Rozdział 5

271 49 27
                                    

Nathan

- Nie mogłeś się powstrzymać, co? - cedzi przez zaciśnięte zęby moja matka, kiedy opuszczamy budynek szkoły - Musiałeś mnie upokorzyć. Inaczej nie byłbyś sobą!

Zatrzymuję się na środku parkingu i spoglądam na nią z uniesioną jedną brwią. Blondynka stoi naprzeciw mnie z założonymi rękoma i tupie nerwowo nogą. To chyba jakiś tik, bo często tak robi, gdy jest wyprowadzona z równowagi. Ona na serio uważa, że to ja ją upokorzyłem? Przecież było zupełnie na odwrót! Kto normalny podrywa nauczyciela swojego dziecka! Prycham pod nosem i kręcę głową z niedowierzaniem. Jaką ja mam tępą matkę.

- Po pierwsze, to uchroniłem Cię przed popełnieniem bardzo poważnego, życiowego błędu, więc powinnaś być mi wdzięczna - mówię, poprawiając ramiączko od plecaka na lewym ramieniu - A po drugie, ojciec nie będzie zadowolony, gdy się dowie, co robisz za jego plecami.

Gdy kończę, uśmiecham się kpiąco w jej stronę, po czym wymijam ją, szturchając lekko barkiem i ruszam w stronę swojego samochodu. Mam dość tej kobiety. Najchętniej to uciekłbym gdzieś, ale nie mogę zrobić tego Abby i ojcu. No i mimo wszystko muszę mieć oko na rodzicielkę, aby nie robiła głupot i nie krzywdziła taty. Chociaż wiem, że nigdy nie będę mógł go ochronić przed jej prawdziwą naturą.

- Nie zrobisz tego. Nic mu nie powiesz, nie piśniesz nawet słówkiem - rzuca mama, kiedy jestem już kilka metrów dalej - bo inaczej pożałujesz.

Słysząc wypowiedziane przez matkę słowa, zatrzymuję się i momentalnie odwracam w jej stronę, przez co jej palec wbija mi się w tors. Jestem trochę zaskoczony, kiedy widzę ją centralnie przed sobą. Nie sądziłem, że kobieta może tak szybko chodzić na szpilkach. Blondynka chyba również nie spodziewała się, że tak nagle stanę w miejscu, bo szybko opuszcza rękę i cofa się trochę.

- Grozisz mi, mamo? No nieźle. - mówię z poważnym wyrazem twarzy i kołyszę się lekko na stopach. Kobieta patrzy na mnie podejrzanie z lekkim cieniem przerażenia w oczach, przez co zaczynam się śmiać, za co obrywam skórzaną torebką.

- Jesteś okropny! - piszczy i odchodzi w stronę czarnego kabrioletu, który dostała od ojca w ramach prezentu na dwudziestą rocznicę ślubu trzy lata temu. Kiedy udaje mi się uspokoić, wzdycham głośno i ruszam w stronę swojego samochodu, który znajduje się po drugiej stronie, kilka miejsc parkingowych dalej. Niestety, po raz kolejny tego dnia głos mojej matki karze mi się zatrzymać - Dokąd to? Chyba nie myślałeś, że pozwolę Ci wracać samemu.

- W takim razie pozwól mi chociaż zanieść kluczyki do samochodu, aby później mój kolega mi go przywiózł. - Poddaję się, bo nie chcę robić większego zamieszania. Ten jeden raz mogę dać jej wygrać, ale to nie oznacza, że zakończę wojnę, która rozgrywa się między nami od bardzo dawna. A jeśli schowam te klucze w aucie, to przynajmniej Jayden nie będzie musiał wlec się na nogach przez pół miasta, aby dotrzeć do domu i będę miał pretekst, aby się z nim spotkać i pogadać, co powinno jakoś mi pomóc.

- Masz minutę - mówi kobieta i wsiada do pojazdu, zamykając z trzaskiem drzwi.

***

Leżę na łóżku ze zgiętą w kolanie nogą i podrzucam telefon w górę, po czym z powrotem go łapię. Od godziny siedzę zamknięty w pokoju i czekam na jakąkolwiek wiadomość od Jaydena. Kiedy wraz z matką odbierałem Abby ze szkoły, tak jak obiecywałem, napisałem do przyjaciela informację o zostawionym na parkingu samochodzie, ale odpowiedzi wciąż nie otrzymałem, co wydaje się być dziwne, bo jestem przekonany, że Jayden przeczytał mojego SMS'a. Ten chłopak nigdy nie rozstaje się z telefonem. Nawet w trakcie lekcji potrafi przesiedzieć większość czasu z komórką w ręce, nie zważając na nauczyciela i jego uwagi.

Z rezygnacją odrzucam urządzenia na drugi koniec łóżka i podnoszę się do siadu, gdy zaczynam się powoli nudzić. Rozglądam się po pokoju z nadzieją, że znajdę coś, dzięki czemu czas płynąłby szybciej, ale przecież moim jedynym zainteresowaniem jest, a raczej był, motocross i to na nim skupiałem całą swoją uwagę i czas, więc nie mam pomysłu, co mógłbym tutaj robić. Całe moje wcześniejsze życie znajduje się w garażu przykryte jakąś starą płachtą, zasłonięte przed światem. Jeden cross jest całkiem nowy, był specjalnie kupiony na zbliżające się w tamtym nieszczęsnym czasie zawody, które były dla mnie bardzo ważne, bo decydowały czy przejdę do następnego etapu. Bardziej prestiżowego etapu, gdzie mógłbym zmierzyć się z najlepszymi motocrosistami w Anglii. Natomiast drugi cały porysowany, z licznymi stłuczeniami, powyłamywanymi częściami i całkowicie zniszczonym silnikiem przypomina mi tylko o błędzie. Moim głupim błędzie, który zrujnował mi życie.

Wzdycham i z powrotem opadam na pościel. Oczywiście mógłbym wyjść z pokoju i znaleźć sobie jakieś sensowniejsze zajęcie niż nic nierobienie, aczkolwiek nie chcę natknąć się przypadkiem na matkę, która nie szczędziłaby mi aluzji o moim zachowaniu, czego akurat w tym momencie mam dosyć i nie mam zamiaru wysłuchiwać. Mógłbym też pójść do Abby i pomóc jej w lekcjach, których, jak na pierwszy dzień szkoły, ma ponoć sporo, ale jakoś nie ciągnie mnie do tego. Lubię jej pomagać i wydaje mi się, że jestem dobrym bratem takim, jakim Zack - nasz starszy brat - był dla mnie, póki nie wyjechał na uczelnie, a wtedy nasz kontakt się ograniczył. Przyjeżdża raz na jakiś czas i na rodzinne uroczystości, przez co nawet nie wie, co dokładnie dzieje się w naszej rodzinie. O mnie i o moim wypadku dowiedział się dopiero kilka miesięcy po całym zajściu, gdy zobaczył mnie przykutego do szpitalnego łóżka podczas jednej z jego rzadkich wizyt. O Abby nie wie zbyt wiele i nie raczej jest z nią jakoś blisko związany, bo gdy on miał dwadzieścia lat i decydował się na studiowanie, ona była niespełna pięcioletnim dzieckiem.

Nie wiem ile czasu minęło, odkąd leżę tak na łóżku i nic nie robię. Nic, poza myśleniem i wspominaniem. Przewracam się na bok, kiedy przez otwarte okno słyszę odgłos klaksonu, więc szybko podnoszę się z łóżka i podchodzę do okna. Na ulicy obok domu widzę mój samochód i Jaydena, który wychyla się przez otwartą szybę pojazdu i uśmiecha w głupkowaty, ale normalny dla siebie sposób. Odwzajemniam uśmiech i pokazuję mu, żeby poczekał, bo już wychodzę. Opuszczając pokój, zabieram telefon leżący na pościeli i spoglądam na srebrny zegarek, który zdobi mój lewy nadgarstek. Uśmiecham się szerzej i kręcę głową. Jest trzynasta, zatem lekcję się jeszcze nie skończyły, więc Jayden najzwyczajniej w świecie musiał zwiać. Ciekawe czy zrobił to od razu, gdy dostał moją wiadomość, czy może jednak poczekał na idealny moment. Szczerze powiedziawszy, jestem prawie pewien, że jednak pierwsza opcja jest tą prawdziwą, bo mój przyjaciel nie raz truł mi, że chciałby pojeździć sobie trochę moim samochodem, a dzisiaj miał do tego świetną okazję.

Zbiegam po schodach i szybko wychodzę z domu, nie zwracając uwagi na to, czy gdzieś w pobliżu nie czai się przypadkiem moja matka. Teraz najnormalniej w świecie mam ją gdzieś. I tak nie udałoby się jej mnie zatrzymać.

***
Witam!
A wraz ze mną kolejny rozdział, z którego nie jestem w 100 % zadowolona.
A Wy co o nim sądzicie?
Pozdrawiam! ❤

Ps. Serdecznie zapraszam do zapoznania się z moim drugim opowiadaniem pt. "It Ends Tonight", które znajduje się na moim profilu.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 26, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

NieufniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz