Siedem

383 42 2
                                    

Trondheim

Trener już dawno zdecydował, że pierwszy skład do Hakuby ani Czajkowskiego się nie wybiera, co nie znaczy, że te trzy tygodnie mogliśmy przeleżeć przed telewizorem. Zaraz po Einsiedeln wsiedliśmy w samolot do Trondheim, gdzie mieliśmy trenować przez tydzień. Dopiero wtedy był czas na ewentualne wakacje, niezbyt długie oczywiście. Nie to, żebym jakoś narzekał, ale chciałem wrócić na jakiś czas do rodziny.

Konkretnie to do mojego pokoju.

Chciałem na spokojnie przemyśleć sobie parę rzeczy. Na zgrupowaniach ciągle byłem zajęty, a nawet jeśli już miałem nieco wolnego czasu, to spałem i tak w kółko. W sumie to nie było złe, bo użalanie się nad sobą zredukowałem do minimum na rzecz wyciskania siódmych potów na siłowni. Mimo wszystko musiałem sobie wszystko poukładać, bo czułem, że długo tak nie pociągnę.

Co mnie zaskoczyło, raczej pozytywnie, to fakt, że dostałem wiadomość od Petera jeszcze kiedy czekaliśmy na lotnisku w Zurychu. Rozmawialiśmy jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło i miałem co do tego mieszane odczucia. Z jednej strony ulżyło mi, że nie zerwał ze mną kontaktu, z drugiej jednak oczekiwałem czegoś więcej. Może nie jakichś nie wiadomo jakich wyznań, ale... no. Przecież nie mogłem powiedzieć na głos, że wyśniłem sobie scenariusz jak z niskobudżetowego filmu romantycznego. Musiałem zachować resztki godności.

Miałem tylko nadzieję, że nie zapomniał ani nie chciał zapomnieć.

- Jestem głodny- jęknął Hauer.

- Szok i niedowierzanie- mruknął z jakiegoś powodu zakryty matami do ćwiczeń Fannemel.

- Chłopaki!- wparował do szatni Tande- Idziemy do wesołego miasteczka!

- Nie jesteś zmęczony?- zapytałem rozmasowując obolałe łydki.

- Zgłupiałeś?- prychnął- Idziemy panowie, raz-dwa!

Klasnął w dłonie z niepokojąco szerokim uśmiechem na ustach i wybiegł z pomieszczenia. Z nieco większym entuzjazmem podnieśliśmy się z podłogi. Zaczęliśmy nawet robić zakłady kto pierwszy porzyga się na karuzeli.

Nie ma to jak zabawa w doborowym towarzystwie.

***

Obskoczyliśmy dosłownie wszystkie atrakcje, a było ich dosyć sporo. Co prawda niektórych z nas nie chcieli wpuścić na niektóre konstrukcje, że niby jakieś dziecko, że za małe, coś takiego. Jaka szkoda! Kupiliśmy naszemu synkowi pluszowego misia, by wynagrodzić mu tamtą karygodną dyskryminację hobbitów, ale chyba kolor mu się nie spodobał, czy coś, bo wyrzucił go do kosza i tupnął nóżką w furii. No cóż.

Siedzieliśmy w piątkę: ja, Daniel, Jokke, Johann, no i nasze oczko w głowie Anders przy jednym stoliku otoczeni zapachem grillowanego mięsa. Hauer, standardowo, podwójna porcja wszystkiego, co mieli na ruszcie, my natomiast grzecznie i nieśmiało skubaliśmy kawałki steków. Chcieliśmy wziąć ze sobą trenera, ale podobno miał coś ważnego do załatwienia. Szkoda. Przedstawiona na młocie imitacja pisków zarzynanej świni zdecydowanie lepiej brzmiała na żywo, niż na nagraniu. Człowiek renesansu z tego Tande. I skoczy, i zagra, i zaśpiewa, i popadnie w agonię. Doprawdy wszechstronnie uzdolniony chłopaczyna.

Jedzenie z mojego talerza znikało najwolniej, bo byłem dość pochłonięty wysyłaniem wiadomości z Peterem. Nie uszło to uwadze chłopaków.

- Szlaban na telefon, chłopcze- zgromił mnie wzrokiem Forfang, który był, o ironio, najmłodszy z nas wszystkich.

Wyrwał mi urządzenie z ręki i zaczął przesuwać palcem po ekranie.

- Jestem zakochany w twoich włosach... specjalnie dla ciebie układam je trzy godziny blokując łazienkę moim najukochańszym, najcudowniejszym, najmądrzejszym i najprzystojniejszym kolegom z kadry... uwielbiam patrzeć, kiedy kombinezon opina ci się w strategicznych miejscach... kocham nasze pikantne rozmowy po dwudziestej drugiej...

W końcu dorwałem się do swojego telefonu i szybko schowałem go do kieszeni spodni. Wszyscy rechotali się jak głupi, a matki z dziećmi patrzyły się na nich jak na niedorozwojów.

Najwyraźniej normalni znajomi nie byli dla mnie.

***

Siedząc na balkonie hotelowego pokoju postanowiłem zadzwonić do Petera. A tak, pogadać. Przymknąłem drzwi, by nie przeszkadzać Danielowi i Jokke w graniu na laptopie i wybrałem odpowiedni numer. Kilka sygnałów później usłyszałem jego roześmiany głos.

Opowiadał mi co się dzieje u niego w domu: że Cene wymyka się z domu na randki w ciemno, że Domen marudzi i czasem urywa się z lekcji, a on sam sprząta, zmywa i kosi trawnik. Podejrzewam, że nawet jakby czytał instrukcję obsługi mikrofalówki czy skład proszku do prania, byleby z tamtym akcentem, mógłbym słuchać go godzinami. Kiedy zacinał się w pewnych momentach, zapominał słowa, próbował wytłumaczyć mi trochę po słoweńsku, trochę po angielsku- uroczość osiągała apogeum i nie mogłem przestać się uśmiechać.

- Ej, a wiesz co?- zagadnął- Mamy w planach przyjechać do was, do Trondheim, trochę potrenować i pomyśla-

- Nie będzie mnie.

- Co?

- Jadę do Rosji.

- O... no okay, nie ma problemu, może kiedy indziej. To... cześć.

Cisnąłem telefon na fotel i schowałem twarz w dłoniach. Spanikowałem. Momentalnie spanikowałem. Cholernie bałem się konfrontacji, albo że znowu mi coś odbije i zrobię coś głupiego, a wtedy już na pewno dałby sobie ze mną spokój, a tego nigdy bym sobie nie wybaczył. Same czarne scenariusze przebiegły mi przed oczami i zrobiło mi się niedobrze. Cholernie się bałem, chociaż tak do końca nie wiedziałem czego.

Minąłem zdziwionych kolegów i pobiegłem do Stöckla prosić go, żeby puścił mnie do Czajkowskiego. Pukałem do drzwi dotąd, aż je otworzył. Od progu był poirytowany.

- Raz by wystarczyło- pokręcił głową- Co jest?

- Trenerze, muszę jechać do Rosji na Grand Prix- wydusiłem- Bardzo mi zależy, jeżeli trzeba to zapłacę za wszystko z własnej kieszeni, ale niech trener się zgodzi, błagam...

- Kenneth- westchnął ciężko Austriak- Martwi mnie twoje zachowanie. Gołym okiem widać, że coś się dzieje.

- Wszystko w porządku- wymusiłem uśmiech- Trener wie, że jakby coś, to zawsze mogę pogadać z psychologiem.

- Wiem- podrapał się po głowie- Dobra, zajmę się wszystkim, ale na drugi raz pamiętaj, żeby przychodzić do mnie wcześniej z takimi sprawami.

Uścisnąłem rękę Alexandra i wróciłem do siebie. Coś mi wreszcie wyszło w życiu.

*****

Wyrobiłam się na dzisiaj!!

Dzięki Lillessa wreszcie wzięłam się do roboty.

Kolejny jutro.

(chyba)

Unavailable || gangnes x prevc ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz