Rozdział 2 - Idę do pracy

55 4 1
                                    

Join, Join, co za kretyńskie imię, kto je w ogóle wymyślił? A tak, tatuś, wszystko musiał zniszczyć.

Leżałam w łóżku i śniłam na jawie. Coraz więcej myśli kumulowało się w głowie, przez co zaczynała mnie cholernie boleć. Na dodatek dusiam się pod grubym kocem. Zdenerwowana zrzuciłam go z siebie, odkrywając ciało zlane potem.

- Wszystko gra?- zapytał mnie Mark, siedzący w fotelu, znajdującym się na przeciw łóżka. Bardzo zdziwił mnie jego widok.

- Tak. Co tu robisz? Mogłeś zapukać- odpowiedziałam, starając się ukryć zażenowanie i spoconą koszulkę.

- Pukałem. Widzę, że alkohol ci szkodzi- powiedział zgryźliwie, ukazując przy tym szereg prostych zębów. Uśmiech o razu przełożył się na mnie, bo odwzajemniłam go w rewanżu. Zdenerwowałam się na siebie, ponieważ przed wyjazdem postanowiłam, że będę dla wszystkich obojętna. Tylko po co? Bo mieli związek z moim ojcem? Przecież równie dobrze mogłabym być wkurzona na siebie.

- Chodź na śniadanie, już na ciebie czekamy- oznajmił i wyszedł. Przeciągnęłam się i wstałam. Wiedziałam, że to głupie, ale przed zejściem na dół podeszłam do lustra, by się przyszykować. Chciałam wyglądać choć trochę znośnie. Stanęłam przed szklaną taflą, która znajdowała się tuż obok mojego pokoju. Kasztanowe włosy sięgające do ramion, były w totalnym nieładzie. Szybko przeczesałam je palcami, po czym poklepałam się po policzkach, by nadać trochę życia trupiobladej skórze.

- Yhm.- Usłyszałam. Szybko odwróciłam się za siebie. Tym razem odwiedził mnie Chris, który w przeciwieństwie do mnie, był ogarnięty.

- Może się ruszysz. Śniadanie stygnie, księżniczko- powiedział oschle. Byłam pewna, że wczoraj to on zaniósł mnie do łóżka. Nie wiedziałam co takiego zrobiłam,iż musiał się przyczepić. Pewnie chodziło mu głównie o fakt, że mieszkaliśmy pod jednym dachem.

- Już idę. Ładna koszula- oznajmiłam. Po chwili ugryzłam się w język. Po co to powiedziałam?- zapytałam siebie z zarzutem.

- Serio idź- rozkazał, co mnie trochę uspokoiło. Ominęłam barierkę i zauważyłam jak przygląda się w lustrze. Książę- chciałam powiedzieć, ale wolałam nie podpadać już na początku.

Kuchnia była niesamowita, ogromna, pokryta jasnymi kafelkami w kolorze piasku, które sprawiały że się rozbudziłam. Poczułam unoszący się zapach kawy, szykowaną przez Nadine. Na mój widok uśmiechnęła się i nalała napój do kubka. Usiadłam obok Adama, by zamienić kilka słów. Po jego twarzy było widać, że jest niewyspany. Przecierał ogromną dłonią worki pod oczami.

- Nie wyspałeś się, co?- zaczęłam, wbijając przy tym widelec w jajko sadzone.

- Bingo.- Bardzo rozbudowana odpowiedź, nie ma co, pomyślałam. Zaczęłam jeść. Adam przyglądał się mi, co prawda nie nachalnie, ale jednak. Pewnie zastanawiał się, jakim cudem jesteśmy spokrewnieni.

- Ile masz wzrostu?- zapytał nagle. Z wrażenia zakrztusiłam się żółtkiem, przez co zakaszlałam kilka razy. Gdy udało mi się je przełknąć, odpowiedziałam z powagą.

- Metr sześćdziesiąt pięć.

- Trochę mało. Wiesz, że dzisiaj jedziemy do sadu? Będziemy zbierać owoce.- Mama mówiła mi o pracy, ale uznałam, że będzie to luźna sprawa, a nie temat przy pierwszym śniadaniu.

- Mam obcasy, razie co- zażartowałam. Najwyraźniej ja i moje dowcipy miały za niski poziom, jak dla niego, bo jego twarz ani drgnęła.

- Najwyżej weźmiemy większą drabinę.- Miałam dość słuchania go, na szczęście do kuchni wszedł Mark i Christopher. Kuzynostwo w komplecie. Usiedli przy stole, biorąc się za jedzenie. Od razu zaczęłam zastanawiać się, dlaczego Chris ubrał się tak ładnie, skoro mieliśmy jechać do sadu. Korciło mnie, aby zapytać o to, ale ostatecznie odpuściłam.

Po śniadaniu poszłam do łazienki. Nie chcę opisywać jaka była cudowna, ale na pewno trzykrotnie większa, niż moja. Mieszkanie w hotelu jest w porządku, przyzwyczaiłam się, ale takie życie to luksus. Do wyboru miałam prysznic i wannę. Zdecydowałam się na to pierwsze, by nie marnować czasu. Letnia woda spłynęła po skórze, wprawiając ciało w błogi stan. Kiedy wzięłam się za mycie głowy, usłyszałam pukanie do drzwi. Nie przyzwyczaiłam się do naruszania mojej prywatności, bo mieszkałam tylko z mamą, ale wiedziałam, że muszę nastawić się na to, że będzie zdarzać się to często.

- Tak?- krzyknęłam, wyłączając przy tym lejąca wodę.

- Zbieraj się, za chwilę jedziemy- ponownie Adam zdenerwował mnie. Już wiedziałam, którego z kuzynów najbardziej nie lubię. Chłopak był najstarszy z rodzeństwa, może dlatego traktował mnie jak gówniarę, którą w zasadzie byłam.

- Już idę- wyszłam spod prysznica, owinęłam się w ręcznik i poszłam do swojego nowego pokoju. Najwyraźniej postąpiłam zbyt pochopnie, bo domownicy spojrzeli na mnie dość specyficznie.

- Szlafroki są w komodzie- poinformował Mick. Wysunęłam ją i wyciągnęłam okrycie w różowym kolorze, wykonane z najprawdziwszego jedwabiu. Nie należał do nikogo innego, jak do Nadine, chyba że o czymś nie wiedziałam. Wzięłam go pod pachę i ruszyłam na górę. Na schodach ponownie wpadłam na Chrisa. Miał nałożoną granatową marynarkę. Spojrzał na mnie podobnie jak reszta i szybko ominął.

- Dokąd idziesz?- zapytałam, ponieważ ciekawość zaczynała zżerać mnie od środka.

- Czemu myślisz, że gdzieś idę?- Nie znosiłam kiedy ktoś odpowiadał pytaniem. Nie ma to jak wszystko komplikować.

- Ubrałeś się dość oficjalnie, a ponoć jedziemy pracować w sadzie.

- Wiesz, ty chyba też nie jesteś ubrana w strój roboczy. Zlustrował mnie od góry do dołu. Poczułam się nieswojo.

- Dobra, już nie będę o nic pytać. Przepraszam, że byłam wścibska- powiedziałam uprzejmie. Zachowałam pokorę. Często, gdy przybierałam taką postawę, ludziom robiło się głupio. Nie wiem jak było z Chrisem, bo zachował kamienną twarz.

RodzeństwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz