Rozdział II

65 15 1
                                    



 Popołudnie wypełniały tak szczelnie jedwabie koronki, jedwabie i wzory sukien, że Madelaine zaczęła rozważać uwolnienie się od miary krawieckiej skokiem pod pierwszy przejeżdżający powóz.

Madame Gisovsky była energiczną, wiecznie skrzywioną starszą damą pozostawiającą woń naftaliny gdziekolwiek by się nie pojawiła, mimo to suknie z jej sklepu doceniane były w całym Londynie. Nawet niechętnej wymyślnym krojom Madeleine zdarzyło się uznać je, powiedzmy, za całkiem ładne.

Przez całą drogę powrotną starsza siostra uśmiechała się w sposób który sprawiał, że Madelaine miała ochotę pokazać jej język albo zrobić coś jeszcze bardziej satysfakcjonującego, na przykład wypchnąć ją z przez okno w największą mijaną śnieżną zaspę.

Choć zima nie dawała się we znaki tak bardzo jak w opisywała to w swojej książce, Madelaine czuła lekki powiew chłodu nawet mimo obszytego futrem płaszczyka, a kiedy za oknem zaczął padać śnieg schowała nos w szalik. Nienawidziła zimy, a przy każdą temperaturze poniżej dwudziestu stopni Celsjusza najchętniej nie wyściubiałaby zadartego noska za drzwi.

Nareszcie sama, usiadła przy kominku z zeszytem na kolanach i piórem w dłoni, jednak słowa nie chciały układać się po jej myśli, a zdania brzmiały zbyt słabo aby je uznać. Madelaine odłożyła zeszyt z ciężkim westchnieniem. Nic dzisiaj nie napiszę. Pewnie nie napiszę już nic aż do tego głupiego balu. Przygryzła wargę, wpatrując się w ogień. Zalewające jej umysł myśli były tak gorzkie, że niemal czuła w ustach nieprzyjemny posmak.

Ktoś zapukał do drzwi. Zegar stojący w rogu wskazywał dziesięć po dwudziestej pierwszej. O tej porze mogła być to tylko jedna osoba. Madelaine otworzyła z nieco wymuszonym, jednak szczerym uśmiechem na ustach.

W progu stała drobna dziewczyna w stroju pokojówki, z ogniście rudymi włosami wiecznie próbującymi wydostać się spod obszytego koronką czepka.

-Wejdź, Rosemary.

Pokojówka nie czekała właściwie na zaproszenie ponieważ w momencie wypowiadania tych słów poprawiała już poduszki i składała narzutę na łóżku Madelaine. Jej bezpośredniość była jedną z rzeczy które sprawiały, że była najlepszą przyjaciółką swojej pani.

-Znowu panienka zaplamiła poszewkę atramentem - powiedziała, kiedy tylko Madelaine zamknęła drzwi. - W końcu ktoś w pralni zacznie się zastanawiać.

-Wiem – Dziewczyna opadła na fotel i zaczęła splatać włosy w warkocz. Innej damie w tego typu czynnościach pomogłaby pokojówka, Rosemary jednak zajmowała się fryzurami swojej pani tylko przy największych okazjach. Madelaine nienawidziła kiedy ktoś dotykał jej włosów. - Po prostu nie wiem gdzie indziej mogłabym chować rękopisy tak, żeby nie natknęła się na nie Margaret albo ktoś podczas sprzątania. Pod materac jeszcze nikt mi chyba nie zaglądał, czego nie mogę powiedzieć o szufladach. Czasami mam wrażenie że matka każe Dorothy przeszukiwać moje rzeczy za każdym razem kiedy mnie tu nie ma.

- Nie mam pojęcia, co spodziewa się znaleźć – Odparła pokojówka z figlarnym błyskiem w szarych oczach. Odeszła już od idealnie zaścielonego teraz łóżka i dokładała drewna do kominka, posługując się rzeźbionymi szczypcami. - Ale myślę że powinna panienka zanieść swoje prace do wydawcy. Mogłybyśmy wysłać Thomasa żeby zaniósł je za panienkę, a później, kiedy się spodobają, będzie łatwiej powiedzieć o wszystkim państwu.

Madelaine znała już ten plan, mimo to skrzywiła się kiedy tylko Rosemary o nim wspomniała.

-Wiesz, że nie mogę tego zrobić... Ktoś się domyśli, powie rodzicom, a ja usłyszę, że to poziom literacki niższy niż penny dreadfuls. Nikt nie kupi powieści grozy napisanej przez kobietę.

-Nawet jeśli tą kobietą będzie Madelaine Henessy? Ludzie sięgną po panienki książki kiedy przyciągnie ich znane nazwisko...

-No właśnie!

-... A wtedy docenią panienki talent. Jestem tylko Szkotką z prowincji, ale myślę, że umiem docenić dobrą opowieść. Pamiętam historie, które mój dziadek opowiadał mnie i mojemu rodzeństwu kiedy byłam mała... Nawet nie umiał pisać, wie panienka? Ale słowa w jego ustach ożywały. Panienka potrafi to samo. Pisząc, zmieniasz rzeczywistość, Madelaine. Panienko.

I wyszła, pozostawiając swoją panią z do połowy zaplecionym warkoczem i pasmem włosów pomiędzy palcami. 

Alice Winter.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz