Rozdział I

163 17 9
                                    



Śnieg otulał uliczki i place Londynu niczym gruby, biały całun.

Tamiza niemal całkwicie skuta była lodową taflą a w świetle latarni nieliczni przechodnie chowali twarze w szalikach i kołnierzach płaszczy. W bramach i piwnicach najbiedniejsi próbowali walczyć z przenikającym do kości chłodem a bogacze popijali herbatę z brandy w blasku świec.

Nikt jednak nie zauważył drobnej dziewczyny leżącej na bruku. Krew rozlewała się po śniegu cienkimi strużkami zmieniając jego kolor w szkarłat śmierci...

Madelaine Henessy gwałtownie oderwała pióro od papieru kiedy drzwi pokoju otworzyły się z hukiem a do środka wpadła jak burza jej starsza siostra. Margaret nie miała w zwyczaju pukać, chodziła jednak wyjątkowo szybko i gdy dotarła do biurka, Madelaine ledwo zdążyła przykryć arkusz papieru jedną z leżących nieopodal książek. To, aby Margaret odkryła piętrzące się pod materacem i w szufladach zeszyty i kartki zapełnione opowieściami nie leżało w jej interesie.

Szesnastoletnia Madelaine Henessy posiadała tylko jeden sekret, zdecydowanie nie chciała jednak dzielić się nim z rodziną. Jeszcze nie teraz.

- O co chodzi? - Dziewczyna wysiliła się na uśmiech, starając się gorączkowo, ale w miarę dyskretnie przygładzić nieuczesane włosy. Z zarumienionymi policzkami niestety nie mogła nic zrobić, stanowiły więc dowód niewskazanych damie silnych emocji.

A przynajmniej stanowiłyby, gdyby Margaret zwracała uwagę na cokolwiek innego poza tym, co miała do powiedzenia.

-Matka prosiła, abym przekazała ci, że dziś po południu jedziesz z nami do madame Gisovsky, żeby zamówić nam nowe suknie. Organizujemy bal, a ty nie możesz wystąpić kolejny raz w tej błękitnej, inaczej ludzie pomyślą, że nie stać nas, aby cię ubierać odpowiednio do naszego stanu...

-Nie rozumiem. - Młodsza siostra zmrużyła oczy z wyraźnym rozbawieniem – Moje stroje całkowicie odpowiadają naszemu stanowi, moja droga. Jesteś księżniczką? Hrabianką? Nie? No właśnie. Nie mamy tytułu, a nikt nie przejmie się, jeśli panna bez tytułu ubierze dwa razy tę samą suknię.

Margaret prychnęła z irytacją. Chociaż ona i Madelaine były łudząco do siebie podobne, ich poglądy oraz sposób postrzegania rzeczywistości bardzo się różniły. Starsza siostra przejęła od rodziców kompleks na punkcie „niskiego pochodzenia", dla młodszej zaś była to sprawa niezajmująca uwagi na tyle, aby się nią przejmować.

Prawda była taka, że nie tylko w Londynie, ale i w całym Imperium niewiele rodów mogło pochwalić się majątkiem większym i bardziej okazałym niż rodzina Henessych. Dawało im to możliwości i kontakty z najznamitszymi osobistościamy stolicy oraz poziom życia, który w niczym nie ustępował hrabiom oraz książętom. Rezydencje porażały przepychem, bale były wydarzeniami towarzyskimi, którymi żyła połowa Londynu a lady Henessy regularnie bywała zapraszana na wizyty u samej królowej Wiktorii.

-Może ty nie masz, ja już prawie jestem baronową! - Odparła, dumnie unosząc podbródek jeszcze wyżej niż zwykła go nosić. Nie omieszkała także poprawić nieistniejącej usterki we fryzurze w taki sposób, aby na jej palcu zalśnił pierścionek z ogromnym rubinem wprawionym w srebrną ramkę.

Jej zaręczyny zachwycił nie tylko matkę (która bez wachania oddałaby córkę każdemu mężczyźnie z tytułem), ale także ojca, (który ubóstwiał i rozpieszczał obydwie potomkinie ponad rozsądkiem, i nigdy nie zrobiłby niczego aby zmusić którąś do małżeństwa) oraz całą londyńską societę. Planowane wesele miało przyćmić wszystkie inne w przeciągu kolejnego roku.

-O ile James nie pozna się jaką jesteś kozą zanim zdążysz zaciągnąć go przed ołtarz – Odgryzła się Madelaine, ze szczerą radością obserwując, jak na obliczu siostry pojawia się wyraz irytacji. Nie wiedziała jednak, że przygotowany naprędce kontratak może spowodować katastrofę.

