20. Kryjówka

2.4K 196 49
                                    

- Hawkeye! - mówiłam głośniej. - Słyszysz mnie? Nie zasypiaj! Błagam...

On był moją ostatnią deską ratunku. Jeżeli go stracę, nie ma wątpliwości, że długo tak nie pociągne. Wtedy nikt inny nie uwierzy w moją niewinność. Zostanę tutaj sama. Sama z tym dużym problemem. Jak ja sobie wtedy poradzę?

Nie reagował. Może cios Hulka był zbyt mocny. Wstrząs mózgu? Jakaś rana? Ból głowy? Co mu było?!

Chciałam płakać, ale musiałam być silna. Ludzie na razie nie zwracali na mnie uwagi, lecz to może się zaraz zmienić, jeśli w tej chwili stąd oboje nie pójdziemy. Ale trzeba było znaleźć dobrą kryjówkę. Tak, aby nas nie znaleźli. Gdzieś w pobliżu...

Nagle wpadłam na pomysł. Nie jest zbyt daleko, a do tego, mieszkanie teraz jest puste. Mam taką nadzieję.

- Hawkeye, wiem, że mnie słyszysz - mówiłam spokojnie, choć w środku, najchętniej zaczęłabym wołać pierwszą lepszą osobę o ratunek. - Proszę cię, jeżeli mam ci pomóc, musisz wstać. Pomogę ci, a razem na pewno damy radę.

Agent z trudem skinął głową.

Spróbowałam podnieść agenta Bartona, jednak był ciężki. Ile on ważył? Tonę? Wzięłam go za ramię i zaczęłam posuwać się naprzód. Dziwnie to wyglądało. Czarnowłosa dziewczyna ciągnie Avengera po ziemi. Zastanowiłam się nad inną taktyką. Wzięłam go pod ramię, chociaż łucznik ledwo powłuczał nogami. Czułam się kakbym dźwigała wór cegieł. A nawet dwa. Niektórzy się za mną oglądali, lecz ignorowałam to i wypatrywałam danego adresu. Wkrótce ujrzałam znajomy budynek. Tym razem ciągnęłam łucznika po schodach. Moje plecy bolały, jak nie wiem i miałam na tą chwilę dość. Starałam się, aby mężczyzna nie dostawał każdym stopniem w głowę. Kiedy byłam przez odpowiednimi drzwiami, odetchnęłam głęboko. Zmęczyłam się. To było gorsze niż wychowanie fizyczne w mojej szkole. Był szczupły, więc nie rozumiałam, dlaczego był taki ciężki. Może to przez mięśnie?

Spojrzałam pod wycieraczkę. Zapasowy klucz. Przekręciłam go w zamku i otworzyłam drzwi na oścież. Pociągnęłam Clinta do salonu i położyłam na miękkim dywanie. Ściągnęłam mu kołczan pełen strzał oraz łuk i po namyśle oparłam w kącie pokoju. Nie widziałam niczego poważnego. Jak miałam się dowiedzieć co mu dokładnie było? Widziałam jego krew na dłoniach, lecz na samym stroju już nie. Nie znałam także żadnego lekarza. I sama nim nie byłam. Oglądałam jeden serial medyczny, ale tam była grypa czy jakaś inna zaraźliwa choroba. Co zrobić, jeżeli człowiek w starciu z drużyną bohaterów, jest ranny?!

Na początek dowiedzieć się, gdzie dokładnie jest rana. Najbardziej narażona na zranienia jest klatka piersiowa. Zdjęłam mu górną część stroju. Miałam rację. Oprócz siniaków i zadrapań, z jednej rany leciała krew. I to dużo. Znajdowała się z boku, między kością biodrową, a żebrami. Przez kostium, nie mogłam jej wcześniej zlokalizować. Nie...

Nie miałam nic. Potrzebowałam kilku rzeczy, aby mu pomóc. Wszystkie moje rzeczy zostały na statku. Nie miałam czasu, nawet choćby wziąść komórki. I tak pewnie by mi zmokła. Musiałam iść do apteki, jednak nie miałam pieniędzy. Tylko Hawkeye. Zaczęłam przeszukiwać kieszenie bohatera. Dwa noże, pistolet, naboje... Tak! Eureka! Dwadzieścia dolarów. Tyle powinno wystarczyć.

Szatyn oddychał niespokojnie. Dotknęłam jego czoła. Był cały rozpalony. Wzięłam z kuchni szmatkę i namoczyłam ją zimną wodą. Wróciłam z powrotem do Avengera. Położyłam mu ją na czoło.

- Zaraz wrócę, Hawkeye - obiecałam szeptem i pobiegłam sprintem do najbliższej apteki.

- Bandaże, woda utleniona, plastry i tabletki przeciwbólowe - rozkazałam nawet nie tracąc czasu na uprzejmy ton. Byłam zbyt nerwowa w tej chwili, aby się czymś takim przejmować.

Pozory MyląOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz