1

1.2K 97 13
                                    

To wszystko to wina Zayn'a.
W końcu życie Louis'a nie składało się tylko z Oglądania bajek Disney'a, prawda?
Jeśli już znajdzie czas by usiąść przed telewizorem obejrzy jakiś film akcji. I wcale nie wydaje mu się by coś z tym trafił. 

Louis nie ma również w zwyczaju spędzania czasu z dziećmi, bo bądźmy szczerzy. Nie potrafił się z nimi obdzić.  Problem nie tkwił w tym, że ich nie lubił, bo bardzo kochał małe brzdące. Po prostu do końca ich nie rozumie. Są jeszcze takie niedojrzałe, powtarzając w kółko ciągle te same rzeczy i nie sposób prowadzić z nimi porządnej sprzeczki. 

W skrócie mówiąc, Louis próbuje uniknąć jego towarzystwa. One odwdzięczają mu się tym samym. Ale pewnego dnia Zayn przychodzi do niego, bawi się obrączką na swoim palcu i wypowiada szereg niepokojących zdań zawierających wyrażenia typu "patrz naprzód" i "poczuć się znowu kimś ważnym" i do spanikowanego Louis'a przestaje docierać sens słów. Kiedy wreszcie pojmuje, że Zayn mówi o swoim wyjściu z Liamem, a nie o planach wmanewrowania Louis'a w nudną małżeńską rutynę, czuję tak wielką ulgę, że bez namysłu godzi się na pilnowanie dzieci i nie pyta o nic więcej. 

Reaguje więc niejakim szokiem, gdy wieczorem drzwi mieszkania Zayn'a otwiera Harry.

- Co jest? - Pyta Lou.

Harry uśmiecha się bezczelnie.

- Zayn ma pewne objawy, żeby zostawić dzieci same z tobą. - tłumaczy. - Instynkty opiekuńcze nie są twoją najmocniejszą stroną, skarbie.

- A twoją niby tak? - Odgryza się Louis i zaciska rękę na futrynie drzwi. Wie, że mógłby odwrócić się na pięcie i odejść. Jego samochód stoi tuż przed domem i czeka by zabrać go z tego miejsca i pewnej katastrofy. Może zniknąć stąd w każdej chwili, kiedy tylko zechce.

- Potrafię doskonale obchodzić się z dziećmi.

Jakby dla udowodnienia prawdziwości tych słów Nathan wybiega z pokoju i przypada do nóg Harry'ego.

- Wujek Harry. - Krzyczy. - Miranda zabrała mojego Zhu Zhu i powiedziała, że jestem głupol!

O, właśnie: dokładnie z tych powodów Louis woli nie zbliżać się do dzieci. Co to takiego "Zhu Zhu" i niby dlaczego jego zniknięcie to taki problem? A poza tym po co się awanturować o "głupola"? Jak to w ogóle brzmi?

W dodatku Nathan płacze. Jakaś niezbadana część jego umysłu najchętniej zaczęłabym na ten widok panikować i żądać, by natychmiast się uciszył.

Styles rzuca mu rozbawione spojrzenie pod tytułem "wiem o czym myślisz", a potem schyla się na wysokość oczu Nathana.

- A co przedtem ty powiedziałeś Mirandzie, że się rozgniewała, hmm?

Płacz Nathana ustaje w jednej chwili.

- Nic. - mamroczę i ucieka wzrokiem w bok.

Harry uśmiecha się do niego.

- Czyżby? Nic a nic?

Nathan kiwa głową, a Harry dziobię go delikatnie palcem w brzuch.

- Rozmawialiśmy już o tym, ile potrafią zdradzić małe gesty i miny, skrabie. Odpowiedz mi jeszcze raz.

- Nie powiedziałem nic, Mirandzie. - Powtarza Nathan, tym razem pewniejszym głosem i patrzy Styles'owi w oczy. - Nie spra... sprawo... sprawowo... kałem jej.

Styles, wyszczerzony od ucha do ucha, klepie go po głowie.

- O wiele lepiej. - mówi. - A teraz się założymy. Ja twierdzę, że jeśli przeprosisz swoją siostrę za to, czego nie powiedziałeś, odda ci zabawkę. Ty twierdzisz, że się mylę.

Nathan patrzy na niego z zastanowieniem.

- A co dostanę jak wygram?

- to. - Harry wyciąga z kieszeni żeton do pokera, czarno-złoty. Bez jednego "L" w słowie "Bellagio"

Powstrzymywanie uśmiechu przychodzi Lou dużo trudniej niż przypuszczał.

Nathan przez chwilę obserwuje żeton krytycznym spojrzeniem, a potem wyciąga swoją małą rączkę i potwierdza umowę.

- Zgoda.

Wymieniają energiczny uścisk dłoni i Harry wstaje, mierzwiąc małemu włosy.

- Widzisz? - rzuca do Louis'a, który krzywi się paskudnie.

Nathan dopiero wtedy go zauważa. Podnosi na niego oczy, uśmiecha się i mówi bardzo grzecznie "dzień dobry, wujku Louis.", przybija piątkę ze Styles'em i odbiega. Louis czuje się dziwnie pominięty.

- Widzę, że zabrałeś się za psucie dzieci. - warczy. - jak uroczo.

Styles unosi brwi.

- Widać, że nie widziałeś żadnego z bliska. - komentuje drwiąco. - Te małe bestie potrafią być bardzo samowolne. I przerażająco sprytne. Ja tylko uczę je zasad.

- No, ale to... chyba nie... znaczy, ja...

- Nie wiedziałem, że akurat ty zechcesz kiedykolwiek poddać pod dyskusję sens istnienia zasad, skarbie. - mówi Harry i brzmi to tak idiotycznie, że Louis ma chęć na niego nawrzeszczeć, ale w tym momencie Zayn staje w progu swojej sypialni.

- O Louis, hej. - rzuca mu na powitanie. - Nie usłyszałem jak przyszedłeś. Dojechałeś bez korków?

- Dlaczego? - Pyta Lou, wskazując kciukiem na Styles'a. - On tu jest?

Zayn mierzy go tym swoim podejrzanym wzrokiem z ukosa.

- Żeby pilnował dzieci. - mówi powoli, jakby Louis był jakimś debilem.

- W takim razie po co ja tu jestem? - dąży dalej Louis.

- Żeby pilnować Harry'ego. - mówi Zayn, nie przestając mrużyć oczu. - Myślałem, że wyjaśniliśmy to sobie już wcześniej?

Louis sięga pamięcią wstecz. Teraz, gdy się nad tym zastanawia, uświadamia sobie, że nazwisko Styles'a naprawdę padło. Gdzieś pomiędzy "Wiesz, Louis. nikt z nas nie chcę obudzić się pewnego dnia i stwierdzić, że jest się starym i samotnym, pełnym żalu człowiekiem." I przypomina sobie również, że we wzroku Malika cały czas tańczył mały ognik, który wyraźnie sugerował, że mężczyzna doskonale wie, jak panicznie odczucia wzbudzają w Louis'ie jego wywody. - i jak świetnie się tym faktem bawi.

Zayn, stwierdza Lou ponuro, jest podstępną złośliwą żmiją.

- Cóż, najwidoczniej nie dosłyszałem. - odpowiada opryskliwie i stara się ignorować Styles'a, który trzęsie się obok z bezgłośnego śmiechu. - czy Liam nie mógł ci załatwić profesjonalnego opiekuna do dzieci?

Zayn wzdycha.

- One przeszły ostatnio przez tyle rzeczy, Lou. Straciły tatę, a potem musiały pogodzić się z tym, że zacząłem się znowu spotykać. Pomyślałem, że na razie byłoby lepiej, gdyby były z nimi osoby, które znają.

- Ale dlaczego mamy robić to obaj?

- Jesteś beznadziejny, jeśli chodzi o podejście do dzieci. - tłumaczy Zayn. - A Harry jest beznadziejny ogólnie. Nie ufam żadnemu z was pojedynczo.

- A ty nie masz nic przeciwko temu? - pyta Styles'a, który stoi oparty o ścianę i obraca w palcach zupełnie inny żeton niż ten, który oferował Nathanowi.

- Absolutnie nie, skarbie. - odpowiada i puszcza do niego oko. - Oczywiście, dopóki nie przyznasz się wreszcie, że jestem tak atrakcyjny, byś musiał się oprzeć mojemu zniewalającemu czarowi. W tym przypadku wolałbym pójść z tobą w bardziej ustronne miejsce. Z dala od dzieci.

W tym momencie wchodzi Liam, patrzy najpierw na Louis'a, potem na Harry'ego, a na koniec mówi:

- Z chęcią okaże wam wdzięczność za waszą opiekę nad dziećmi. Jaki apartament by wam odpowiadał?

Styles wybucha śmiechem, Liam z krzywym uśmieszkiem wyjmuje swoją książeczkę czekową, a Zayn mruży oczy w sposób, który zdradza zarówno groźbę jak i miłosne rozanielenie.

- Nienawidzę was wszystkich. - syczy Louis i sztywnym krokiem kieruje się do salonu w poszukiwaniu Mirandy.

nowy wspaniały świat | l.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz