5

12 1 1
                                    

Następnego dnia rano wszyscy, nawet ponaznaczani krzyżami byli zobowiązani udać się na plac przed kościół. Miałam naprawdę złe przeczucia. I znów słusznie. Na podwyższeniu stał biskup wraz z trzema strażnikami, którzy mięli za zadanie trzymać Lunna, Aeda i Blair by nie uciekli. Zagotowało się we mnie. Lunn był niemal cały poobijany, jego ciało pokrywały zakrzepy krwi, miał świeżo rozbity łuk brwiowy i ledwo trzymał się na nogach. Aed był w nieco lepszym stanie, lecz również został mocno pobity. A Blair? Na jej twarzy widniał jedynie blady siniec po ciosie pięścią. 

-Ta młoda dama twierdzi, że jest jeszcze jedna osoba... Niejaka Sheila. Wydała ją zaledwie po jednym uderzeniu. Żałosne.-Powiedział biskup kpiącym tonem, a kilka osób, sądząc po strojach, bardzo zamożnych nawet wybuchnęło śmiechem. 

Racja, żałosne. Lunn był ledwo żywy, Aed też solidnie skatowany, a ta... Jedno uderzenie i już. Na szczęście nikomu się nie przedstawiałam. Ale... Powinnam się przyznać? Oni sami byli sobie winni! Mówiłam, żeby stąd uciekać! Nie słuchali... Jednak... Nie potrafiłam być obojętna. A przynajmniej przez wzgląd na Lunna i Aeda. Blair była mi obojętna, mniejsza. Życzyłam jej jak najgorzej. Może to straszne, lecz... Zdradziła mnie. Po dłuższej chwili biskup niezadowolony milczeniem Spojrzał w stronę jednego ze strażników. Ten cisnął Lunna na podest i zaczął kopać... Nie mogłam postąpić inaczej.

-To ja!-Wbiegłam na podest.

Ku uciesze biskupa...

HerezjaWhere stories live. Discover now