Rozdział 5 - Trudno jest go rozgryźć

35 4 0
                                    

Następnego dnia postanowiłam wstać wcześniej, aby móc posiedzieć w samotności. Wyszłam przed dom, gdzie znajdował się leżak. Uznałam, że czeka właśnie na mnie. Niestety miałam pecha, bo gdy tylko się do niego zbliżyłam, ujrzałam Adama obcinającego odstające gałązki z żywopłotu. Westchnęłam ciężko, wystarczająco głośno aby mnie usłyszał, lecz nie na tyle wystarczająco, by zwrócił się w moim kierunku. Zignorowałam go i spojrzałam w niebo. Nie było na nim ani jednej chmurki. Zdenerwował mnie ten widok, ponieważ lubiłam patrzeć na białe obłoki, kiedy rozmyślałam o różnych sprawach. Musiałam znaleźć nowy punkt zaczepienia, lecz przed nosem miałam tylko kuzyna. Kiedy w końcu raczył mnie zauważyć, postanowiłam pomachać mu. Zignorował powitanie i ponownie wrócił do przycinania krzaków. To dobrze, że miał mnie gdzieś, przynajmniej mogłam zrelaksować się w spokoju.

Zastanawiało mnie co robiła mama, która pojechała nad morze. Nigdy nie wyjeżdżałyśmy na wakacje, więc gdy trafiła się taka okazja postanowiłam poświęcić się i zamieszkać właśnie z nieznaną mi rodziną. Nadine rzuciła tę propozycję. Pewnego razu zadzwoniła do mojej matki i powiedziała o jej relacjach z moim tatą, jak się później okazało nie tylko moim. Na koniec dodała, że ich opuścił (tak jak mnie i mamę) Od tamtej pory stała się małomówna. Jeśli o mnie chodzi to niebyt się tym przejęłam, nie było go, więc przestał być istotną częścią mojego życia. Pamiętam okres, w którym żyliśmy razem, miałam wtedy cztery lata. Juan często bawił się ze mną, uczył nowych rzeczy. Lubiłam spędzać z nim czas, lecz potem nagle zniknął. Tak jakby rozpuścił się w powietrzu. Myślałam, że jest dobrym człowiekiem, a okazało się, że to zwykła, zdradziecka szumowina. Pod koniec tego roku Nadine zaproponowała, abym spędziła wakacje u niej. Mama nie chciała żebym wyjeżdżała, ja też nie, ale sprawy potoczyły się tak, a nie inaczej. Wyjechałam dla niej, choć nie wiedziałam czy postąpiłam dobrze. W końcu jej córką miała zajmować się kochanka męża, choć biorąc pod uwagę mój wiek to moja mama była kochanką. Popieprzone było to wszystko! Uważam jednak, że należy żyć z każdym w pokoju, nie ważne co zrobił. Trzezba wybaczyć i żyć dalej, bez nienawiści. Poza tym to nie była wina tej czarnowłosej kobiety ani Angeli, obydwie zostały wykiwane. Kto jak kto, ale tylko one mogły się zrozumieć. Zastanawiałam mnie tylko jeden fakt, dlaczego Nadine zadzwoniła teraz? Może potrzebowała czasu, aby się przełamać i wyjaśnić sytuacje? Wiele pytań kłębiło się w mojej głowie. Potrzebowałam odpowiedzi na każde z nich.

Rozmyślałam tak intensywnie, już po chwili rozbolała mnie głowa. Chwyciłam się za skronie i zmieniłam pozycje z leżącej na siedzącą.

- Zmęczyłaś się?- zapytał brunet. Sekator widniał w jego dłoni, promienie słoneczne padały na jego ostre końce. Wyglądał groźnie z tym przyrządem i oldskulowymi okularami.- Za dziesięć minut jedziemy, zbieraj się.

Byłam już zebrana, lecz dla niego pewnie i tak nigdy nie będę wystarczająco przygotowana na wyprawę do sadu. Podbiegłam do niego truchtem i stanęłam ramie w ramię. Czułam się przy nim jak krasnal, mimo że mój wzrost zaliczał się do średnich. Jego ego musiało dodawać mu dodatkowych centymetrów.

- Jak tam, wyspałeś się? Ładne okularki- rzuciłam. Chłopak przekrzywił lekko głowę w moją stronę i ścisnął sekator, który wydał charakterystyczny dźwięk. Przełknęłam ślinę. Co było z nim nie tak?

- Nie musisz udawać miłej, obydwoje znamy sytuacje w jakiej się znajdujemy. Najlepiej spędzajmy ze sobą jak najmniej czasu. 

Uważał mnie za swojego wroga. Nie chciałam tego, rozumiałam jednak jego podejście.

Jestem córką kochanki twojego ojca, zaprzyjaźnimy się?- Tak to brzmiało świetnie. Dlaczego to ja miałam dostawać po głowie? Byłam w tej samej sytuacji co on, tylko, że to ja wprosiłam się do ich życia. Zwolniłam krok, emocje nie pozwoliły mi ruszyć dalej. Po chwili stałam już w miejscu. Co ja tu do cholery robię?! Prawda, chciałam aby mama wyjechała, nie mogła zostawić mnie samej, bo jestem nieletnia, ale żeby iść pod opiekę ludzi, którzy mnie nienawidzą? Czy ja jestem normalna?-pomyślałam wtedy.

- Join chodź!- Mark chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą. Przecież on mnie nie nienawidził, chyba nawet polubił -stwierdziłam. Odwróciłam głowę w bok.

- O Christopher- wymsknęło mi się, kiedy zobaczyłam następnego brata. Tym razem miałam pracować ze wszystkimi. Nie wiedziałam czy powinnam cieszyć się z tego powodu czy rozważać ucieczkę.

- O Join, wspaniała snajperka - powiedział sarkastycznie. Już chciałam się odgryźć, ale zostałam obdarowana uśmiechem. Nie szczerzył się jak głupi do sera, ale lekko uniesione kąciki ust i tak wzbudziły we mnie pozytywne emocje. Trudno było mi go rozgryźć, ale jego uczucia na pewno nie były takie jak Adama.

RodzeństwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz