Wstałam z okropnym bólem głowy. Na mojej szafce nocnej leżała karteczka i szklanka wypełniona wodą. Jedym duszkiem wypiłam całą zawartość naczynia i wzięłam się za czytanie.
Kendall!
Wpadnie dziś do Ciebie Jake. Nie obraź się ale szkoda mi go było więc powiedziałam że jak się obudzi może przyjść. Na stole masz tabletki przeciwbólowe i butelkę wody. Pij dziś dużo, koniecznie wody bo to co wczoraj odwalałaś było nie do przebicia.
Buźka, Matt i Jordyn ❤Od razu wstałam i zabrałam ze sobą szklankę podchodząc do stolika. Wzięłam dwie tabletki i wypiłam połowę butelki wody mineralnej. Byłam tylko w bieliźnie i jakiejś za dużej, męskiej bluzce. Usiadłam na łóżku rozmyślając kiedy ten ból przestanie przeszywać mi głowę. Już chciałam wstać i się ubrać by wyjść do kawiarni Grace i Stanleya ale przerwało mi pukanie do drzwi.
-Emm, cześć. -powiedział Jake wpatrując się w stoje stopy.
-Cze, tak ee, cześć. -lustrowałam jego nagą klatkę piersiową. Miał na sobie tylko dresy.
-Mogę wejść? -spytał nadal wpatrując się w swoje stopy.
-Jasne. -powiedziałam odrywając wzrok od jego klatki piersiowej a Jake w końcu na mnie spojrzał.
-Masz moją koszulkę. -syknął gdy zamknęłam drzwi.
-To twoja? Zaraz ci ją oddam. -powiedziałam odwracając się i próbując ściągnąć z siebie koszulkę.
-Oddasz później. Fajny tyłek. -mrugnął do mnie a ja zostawiłam koszulkę w spokoju i zalałam się rumieńcem.
-Ja się teraz idę ogarnąć i idę do Grace na kawę. Chcesz iść ze mną? -zapytałam uśmiechając się.
-Jasne, to za pół godziny u ciebie? -zapytał z najsłodszym uśmiechem jaki kiedykolwiek widziałam.
-Tak, tak. Do zobaczenia. -uśmiechnęłam się.
-Do zobaczenia, Kendall. -zamknęłam drzwi i czułam jak się rozpływam.
Wbiegłam do garderoby wygrzebując z niej czarne spodnie z "dziurami" na kolanach i czarno-białą koszulę w kratkę. Podreptałam do łazienki i wzięłam krótki prysznic. Ciało umyłam żelem o zapachu borówki a włosy szamponem o zapachu truskawki i nałożyłam odżywkę o tym samym zapachu. Spłukałam z siebie pianę i otuliłam się moim dużym, białym ręcznikiem.
***
Właśnie stałam przed lustrem ubrana i umalowana z telefonem w jedej ręce a w drugiej trzymałam suszarkę. Jako że wstałam o 12:00. No dobra. Chwilę przed. O 13:00 miałam być gotowa. Jakimś cudem od razu jak wyłączyłam suszarkę ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam i moim oczom ukazał się Jake.
-Gotowa? -zapytał ukazując rząd swoich białych zębów.
-Teoretycznie tak. Muszę założyć jeszcze buty i zabrać torebkę. -powiedziałam uśmiechając się.
-Jasne, to ruszaj. -zaśmiał się.
Podeszłam do łóżka wyciągając z pod niego moje czarne Conversy. Zgarnęłam torebkę, kluczyk od pokoju i wyszliśmy.***
Wciągu drogi panowała niezręczna cisza kiedy w końcu Jake postanowił ją przerwać.
-Mam filmik jak śpiewasz dla mnie piosenkę Biebera. -zaśmiał się.
-POKAZUJ MI TO W TEJ CHWILI. -warknęłam próbując nie wybuchnąć śmiechem.
Jake wyciągnął z kieszeni telefon pokazując mi nagranie. Od razu zrobiłam się cała czerwona ze wstydu.
-Nie dość że ładnie śpiewasz to jeszcze uroczo się czerwienisz. -wyszeptał do mojego ucha a ja poczułam jak się uśmiecha.
-Ughh, dziękuję. Nie codziennie ktoś prawi mi komplementy. -powiedziałam nadal się rumieniąc.
-Taka dziewczyna jak ty powinna dostawać codziennie setki komplementów. Jesteś urocza, miła, śliczna... -powiedział a ja zauważyłam tajemniczy błysk w jego oku.
-Dziękuję. -powiedziałam wchodząc za chłopakiem do kawiarni. Id razu na wejściu czuć było świeżo parzoną kawę. To mi się podoba najbardziej od czasu gdy wczoraj, przyszłam tu pierwszy raz.
-Kendall! Jake!? Stan, zobacz Jake przyszedł! -krzyknęła Grace zza lady.
-Jake? -spytał Stanley wychodzący z kuchni. Swoje pytanie kierował raczej do Grace. -Jake, chłopie! Dlaczego tak długo tu nie przychodziłeś?! -krzyczał wciąż mężczyzna.
-Tak się jakoś toczyło. -zarumienił się. -Ale nareczcie mogę znowu się napić waszej wspaniałej kawy. Obiecuję że będę teraz codziennie tu przychodził. -uśmiechnął się Jake.
-Trzymam cię za słowo. -mrugnęła do niego Grace.
-To na co macie ochotę? -zapytał Stan uśmiechając się.
-O! Ja na to co tak kochałem jak tu przychodziłem! Mam nadzieję że pamiętacie. -szczerzył się Jake.
-Ja wszystko pamiętam. Chyba że ty o tym zapomniałeś. -zaśmiała się Grace.
-A ja mam ochotę na.. "To co zawsze Luke'a Thomasa i Davida Jonsona". -uśmiechnęłam się i odeszłam do wolnego stolika a za mną podążył Jake.
-Byłaś tu z Thomasem i Davidem? -syknął piorunując mnie wzrokiem.
-Tak, poza tym co cię to obchodzi? -warknęłam.
-Thomas to człowiek który nigdy nie stwarza poważnego związku. Zrozum Kendall. On nie bawi się w dziewczyny. On woli się nimi bawić. -warczał na mnie jak pies z wścieklizną.
-Przesadzasz jest bardzo uprzejmy. -powiedziałam z nutką jadu.
-To mogłaś z nim tu przyjść a nie ze mną! -krzyknął w końcu a, wszystkie oczy zostały skierowane na nas i rozmowy ucichły.
-Mogłam! I żałuję że tego nie zrobiłam! -wybuchłam.
Wychodząc podeszłam do lady i zwróciłam się do Grace.
-Ja tak bardzo przepraszam ale zapłacę jutro jak tu przyjdę dziś po prostu ughh. -ignorowałam nawoływania Jake.
-Złotko na koszt firmy. Od samego początku rozmowy z nim przy stoliku się gotowałaś ze złości. Zapakowałam ci śniadanie i jakieś smakołyki. Jeżeli tego nie przyjmiesz będzie mi przykro. -powiedziała wciskając mi torbę z jedzeniem i kawą.
-Dziękuję. Nie wiem jak ci się odwdzięczę a teraz znikam. Do jutra. -uśmiechnęłam się.
-Do jutra. -powtórzyła po mnie Grace a ja wyszłam.
Jake przez chwilę próbował mnie dogonić ale na marne bo go zgubiłam i podejrzewam że wrócił do kawiarni.***
W mniej niż połowie drogi zatrzymało się przede mną Audi R8. Wiem, bo sama takie mam. Wysiadł z niego chłopak kierujący się w moją stronę.
-Kendall. Podwieźć cię? -spytał Luke.
-Nogi mi do dupy jeszcze nie przyrosły, więc podziękuję. -syknęłam nadal zdenerwowana sytuacją z Jake'iem.
-Wsiadaj nie marudź. -uśmiechnął się a ja uległam.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, która aż bolała. Przerwał ją jednak Luke.
-Co cię gryzie, słońce?
-Pokłóciłam się z Jake'iem.. -próbowałam uniknąć tematu.
-Powód? -ciągnął.
-Ty.. -powiedziałam cicho mając nadzieję że nie usłyszał.
-Ja? Dlaczego? -ewidentnie się zdziwił.
-Sama nie wiem.. Po prostu zaczął mi mówić, a raczej na mnie warczeć..
-Jak pies. -przerwał mi Luke i westchnął.
-Tak, tak ale poczekaj. -skarciłam go. -Że skoro cię tak bardzo lubię mogłam tam przyjść z tobą. -wywróciłam oczami.
-Nie przejmuj się. -uśmiechnął się do mnie ciepło Luke na chwilę odrywając wzrok od drogi.
-Nie mam zamiaru. -odwzajemniłam uśmiech.
-Emm wiesz, Ken..
-Ooo jakie urocze zdrobnienie. -przerwałam mu.
-Dzięki ale wracając.. Masz może ochotę gdzieś wyjść? -zaczerwienił się.
-Oczywiście!
-Kolacja? Lody? -zapytał.. Zadowolony?
-Hmm możemy iść na lody. -odparłam.
-Masz czas o 18:00? -zapytał zatrzymójąc się przed akademikiem.
-Dla ciebie zawsze. -zaśmiałam się.
-Do zobaczenia Kendall. -powiedział przytulając mnie.
-Do zobaczenia Luke. -odwzajemniłam uścisk i odeszłam.***
Weszłam do pokoju i usiadłam na łóżku włączając mojego laptopa. Rozpakowałam jedzenie od Grace i od razu zaczęłam je spożywać. Oprócz tego co zamówiłam dostałam jeszcze dwie, odziwo, jeszcze ciepłe drożdżówki i lemoniadę. Zjadłam rogaliki i wypiłam kawę, cały czas przeglądając na zmianę Tumblr'a i Facebook'a. W podziękowaniu za tabletki przeciwbólowe które szybko podziałały, jedną drożdżówkę położyłam na szafce nocnej Jordyn. Jako iż jestem wierną fanką Justina Biebera, zaczęłam przeglądać bilety za jego koncert który odbędzie się za 9 miesięcy. Przeszkodził mi w tym dzwonek telefonu.
-Halo? -odebrałam.
-Kendall Collins?
-Tak, z kim mam przyjemność? -zapytałam ze zdziwieniem.
-To ja, Jake. -wymamrotał.
-Żegnam. -rzuciłam i się rozłączyłam.***
Dochodziła 17:30 więc postanowiłam że poprawię makijaż. Jake jeszcze pare razy dzwonił ale nie odbierałam. To tylko brak odwagi przejścia parę pokoi i porozmawianie twarzą w twarz? A może Jake to taka pizdeczka? Osobiście uważam że wersja druga go całkiem trafnie opisuje. Ale nie ważne. Zabrałam się za makijaż który zmyłam i robiłam jeszcze raz. Skończyłam i spojrzałam na zegarek który wisiał na ścianie. Za 5 minut 18:00. Jak teraz patrzę na posiłki jakie spożywam w akademiku to wydaje się że to mało. A mi to w zupełności wystarcza. Przyzwyczaiłam się że jem śniadanie, wychodzę do szkoły, wracam, wychodzę ze znajomymi, wracam wieczorem i coś jeszcze jem. Z moich rozmyślań wyrwało mnie pukanie. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Za nimi stał Luke z uśmiechem od ucha do ucha.
-Gotowa? -zapytał.
-Tak, tylko torebka i idziemy. -powiedziałam wchodząc do pokoju po torebkę.***
Rozmawialiśmy całą drogę nawzajem się lepiej poznając. Dowiedziałam się że pochodzi z Hollywood. Czego mu na prawdę zazdroszczę! Ma młodszą siostrę, Jenny, która ma 10 lat. Urodził się 6 września, więc niedługo organizuje urodziny w bractwie. Dowiedziałam się jeszcze na prawdę dużo ale za długo by wymieniać. Doszliśmy do jakiejś włoskiej lodziarni której nazwy nie potrafię wymówić. Opuściliśmy lokal z lodami i pokierowaliśmy się w stronę plaży.
Kendall, mieszkasz w okolicy całe życie a na plaży nie byłaś.
Prawda, nie byłam. Ale w mojej głowie okolica to raczej 300 km. A teraz akurat mam okazje. Usiedliśmy na leżakach należących do jakiegoś baru i podziwialiśmy zachód słońca.
***
W drodze powrotnej rozmawialiśmy o tym jakie były nasz poprzednie związki. Wiem, że poprzednia dziewczyna zdradziła go z najlepszym kumplem. Był tym załamany i postanowił wybrać się do college'u, który był na tyle daleko żeby jej nie widzieć.
-Emm, współczuję. -powiedziałam smutno.
-Teraz jest dobrze. -uśmiechnął się. -Twoja kolej. -spojrzał na mnie przelotnie.
-Huh, można powiedzieć że nie zadobrze znoszę rozstania. Nie to że te takie najnormalniejsze tylko raczej. Hmm nie potrafię tego wytłumaczyć..

CZYTASZ
NEVER SAY NEVER
Fiksi RemajaFRAGMENT. -Kendall, ja po prostu jestem zazdronsy! -Nie masz powodu. Liczysz się ty i tylko ty.