III. Dźwięk ciszy

959 74 2
                                    

Będąc dziwnym można zabłysnąć tylko na ekranie telewizora. Ludzie to uwielbiają. Dziewczyny sekretnie podkochują się w psycholach z ulubionych filmów, snują dziwne wyobrażenia o tym co by było gdyby takiego poznały, czyniąc ich chorobę czymś romantycznym.
Kiedy jednak jesteś dziwny na prawdę, tu w prawdziwym życiu, poza kolorowym ekranem, który upiększa każdą skazę, jesteś skazany na samotność i odrzucenie. Nie rozumiem tego. Dlaczego dziwność na ekranie jest taka kusząca i słodka, a ta prawdziwa i namacalna wydaje się ludziom odrażająca?
Z moich ponurych rozmyślań wyrwał mnie głos Addie.
— Słucham? — zapytałem cicho.
Addie wywróciła oczami i uśmiechnęła się wyrozumiale.
— Zabierzesz mnie dzisiaj na spacer? — ponowiła pytanie ze słodkim uśmiechem i błagalnym spojrzeniem szczeniaczka.
— Jasne. — odwzajemniłem uśmiech i wróciłem do topienia łyżką płatków w mleku.
Nadal czułem jak zaspane są moje oczy. Przetarłem twarz dłonią i westchnąłem cicho.

Wychodząc z domu zdążyłem zobaczyć śpiącą matkę w salonie. Przewrócony kieliszek leżał na stole.
Szkoda mi było tylko Addie. Beznadzieja.
Na zewnątrz było dosyć ciepło. Świeciło słońce. Nie, nie podobało mi się to. Kolejna beznadzieja.
Nie wiem dlaczego stresowałem się. Nie wiem czym. Może szkołą, której byłem coraz bliżej. Chociaż w sumie... Wcale nie musiało tak być.
Szedłem ulicą, po której obu stronach rosły gęste zarośla. Las rzucał ogromny, chłodny cień. Zszedłem na leśną ścieżkę.
Straciłem rachubę czasu i sam już nie wiedziałem gdzie jestem. Dookoła tylko drzewa, cień, las. Wydawało mi się, że nie słyszę już nawet śpiewu ptaków ani odgłosów innych leśnych stworzeń. Równie dobrze mógł być już wieczór. Widoczne zza koron drzew skrawki nieba niewiele mi mówiły o porze dnia. Chyba zaczynało się chmurzyć, delikatny powiew wiatru niepokojąco zaszeleścił gałązkami. Mimowolnie wzdrygnąłem się i obejrzałem za siebie z głupawą miną. To tylko wiatr. Nigdy nie czułem się tak dziwnie.
Po kolejnym kwadransie, a może godzinie spaceru dostrzegłem prześwit między drzewami. W sumie nie wiem czy się cieszyłem. Mógłbym tu zostać i umrzeć. Może nikt by mnie nie znalazł. Co za różnica?
Odgarnąłem ręką kujące krzaki i zacząłem się rozglądać. Górka, wzgórze, dom. Ten sam dom co wczoraj. A może nie wczoraj? Może już dawno temu tam byłem? Nie ważne. Wyszedłem z lasu i otrzepałem się z liści i gałązek. I gapiłem się tak chwilę, stojąc bezcelowo i gryząc usta. Gapiłem się na ten dom jakby to mogło mnie jakoś olśnić. Ale nic takiego nie nastąpiło. Westchnąłem, trochę znużony i trochę zmęczony. Chciało mi się pić a moje usta były lekko spierzchnięte. Tak, był wieczór.
Koło domu kręcił się jakiś chłopak. Nowy. Nie widziałem go jeszcze w szkole. W sumie jak niby miałem go tam widzieć? Zaśmiałem się pod nosem. Obserwowałem go przez chwilę. Nie widział mnie. I dobrze. Może jutro pójdę do szkoły, choćby po to żeby zobaczyć co to za jeden. Nie byłem do niego pozytywnie nastawiony. Nie oczekiwałem od niego więcej niż od całej reszty ścierwa z tej budy.

W domu powitała mnie, jakże serdecznie, matka. Popiół z papierosa co jakiś czas spadał na kafelki w kuchni, jak płatki śniegu, a ona krzyczała coś o tym, że dzwonili ze szkoły, że znowu wagaruje, że mnie wyrzucą. A ja nie słuchałem, gapiłem się tępo na jej twarz. Sztuczne emocje. Przecież i tak miała w dupie co się ze mną dzieje.
-Gdzieś ty był Tate?! - Wykrzyczała tym swoim wystudiowanym głosem zdenerwowanej matki.
Nie odpowiedziałem. Pobiegłem do swojego pokoju i rzuciłem się na łóżko. Włączyłem muzykę, która zagłuszyła ją i moje myśli. "The sound of silence".

Normalność Jest IluzjąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz