2

14 0 0
                                    

Zbliżały się  święta, a jak święta to i obchody na ulicy. Doskonała okazja by zarobić, zwłaszcza, że zmierzaliśmy w stronę stolicy. Oczywistym było, że mięliśmy nadzieję na szczodre darowizny. Zbieraliśmy pieniądze, by stopniowo się ustabilizować. Każdy kiedyś zaczyna marzyć o swoim kącie...Wracając, oczywiście, że po drodze zaczęło rzucać nam się w oczy, jak wielkie znaczenie dla miejscowych miała wiara. W sumie to całkiem zrozumiałe... Mają swoje przekonania... Jak wszyscy, ale im bliżej stolicy, tym bardziej widoczne było, że coś jest nie tak. Ile razy widzieliśmy publiczne kary wymierzane za choćby opuszczenie mszy... Gdybym mogła powiedziałabym teraz "A nie mówiłam?"...  Ale nie mogę. Za każdym razem, gdy mijaliśmy pręgierz z osobą karaną za "lekceważenie Boga" mówiłam, że powinniśmy stąd uciekać. Szczególnie, że do wiary mięliśmy dość... Radykalne podejście. Słowem-była nam obca. Nie uznawaliśmy ojczyzny, Boga... Jedyną wartością była dla nas sztuka. Pamiętam, gdy w jednym z miast, gdzie byliśmy w niedzielę wyrzucono nas poza mury, ponieważ nie dość, że nie pojawiliśmy się w kościele, to jeszcze mięliśmy czelność odwracać uwagę ludzi od ich Stwórcy. Moje przeczucia ponownie zostały zignorowane.  W innym mieście z kolei spędziliśmy kilka dni w areszcie na przesłuchaniach i tłumaczeniu się. Obiecaliśmy poprawę, wypuszczono nas i uciekliśmy w te pędy. To też nie było wystarczające, by zrezygnować. No bo kto się przejmuje przeczuciami poety... Nikt. Eh...Kiedy do nich dołączę... Gdziekolwiek teraz są powiem to przeklęte "A nie mówiłam?". Szkoda, że nie mam okazji zrobić tego teraz.  Ale z drugiej strony... Sami się o to prosiliśmy. Ale to nie powód... Eh...

HerezjaWhere stories live. Discover now