Rozdział 3

8 1 0
                                    

-Jeszcze lepsze jest to że, chwalą się skutkami na opakowaniach. Dostali pozwolenie na sprzedaż, ale nie wiem czemu tego jeszcze nie sprzedają... na szczęście- dodał pospiesznie.

     Umilkł obserwując mnie.

-Dobra.-wzięłam oddech.-Czemu Derek skontaktował się z tobą. Co on wyprawia? Co ty tu robisz? Czemu przychodzisz do mnie...

-Bo zauważył że, mi się to nie podoba. Derek robi teraz za wtyczkę. Tylko tyle o nim wiem. Przyjechałem ze Szwajcarii nie mają tam jeszcze pozwolenia na sprzedaż... nazwijmy to CDM CUKIER DLA MÓZGU. Przewiozłem przez granice CDM.

-Legalnie?-już mnie nic nie zdziwi.

-Nie.-zaśmiał się.-Ja, moja siostra i inni przewożą to przez granice.

-Czekaj! Ty syn biznesmena, który ma firmy na całym świecie tworzy serum, który niszczy ludzi. Ty jesteś przeciwko, ale nie legalnie przewozisz TO przez granice!?

     Nie wiem kiedy wstałam i zaczęłam chodzić w kółko. Jak to mam ogarnąć. Ethan nalewał właśnie wody do czajnika. Chce o tym gadać przy herbatce? Za dużo tego jak na jeden dzień zaraz przyjadą rodzice i będę się musiała przy nich normalnie zachowywać ni i jeszcze Ethan i ten pendrive! Ojoj. Czarno to widzę! 

-Co jest na pendrive?-Ethan postawiał zieloną herbatę na wysepce. Blee, nie będę pić zielonej herbaty.

-Są na niej dowody zebrane przez Dereka obciążające firmę.

-Grubo- westchnęłam.-Tak z ciekawości: Jak przewieźliście CDM przez granice?

-Wkładali nam takie -pokazał długość 20 cm -paczuszki do jelit. Ohyda no nie?

Diane zatkało, oniemiała powiedziała tylko:

-Żartujesz.

-Nie, nie żartuję. -Podniósł koszule, pokazując twardy brzuch owinięty grubym, białym bandażem.-No, może dosyć nowinek na dziś. Jesteś bledsza niż byłaś.

     Fuknęła z irytacji. Wzięła do rąk kubek, i napiła się ciepłego płynu krzywiąc się przy tym. Odwróciła się do zlewu i wylała zielony napój.

-Nie wiem, jak ty to możesz pić.

     Cicho roześmiał się.

-Widzę, że już ci lepiej.-posłał mu mordercze spojrzenie.-Nic więcej nie mówię.-Uniósł ręce w obronnym geście.

                                                                          ***

     Na stole, zostawiłam karteczkę z treścią, że idę się spotkać z przyjaciółmi. Rodzice raz: uczeszą się, że wreszcie gdzieś wyszłam. Dwa: to była prawda. Ja i Ethan byliśmy u Lidii. Pomogliśmy opracować błyskotliwy plan, dzięki któremu; koszmarni kuzyni Lidii, będą mieli koszmarny pobyt w jej domu. Ethan co chwile spoglądał na telefon, co zaczynało mnie denerwować.                   

     Szliśmy parkiem do mieszkania Adama, które znajdował się nad studiem judo, które prowadził jego ojciec Janek Rega. Pojechał na jakieś coroczne spotkanie związane z technikami walki, czy czegoś takiego.

     Do domu Adama, jak zwykle weszłam jak do swojego. Otworzyłam szybko drzwi i weszłam do środka. Ethan, gapił się w komórkę z zaciętą miną. Wyglądał żałośnie. Na czyj telefon czekał? Jego ojciec? Derek? Dziewczyna? Co mnie to obchodzi? Wzruszyłam ramionami i przeszłam przez korytarz do przyjemnie urządzonego mieszkania. 

     Mieszkanie było urządzone po kawalersku. Królowały ciemne kolory, a w szczególności ciepły brąz. Było tu sporo przestrzeni. Adama zastałam siedzącego na kanapie z laptopem na kolanach. Na szklanym stoliku przed nim walały się śmieci. 

-Cześć, co tam u was?-jego lewy kącik ust podjechał do góry. A ostatnie słowo dobitnie wymówił.

     O, proszę następny, który bawi się za dobrze. Podeszłam do lodówki i teatralnym gestem otworzyłam puszkę kukurydzy.

     Podniósł palec.

-Ej, to miało być na czarną godzinę-zrozpaczony opadł ciężko na miejsce gdzie siedział.

     Borys jakby wyczuł, że jego pan potrzebuje jego obecności podreptał do niego. Borys był psem z dużymi oklapniętymi uszami i smutnym psykiem, biały w jasne brązowe plamy. Usadowił się na kolanach Adama.

     Wzięłam jeszcze jedną łyżkę kukurydzy i podałam mu ledwo pustą puszkę z kukurydzą. Ten jak dziecko, od razu uśmiechnął się i zaczął jeść kukurydze.

-Co to jest.- spytał Ethan.

-Co?- spytała Diana i Adam jednocześnie.

     Ethan wskazał na psa leżącego na nogach Adama.

-To.-uśmiechnął się.

     Adam podniósł się i podszedł do Etana. Pies podszedł do niego.

-Obrażasz mnie-stwierdził.-Okay, ale nie będziesz obrażać mojego psa.-Ethan stał spokojnie przyglądając się to Adamowi to psu.-Tak w sumie to pies mojej babki, jest wrażliwy-dodał z czułością. Prawda Borys?-Borys wydał z siebie dźwięk, jakby pomruk.

-Nie. Wolno. Ci. Go. Obrażać.-Adam zwalczył chęć, żeby dźgnąć go palcem w pierś, albo wykorzystać dźwignię, na przykład jego ramienia.

-Okaayy. Ja chciałem tylko wiedzieć co... -urwał szybko i dodał-jakiej rasy...

-Zrozumiano.? To Bloodhound. A dla ciebie Pan Borys.

     Ethan spojrzał na Diane, z szeroko uniesionymi brwiami. Ta próbowała się nie śmiać co doprowadziło do tego, że była cała czerwona na twarzy i cała się trzęsła.

     Adam nadal wpatrywał się w Ethana. Ten wziął głęboki oddech.

-Zrozumiano-powiedział do Adama. Zwrócił się do Borysa.-Proszę o wybaczenie, że obraziłem tę jakże majestatyczną tuszę, serdeczny pysk i wrażliwość psychiki. Pani Borysie proszę o wybaczenie.-Ethan mówił poważnym głosem, a w środku wił się ze śmiechu. Diana poczerwieniała jeszcze bardziej i zaczęła płakać ze śmiechu. Pies odwrócił się tyłkiem do Ethana i podreptał do innego pomieszczenia. 


Wrócić na nowoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz