K 512 35
                                    

Z dedykacją dla: cullenlovee :*

Piętrząca się posiadłość, w której miałam zamieszkać, zapierała dech w piersiach. Zbudowana z piaskowych cegieł i marmuwych bloczków, przypomninała pałac królewski.

Gdy pojechaliśmy pod bramę,ona z cichym skrzypnięciem otworzyła się automatycznie.

- Wow... - westchnęłam.
- Co nie?

Skręciliśmy w boczną drogę, aż znaleźliśmy się na tyłach domu, gdzie Sam zaparkował samochód. Następnie obszedł go dookoła i otworzył mi drzwi.

- Ooo. Jaki dżentelmen... - żachnęłam się.
- Dla ciebie zawsze, kotku. -skwitował krótko.

Wysiadłam z drogiego auta, po czym rozejrzałam się po przepięknym ogrodzie. Przez jedną, jedną chwilę, poczułam się jak w bajce. Niestety, szybko powróciłam do szarej rzeczywistości. Przecież nie jestem tu z własnej woli.

Może jednak ta rzeczywistość nie była taka szara. W końcu patrząc na tyle kwiatów, mogę śmiało stwierdzić, że nie znam połowy z tych kolorów.

Stać mnie jeszcze na to, żeby trochę pożartować... Dobry znak.

Gdy Sam zamknął za mną swoją oldschoolową brykę, poprowadził mnie do ogromnych drzwi wejściowych. Przekręcił gałkę, a ja otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. Czułam, że tak to się skończy.

Wielkkie, marmurowe schody, pieły się pod lekkim skosem do góry. Wokół było pełno miejsca. Kiedy weszłam do środka, moje buty głośno zastukały o wykładaną drogocennym kamieniem posadzkę.

- Candys! - zawołał.

Z głębi domu, wyszła drobnej budowy dziewczyna. Jej piękną twarz okalały długie, jasne włosy. Oczy świeciły z radości, a usta wygieły się w księżyc. Miała na sobie krótką sukienkę w kolorze krwi z czarną koronką.

- No wreszcie jesteście! - pisnęła. - Już się bałam, że były z nią jakieś problemy Jestem Candys. Twoja doradczyni, służąca oraz mam nadzieję, że wkrótce i przyjaciółka.
- Holly. - rzuciłam krótko.

- Jejku... Sam mówił, że jesteś śliczna, ale nie spodziewałam się, że aż tak! - ciągnęła.
- Co? - zdziwiłam się - Ohh... Bez przesady.
- Jaka skromna... - zahihotała.
- Cała Holly. - odparł blondyn. - A teraz: każ przygotować kolację.- popatrzył na Candys. - A ja... Zaprowadzę moją ukochaną na górę...
- Oczywiście. - odparła i zniknęła za rogiem.
- Chodź za mną.

Weszliśmy po szerokich, białych schodach na górę. Sam, prowadził mnie przez długi korytarz. Odwróciłam się na chwilę za siebie, by rozejrzeć się dokładniej po nieznanym mi dotychczas terenie, a kiedy wróciłam do wcześniej pozycji, wpadłam na chłopaka przede mną. On tylko chwycił mnie za ramiona i uśmiechnął się łobuzersko. Odskoczyłam od niego jak opatrzona.

- Holly, Holly, Holly... - zaśmiał się wesoło, przy czym otworzył mosiężne drzwi.

Obserwowałam jego poczynania z niezrozumiałym mi lekiem.

- Śmiało. Wejdź.

Stanęłam w progu: przestronny, lawendowy pokój, ciągnął się "bez końca". Po środku stało białe ogromne loże z baldachimem. Szafa, komody, szafki nocne, lustro, wlochaty dywan... Wszystko było albo w kolorze śniegu, albo jasno-fioletowe. I jeszcze ten kryształowy żyrandol... Cudownie.

- Podoba ci się? - zapytał szepcząc mi do ucha.
- Tu jest przecudownie! Ale... Za bardzo kunsztownie jak na mnie. - stwierdziłam.
- No co ty?! Skarbie! - Sam wybuchł śmiechem. - Przyzwyczaisz się. No dalej! Rozgość się! W końcu... To twój pokój.

Przekroczyłam próg białych drzwi. Usiadłam na łóżku i ściągnęłam swoje szpilki. Sam usiadł obok mnie.

- Może rozmasuje? - zapytał patrząc na moje stopy.

Odsunęłam się od niego na drugi koniec materaca.

- Nie trzeba. - powiedziałam.

Do środka wtargnęło troje mężczyzn z kartonami.

- O. Twoje rzeczy. Prześlijcie Candys. - zwrócił się do swoich ludzi. - Pomoże ci się rozpakować. Później przyjdę po ciebie i pójdziemy na kolację. Ach. No tak. Za tymi drzwiami... Czeka na ciebie niespodzianka.

°°°
Hejka kochani!:&
Od razu mówię,że rozdział jest po części sprawdzony. Mam nadzieję,że się podoba :)

Wbrew Woli [END]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz