Rozdział 7

5 0 0
                                    

     Diana powitała mnie swoją słynną marsową miną. Ona zawsze się tak krzywi, jakby zjadła coś niedobrego i chciała na mnie zwymiotować? Odnotowałem sobie w myślach by dla pewności nie ubierać drogich koszul gdy będzie w jednym pomieszczeniu ze mną. Włączyłem guziczek z arogancją i usiadłem na krześle barowym. Diana podeszła do lodówki i nalała sobie soku.

-Chcesz coś do picia?-siliła się na miły ton.

     A skąd mam wiedzieć, że nie chcesz mnie otruć? Nie, spokojnie jestem jej jeszcze potrzebny. Na razie. Co ja jej zrobiłem? Diana trochę mnie niepokoiła. Uśmiechnęła się do siebie i napiła się soku.

-Nie. Dziękuję.-Odparłem ostrożnie.

-Adam ma jakiś pomysł jak okłamać moich rodziców i pojechać do Nowego Jorku.-Przy słowie "okłamać" skrzywiła się jeszcze bardziej. Widać nie za bardzo podobał się jej ten pomysł Adama. Oparła łokcie na blacie, obracając szklankę i ścierając zimną wodę na szkle.

-Dzwonił mój tatuś-próbowałem zabrzmieć lekko, ale jestem kiepskim aktorem.-Mam nadzieję, że namierzył mnie w parku, a nie u ciebie.-Przełknąłem głośno gdy zaczęła uważniej mi się przyglądać.-Powinienem wcześniej o tym pomyśleć.

     Pokiwała głową, a pasma jej czerwonych włosów zafalowały. Czemu ja zwracam na to uwagę? Odezwała się jej komórka. Odwróciłem wzrok na salon obok kuchni, gdzie ściana była obwieszona rodzinnymi zdjęciami.

-Po co dzwonił twój... tatuś?-dalej wpatrywała się w telefon.

-Nic szczególnego. Co jest?

     Diana pokręciła tylko głową i przyłożyła telefon do ucha. Wstała od blatu i pobiegła na górę. Co jest?

                                                                             ***

      Po otrzymaniu telefonu od Adama, że dokładnie wie jak perfidnie okłamać moich rodziców, próbowałam nauczyć się chodzić w tych szpilkach. Według mnie szpilki nie były butami do chodzenia. Próbowałam chodzić po prostej i wyciskałam z siebie tyle gracji na ile było mnie stać. Czyli niewiele. Jednocześnie próbowałam rozgryźć jak przez kilkanaście godzin moje życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni.

-Gdybyś nie chodziła jak kaczka to było by dobrze.

     Rzuciłam Ethan'owi krzywe spojrzenie i podeszłam do niego by nadepnąć mu na palec. Jeśli myślał, że wczoraj byłam mściwa to się grubo mylił. A więc tak nadepnęłam mu na palec szpilką i znów zaczęłam chodzić po salonie. Tym razem cofnął się z mojej trasy. Wymamrotał coś o chodzie konia i usiadł na kanapie po turecku chroniąc swoje kończyny. Poczułam ponurą satysfakcję i pogratulowałam sobie w myślach.

-Bankiet odbędzie się na górze budynku, żeby tam wejść trzeba przylecieć helikopterem. Polecisz ze mną. Przedstawię cię jako Melanie Withman. Do helikoptera przesiądziemy się od razu od samolotu.

      Ethan jeszcze chwile mówił o sprawach organizacyjnych, a ja myślami kierowałam się do momentu kiedy zobaczę brata. Czy będzie taki sam jak kiedyś? Czy nic mu nie jest? Czemu robi za wtykę i dla kogo? Jak znalazł się w tej firmie? Czy może ufać Ethanowi? Nad tym pytaniem zastanowiłam się trochę dłużej.

     Spojrzałam na chłopak siedzącego po turecku na mojej kanapie. Około metr osiemdziesiąt ego, tak by go opisała. I jeszcze raz zastanowiła się nad pytaniem, które mu zadała gdy tylko się przedstawił.

     Myślami wróciła do momentu gdy wypowiedział imię jej brata, a ona wylała na niego zupę krem z cebuli. Co mu w ogóle przyszło do głowy kiedy pokazał się w miejscu gdzie pracowała we wakacje?

                                                                          ***

     Wszystko działo się jak w jakimś filmie. Ethan w kawiarni, łamanie hasła, mieliśmy wroga... pakowałam nawet najpotrzebniejsze rzeczy w pośpiechu. Ethan był u Adama, pewnie pomagał mu z:"Jak okłamać moich rodziców?" A propos jeszcze nie wrócili z pracy.

     Odezwał się dzwonek do drzwi. Rodzice nie dzwonili do drzwi, bo mieli klucze. Dzwonek odezwał się jeszcze raz i już wiedziałam kto to.

-Cześć. Co robisz?-zapytała Lidia wychylając się przez drzwi. Przesunęłam się wpuszczając ją do środka. Dziś wyglądała jak Avril Lavigne w całej pop-rockowej okazałości.

-Właściwie to..., nic specjalnego.

     Usiadłam na kanapie zwiększając dystans między nami. Co jak co, ale Lidia czytała ze mnie jak z otwartej księgi. Zaczęłam przeglądać kanały w telewizji. Dawno tego nie robiłam. Pilnowałam się przy tym by zachować naturalność. Zagapiłam się o chwile za długo na reklamie o zmutowanych marchewkach, które miały oczy, usta, ręce i nogi i były upchane w woreczku. Kto to kupi? Przecież wyraźnie dają do zrozumienia, że te marchewki ewoluowały....

Ewoluowały.

     CDM. Kornukopia. Ethan. Derek. No pięknie teraz wszędzie widzę spisek. Przed moimi oczami zaczyna latać karmelowy cukierek. Później dochodzi do mnie, że to Lidia go znalazła w kuchni.

-Jeju, jak bierzesz jakieś świństwo i przeglądasz reklamy i to prawda to masz u mnie przechlapane.-śmieje się i sięga po szklankę wody ze stolika.

     Zdecydowałyśmy w co chcemy się gapić przez dwie godziny i był to jakiś trailler, którego tytułu nie pamiętam. Lidia ciągle komentowała, więc było jeszcze ciekawiej. Miałam też wrażenie, że coś jej nie gra w moim zachowaniu, szanowałam to, że na mnie nie naciskała.

     Nawet przyjemnie było się trochę odmóżdżyć. Co jak co, ale miałam już dość myślenia. Jednak ciągle dręczył mnie fakt, że jadę spotkać się z bratem, a nikt nie będzie o tym wiedział. I nikt się o tym nie dowie. Przyjadę do domu jakby nigdy nic i co potem? Z moich rozmyślań znów wyrywa minie Lidia i wiem, że ją tym denerwuję. Zwykle nie odpływam myślami.

-Przepraszam...- udaje mi się wydukać. Zaczynam ziewać i mamrotać coś o spaniu. Nawet nie zauważyłam, kiedy rodzice wrócili z pracy. Siedzą w kuchni. Tata przegląda coś na laptopie pewnie pocztę. Dość często to robi, za to mama robi sałatkę. Jakby wyczuła moje spojrzenie podnosi wzrok i widzę jej zmęczone oczy i kruchą postawę. Uśmiecha się do mnie i jakby nigdy nic pyta jak mi minął dzień.

 "Jakby nigdy nic. Jakby wszystko było w porządku."

     Opanowuję się jednak i opowiadam to co odpowiadam zawsze. Więc kłamię, że byłyśmy u Lidii, a później przyszłyśmy do mnie. Lidia dźga mnie łokciem i znowu wiem, że będę musiała znowu powiedzieć jej jakieś kłamstwo.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 05, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Wrócić na nowoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz