Rozdział VIII

49 6 20
                                    

Madelaine otworzyła oczy.

Przez grube, zaciągnięte u okien kotary prześwitywało blade, poranne światło, jednak nie ono obudziło dziewczynę. Zadrżała pod grubą kołdrą i narzutami. W pokoju panował przejmujący chłód.

Lodowate zimno przeniknęło kości Madelaine, gdy tylko dotknęła stopami podłogi. Spojrzała w stronę kominka – nie tliła się w nim nawet resztka żaru. Zdziwiło to Madelaine. Gdyby wszystko było w porządku Rosemary niczym dobry duszek pojawiłaby się w nocy i dołożyła do ognia tak, aby jej pani nie zmarzła aż do nadejścia poranka. Co prawda ojciec już dawno kazał zamontować nowoczesne ogrzewanie gazowe, jednak kominki były podstawą jeśli chodziło o położone na wyższych piętrach sypialnie, tak więc chłód był naprawdę nieznośny... Oraz nietypowy. Madelaine znała swoją pokojówkę od lat i mimo kilku uroczych wad, takich jak impertynencja czy lekceważenie dla części przełożonych, nigdy nie zaniedbywała ona swoich obowiązków.

Otulając się ciasno szlafrokiem, obuta w obszyte futerkiem kapcie dziewczyna ruszyła do drzwi. Pomijając zimno, w powietrzu wyczuwała coś jeszcze. Nie potrafiła tego nazwać, ani wyjaśnić skąd brało się owe przekonanie, czuła jednak, że coś jest nie tak.

Bardzo, bardzo nie tak.

Madelaine nacisnęła klamkę ciężkich, dębowych drzwi swojej sypialni i wyszła na korytarz. Nie zdziwiła się czując, że wcale nie było tam cieplej. Idąc wzdłuż korytarza usłyszała strzępy rozmowy dobiegające z saloniku będącego częścią sypialni rodziców. Przycisnęła zziębnięte ucho do drzwi, na szczęście zrobionych z cieńszego drewna niż te jej.

-...Nie możemy powiedzieć jej prawdy. Jutro wychodzi za mąż, mogłaby niezdrowo się zdenerwować, zachorować albo co gorsza odwołać ceremonię! Wykluczone.

Dziewczyna wytężyła słuch. W tonie matki pobrzmiewały histeryczne, nerwowe nutki. Co tu się...

- Więc czego ode mnie oczekujesz, kobieto? Mam okłamać własną córkę w przeddniu podobno najważniejszego momentu w jej życiu? Wcale nie przeszkadzałoby mi, gdyby odwołała ślub. Ten cały hrabia jest bez złamanego pensa przy duszy i nie podoba mi się to. To jasne że chce jej dla pieniędzy...

- Nie obchodzi cię że twoje wnukowie będą nosić tytuły hrabiowskie? Ślub musi się odbyć.

Wnukowie!", prychnęła w myślach Madelaine. Ktoś tu się pięknie rozczaruje...

- Nie musi, i nie odbędzie się, jeśli Madelaine tak zadecyduje. Choćby minutę przed wypowiedzeniem przysięgi. Wiesz, co mówią o lady de Kinarey? O całej rodzinie krążą historie i plotki tak niepojące, że...

- Mówisz jak Margaret! - Głos matki podniósł się o połowę głośności. - Chcesz skończyć tak jak ona?

Madelaine nie wytrzymała i nacisnęła z impetem klamkę. Drzwi nie były zakluczone i otworzyły się gwałtownie tak, że dziewczyna niemal straciła równowagę, wpadając do środka. Oboje rodzice spojrzeli na nią, zaskoczeni i niezadowoleni. Ojciec jakby postarzał się od wczorajszego wieczoru o dekadę, blady i niewyspany, matka zaś stojąca niepewnie za nim, z niedbale spiętymi włosami i śladami łez na twarzy.

- Chcę wiedzieć co się stało. - Dziewczyna wyprostowała się i uniosła podbródek na wzór starszej siostry, starając się zachować równowagę mimo łamiącego się z zimna i nerwów głosu. - Ja... Ż... Żądam, abyście mi powiedzieli.

- Uspokój się, kochanie. - Ojciec pierwszy otrząsnął się ze zdumienia wywołanego jej przybyciem. - Usiądź, to porozmawiamy.

- Chcę wiedzieć! - Madelaine zdawała sobie sprawę, że brzmi jak mała, uparta dziewczynka, jednak nie obchodziło jej to. Ojciec przeciągnął dłonią po twarzy wygładzając siwe, imponujące, ale teraz wyjątkowo oklapłe wąsy.

- Wszystkiego się dowiesz, tylko usiądź, proszę. - Odparł łagodnie, choć matka piorunowała go spojrzeniem swoich zielonych oczu, które odziedziczyły jej córki.

- Dobrze. - Madelaine usiadła sztywno na miękkiej, zdobionej chyba z dziesiątką wyszywanych poduszeczek kanapie. - Słucham.

Ojciec otworzył usta, jednak zanim zdążył wydobyć się z nich jakikolwiek dźwięk...

- Stephen! - Therese Henessy złapała męża za ramię. - Uważaj na to, co powiesz.- Opanowała się już, jednak jej spojrzenie mroziło znacznie dotkliwiej niż chłód panujący w pokoju.

- Kochanie, tylko proszę, nie denerwuj się... Uspokójcie się obie. - Podszedł do stolika i hojnie nalał sobie brandy ze stojącej na nim karafki z rżniętego kryształu. Pociągnął długi łyk, zanim znowu zaczął mówić. - Madelaine, jak zapewne zauważyłaś, twoje siostra... Margaret nie była ostatnio najlepszego zdrowia. Niestety... Musiała zostać hospitalizowana. Przyjechali po nią w nocy.

- Jak to? To prawda, była jakaś niespokojna, ale chora... Nie, kiedy zdążyła zachorować tak poważnie?! -Co jej jest, ojcze? Zapalenie płuc? Grypa? Coś gorszego?!

Czoło ojca zmarszczyło się jeszcze bardziej. Matka postąpiła krok do przodu.

- Nie, Madelaine. Szpitalem, do którego zabrano twoją siostrę, jest Bedlam Royal Hospital.

Dziewczyna nabrała gwałtownie powietrza, zaskoczona. Nie była w stanie wykrztusić odpowiedzi. Serce waliło jej jak młotem i dopiero trzy słyszalne doskonale w grobowej ciszy uderzenia udało jej się wydobyć głos.

- Ale... Jakim cudem? Margaret jest chyba najmniej szaloną osobą, jaka chodzi po ziemi! - Młodsza siostra czuła strach. Opowieści o Bedlam, podsłuchiwane od szepczącej służby nie poprawialy wcale samopoczucia Madelaine. Szpital jawił się jej jako mroczne miejsce, pełne obłąkanych, udręczonych dusz pilnowanych przez milczących lekarzy-strażników. Więzienie. Z którego, jak słyszała, pacjenci nie wychodzili o własnych siłach... - Ona nie mogła... Musi wrócić, poślijcie po nią... To jakaś pomyłka, to musi być pomyłka, tato... - Madelaine chwyciła dłoń ojca. Unikał jej wzroku. Matka za to spojrzała jej w oczy i odgarnęła za ucho opadający na oczy kosmyk włosów.

- Twoja siostra nie czuje się dobrze, ale z pewnością wróci do nas przed swoim ślubem. Nie chcę, abyś zawracała sobie tą sytuacją głowę...

- Sytuacją!? - Zdumienie Madelaine zmieniło się nagle w gniew. - To wasza córka! Jak mogliście...

- Cicho! - Matka przerwała jej ostro, ostrzej niż zwykła to robić. - Zakazuję ci o tym myśleć. Jutro wychodzisz za mąż i dla własnego dobra powinnaś postarać się, żeby wszystko było perfekcyjnie. Teraz wrócisz do swojego pokoju, zjesz śniadanie i prześpisz się jeszcze, żeby nie straszyć cieniami pod oczami. Zaraz wyślę do ciebie Rosemary, żeby napaliła w kominku i kogoś ze śniadaniem.

- Ale Margaret...

- Koniec rozmowy. Jeśli ci to pomoże, możesz udawać, że nigdy nie miałaś siostry. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 04, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Alice Winter.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz