Rose wpatrywała się tępo w twarz Richarda. W życiu nie spodziewałaby się po nim aż takiej empatii. Do tej pory miała wrażenie, że jest on zbudowany wyłącznie z pychy, arogancji i samouwielbienia. Dziwiła się , że przed wojną nie udało mu się wstąpić w szeregi świty Dracona Malfoya, który był i jest najbardziej zagorzałym wrogiem mugoli i czarodziejów pochodzących z niemagicznych rodzin,takich jak jej mama. A może nawet nie próbował mu się przypodobać? W tej chwili nie potrafiła sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek chociaż z nim rozmawiał. Dziwne wydało jej się również to, że odezwał się do niej. Zwykle unikał jej spojrzenia, na korytarzu mijał ją szerokim łukiem i nigdy, przenigdy się do niej nie uśmiechnął. A teraz? Stał przed nią i szczerzył się pokazując swoje nieskazitelnie białe zęby. Od razu wyczuła w tym jakiś podstęp. Może potrzebował na szybko pożyczyć trochę pieniędzy?
- Co ty tak nagle zacząłeś interesować się tym, co ja czuję, hmm? - Zapytała.
Richard przymknął oczy. Gdy ponownie je otworzył, gwieździsty blask gdzieś zniknął. Teraz widziała w nich tylko swoje odbicie. Jego mina była jeszcze bardziej żałosna niż w chwili, w której pierwszy raz musiał obok niej stanąć.
- Dlaczego jesteś taka agresywna? Wiem, co czujesz. Przypominam ci, że w maju umarło tutaj również wielu Ślizgonów. - Powiedział ochrypłym głosem.
Rose wytrzeszczyła na niego oczy. Jak on mógł w ogóle mówić o nich w taki sposób? Nikt z nich nie walczył. A jak walczył, to próbował pozabijać członków Zakonu Feniksa. Każdy mieszkaniec Slytherinu walczył po stronie Voldemorta.
- Tak, zgadzam się, jeżeli oboje mówimy w tej chwili o Śmierciożercach.
Zdążyła jeszcze zauważyć, jak Richardowi rozchylają się usta. Chciał jej coś odpowiedzieć, ale ona biegła już w stronę biblioteki. Nie wiedziała, ile czasu minęło, odkąd wyszła z sali transmutacji, ale przypuszczała, że do końca przerwy zostały jakieś dwie minuty. Musiała się pospieszyć, jeżeli chciała zdążyć na obronę przed czarną magią. Podobno obecny nauczyciel miał zostać tutaj dłużej niż tylko jeden rok szkolny. Do tej pory jakoś żadnemu się to nie udało. Ludzie mówili, że na tym stanowisku ciąży klątwa, którą niegdyś z zemsty rzucił jakiś potężny czarodziej, któremu odmówiono owej posady. Nie miała pojęcia, ile było w tym prawdy, ale wierzyła w to.
Dwie godziny później siedziała w ciemnym lochu na jednej z dwóch pod rząd lekcji eliksirów. Pomimo usilnych prób, nie udało jej się skupić na słowach profesora Slughorna. Myśli uciekały jej do kilku ostatnich nocy, podczas których regularnie budziła się przestraszona i w ciężkim szoku. Niczego tak nie pragnęła, jak dowiedzenia się, o co tak naprawdę chodziło w jej snach. Kamień, który podnosiła, wydawał jej się dziwnie znajomy. A znak na szyi Richarda? W tym momencie żałowała, że nie zapytała go o to. A teraz już przepadło. Odezwał się do niej pierwszy raz w życiu, w dodatku był dla niej miły i, niech to, troskliwy, a ona potraktowała go jak pierwszego lepszego gościa, który zaproponowałby jej pracę w Ministerstwie. Niestety, nic nie mogła na to poradzić. Była uprzedzona do Ślizgonów. Nie znała nikogo, oprócz profesora Slughorna oczywiście, kto wyszedłby z tego domu i zrobił dla świata coś dobrego. Wszyscy prędzej czy później lądowali w Azkabanie.
Pod koniec lekcji dostali po jednej czekoladowej żabie. Miała to być zachęta do nauki z eliksirów w nowym roku szkolnym. Ostrożnie odwinęła swoją, oddała ją Katherine a dla siebie zabrała tylko kartę. Harry Potter. Jasne. Ostatnio wszędzie można było na niego trafić. Na niego, albo na jego dwójkę przyjaciół, Rona i Hermionę. Hermiona wróciła do Hogwartu, nawet dane jej było siedzieć obok niej na śniadaniu, ale nie zamieniła z nią ani słowa. Okropnie ciężko było jej rozmawiać z ludźmi, którzy poświęcili wszystko, dosłownie wszystko, aby ona mogła sobie bezpiecznie chodzić korytarzami szkoły.
CZYTASZ
Gdyby można było cofnąć czas
Fiksi PenggemarRosie rozpoczyna swój piąty rok nauki w Hogwarcie. Jakimś sposobem udało jej się przetrwać wojnę. Od śmierci Dumbledore'a rodzice uczyli ją w domu. Teraz, kiedy było już bezpiecznie, pozwolili jej wrócić do szkoły. Dręczą ją jednak koszmary, nie moż...