-Tak? A może to ty powinnaś zacząć rozglądać się wreszcie za jakimś dżentelmenem na męża? Może to ten, do którego pisałaś list, zanim przyszłam?

Margaret z zadowoleniem odnotowała wyraz absolutnego zaskoczenia na twarzy młodszej siostry, Madelaine zaś gorączkowo zastanawiała się, jak wybrnąć z sytuacji, w której powiedzenie prawdy było niemożliwe, a kłamstwo wyjątkowo łatwe do wykrycia.

- Nie... - Odpowiedziała po chwili, siląc się na spokój. Może jeśli będę mówić niejasno, odpuści? - On chyba nie byłby dobrym kandydatem na męża. Nie mógłby, skoro nawet nie wiem, jak się nazywa...

-Proszę? Co masz na myśli, jak możesz nie wiedzieć? - W jej głosie brzmiało tak żywe zainteresowanie, że Madelaine natychmiast zrozumiała, że jej siostra wzięła to, co miało być sarkastyczne, za dobrą monetę. I że nie odpuści, aż nie wyciśnie ze mnie całej historii...

-Nie znam, bo... Znam go tylko z listów, które do siebie piszemy. - Nawet zmyślenie wszystkiego było lepsze niż ryzyko, że Margaret wejdzie tu któregoś dnia żeby samej wszystko przeczytać. To byłoby do niej podobne.

-No ale jak... Jak to się stało, że zaczęliście korespondetować...? Siostrzyczko, nie trzymaj mnie tak w niepewności. Wyjaw swój sekret, jeśli tylko jest bogaty i dobrze urodzony na pewno się zaręczycie!

Z pewnością, prychnęła w duchu dziewczyna.

-To... Było naprawdę dziwne. Będziesz się śmiała, ale...

-Mów!

-Czytał książkę na ławce w parku, kiedy zobaczyłam go pierwszy raz. Był taki przystojny, że zapomniałam o dobrym wychowaniu i po prostu się na niego gapiłam. Wtedy on spojrzał na mnie i naprawdę nie mogłam odwrócić wzroku... Miał takie piękne niebieskie oczy, jak...po prostu jak niebieskie kawałki lodu – Madelaine ubarwiała historię jak tylko się dało, mając nadzieję, że w natłoku epitetów starsza siostra straci wątek i zapomni o całkowitym nieprawdopodobieństwie. - Następnego dnia znalazłam na ławce list. Wiedziałam, że to od niego. Od tego czasu ja zostawiam swoje listy na jego ławce, a on na mojej. To jest ten mój sekret, nic specjalnego...

Kończąc, ścisnęła kciuki błagając jakąkolwiek siłę wyższą, żeby starsza siostra odpuściła, a już na pewno żeby nie zaświtało jej w głowie aby opowiedzieć o wszystkim matce. Uwagę Margaret przykuło jednak coś zupełnie innego.

-Mówisz, oczy jak kawałki lodu?

Madelaine przełknęła ślinę. Dlaczego akurat to ją interesuje?

-Tak, bardzo... Bardzo jasnoniebieskie.

Starsza siostra wpatrywała się w nią jak w jastrząb w ofiarę, a do tego w jej brązowych oczach zaczynało błyszczeć zrozumienie, które niepokoiło młodszą o wiele bardziej.

-Jak poza tym wyglądał? Powiedz!

Nieszczęsna ofiara postanowiła podać opis tak zmyślony, żeby Margaret nie powiązała go z nikim kogo mogłaby znać.

-Jest wysoki i bardzo przystojny... A te jego oczy idealnie komponują się z jego jasną cerą i prawie czarnymi włosami. Do tego włosy ma lekko kręcona i nie za długie. Kiedy go widziałam był ubrany cały na czarno, ale jego strój był bogaty i pięknie uszyty.

Margaret klasnęła w dłonie. Nic nie mogłoby przerazić jej siostry bardziej.

-A więc zobaczysz go w sobotę na balu, ponieważ ojciec doskonale zna jego matkę!

-C-co...? Jakim cudem ona...

-Ależ ci się udało siostrzyczko! Złapiesz syna hrabiego! - Po tych słowach starsza dziewczyna wybiegła z pokoju tak szybko, że jej spódnice załopotały jak skrzydła.

Madeleine siedziała, nie wiedząc jak wybrnie z tej całej sytuacji ani jak wytłumaczy się matce z samotnego siedzenia w parku oraz kontaktów z obcym dżentelmenem. Najbardziej jednak denerwowało ją samo spotkanie z rzekomym ukochanym.

W końcu podała Margaret opis swojego wymarzonego ideału.

Alice Winter.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz