XVIII. Haze

187 24 1
                                    

Korytarz był wypełniony szumem, szumem wytwarzanym przez rozmawiających ludzi. Było ich pełno, stali, siedzieli, chodzili, śmiali się, rozmawiali, gapili się. Podążałem za Normanem i Zoe, którzy byli pochłonięci rozmową. Nie wiedziałem o czym gadali i nie obchodziło mnie to, nie docierało do mnie. W końcu zatrzymali się przy schodach i ja tak zrobiłem, gapiłem się w okno.
- Chodź, chodź Tate. - Zoe machnęła do mnie ręką, uświadamiając mi, że mam za nimi iść dalej.
Pokiwałem tylko głową i zrobiłem to o co mnie prosiła.

Idąc do domu zasypiałem, a wcale nie było późno. Moje oczy było zapuchnięte i obolałe, nie marzyłem o niczym innym, niż o tym żeby się położyć. Jednak nie byłem w stanie iść szybko.
Dużo myślałem nad tym co się niedawno stało, nad tym co mi powiedziała Zoe. Bo nie wyglądało na to, żeby po mieście poniosła się fama. Poza kilkoma debilami na karku, miałem spokój. W tym momencie i tak było mi to obojętne, psychotropy mnie otępiały i znieczulały na zewnętrzny świat. Jedyne o czym myślałem rano, to czy matka liczy mi tabletki, czy kontroluje to w jakiś sposób. Na razie miałem z nią spokój i tak niech zostanie.
Położyłem się, pewnie albo nie zasnę, albo obudzę się za pół godziny. A nie o to mi przecież chodziło.

- Za raz, mów wolniej. Uspokój się. - Rozespany spojrzałem na zegarek, o cholera, trochę mi zeszło.
- Znaleźli panią Bennet. W lesie. Tam gdzie zaczyna się posesja Normana. Niedaleko. Jest pełno policji. - Nie potrafiłem zidentyfikować emocji, które targały Zoe, jednak sposób w jaki przekazywała mi informacje świadczył o tym, że te emocje były wielkie. Westchnąłem cicho do słuchawki.
- Nie żyje? - Nie musiałem o to pytać. Już to wiedziałem. To wszystko działo się tak szybko.
Odłożyłem telefon i schowałem twarz w dłoniach.

Nigdy nie sądziłem, że śmierć nauczycielki będzie miała taki wpływ na moje życie. A miała duży. Śledztwo było męczące, przesłuchania. Po pogrzebie, który Norman źle przeszedł, nie mieliśmy ze sobą prawie wcale kontaktu. Chyba w ogóle nie wychodził z domu. Nie pojawiał się też w szkole. Byłem tylko ja i Zoe. Tęskniłem za nim, złościłem się, zastanawiałem i snułem w głowie najróżniejsze domysły. Nie czułem się dobrze, nie potrafiłem się skupić na zajęciach, ciężko mi było tam w ogóle wytrzymać do końca. Co raz częściej po głowie chodziła mi myśl, żeby to wszystko olać. Na jakiś czas przynajmniej miałem spokój z Jakckiem, ale i oni pewnie niebawem mnie dorwą.
- Norman nie daje znaku życia. Nie wiesz co z nim?
- Nie powiedział tobie? Będzie miał indywidualne nauczanie w domu. - Zoe wyglądała na zaskoczoną. Zamarłem. Nie wiedziałem co powiedzieć, ani o co się zapytać. Nie powiedziałby mi o takiej rzeczy?
- Nie rozumiem. - Wrzuciłem do wody kamyk i obserwowałem kręgi tworzące się w miejscu w którym zatonął. Kręgi i tak niedługo zostaną wygładzone i nie będzie nawet śladu, pomyślałem. Czy w życiu też tak jest? Pewne epizody po prostu znikają tak nagle?
Dziewczyna zaczęła mi tłumaczyć, że to pewnie przez tą śmierć i w ogóle. I coś o tym, że jego matka była nadopiekuńcza. Wiedziałem o tym doskonale, jego matka była wręcz zazdrosna. Ich relacja była dość specyficzna i czasem bałem się, że przez to go stracę. Czy nie tak się właśnie działo? Chyba wymykał mi się z dłoni, a im mocniej zaciskałem pięści, tym szybciej uciekał, jak piach. Jej słowa z czasem przestały do mnie docierać, posmutniałem, a jednocześnie byłem zły i czułem się zdradzony. Tak, zdradzony, w jakiś dziwny, niewytłumaczalny sposób zdradzony.
- Muszę już iść. - Powiedziałem i następnego dnia nie pojawiłem się w szkole. Bo szkoła ssie i nie miałem ochoty marnować tam życia. I tak nic nie osiągnę. Constance była zbyt zajęta nowym facetem, żeby wygnać mnie z mojego pokoju, kazać się uczyć czy cokolwiek. Z resztą chyba i tak miała to w dupie, do puki nie sprawiałem żadnych problemów i nikt się na mnie nie skarżył.

- Czemu robimy wszystko dla innych? - Patrzyłem nieobecnym wzrokiem w blat. Moira na chwilę przerwała swoją pracę, wyglądała na zamyśloną. Jej kasztanowo-czerwone włosy jak zawsze były idealnie upięte i choć była tylko 'sprzątaczką' to i tak prezentowała się o wiele lepiej niż jej uzależniona od papierosów pracodawczyni.
-Chyba jesteśmy na to skazani. - Jedno oko miała zamglone, nigdy nie pytałem jej co się z nim stało, ale pamiętam, że kiedyś takie nie było. Miała orzechowe oczy. - Mamy nadzieję, że ktoś to zauważy.
Lubiłem z nią rozmawiać. Czułem od niej wsparcie, nie tak jak to było z Constance. Zapatrzona w siebie, z milionem niespełnionych ambicji, wiecznie pokrzywdzona, najważniejsza.
W końcu doczekałem się wiadomości od Normana. "Spotkajmy się na plaży o 19" mówiły litery na wyświetlaczu. W porządku, spotkajmy się. Nie wiedziałem co o tym sądzić i miałem bardzo mieszane uczucia. Lęk, złość i nadzieja.

Normalność Jest IluzjąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz