7 | Księga Dżungli

611 83 9
                                    

Następnego dnia rano przychodzi do pracy w bluzie i jeansach, nieuczesany. Pojawiają się... komentarze.

- Wszystkie garnitury w pralni? - pyta Niall, tłumiąc śmiech. Louis pokazuje mu środkowy palec i powraca do przeglądania swoich plików, chociaż oczy pieką go niemiłosiernie, a litery zlewają się ze sobą.

Blake jest następny, ale przynajmniej jego występ wypada bardziej taktowniej.

- Też mam gorsze dni, Louis. - komentuje pocieszającym tonem. - Nie dłużej niż w zeszłym tygodniu zapomniałem wypić kawę przed zejściem do archiwum i dałem się nabrać na sprzątnięcie plików z dziesięciu lat.

- Po jaką cholerę. - pyta Louis. - Tam poszedłeś?

Mężczyzna patrzy na niego beznamiętnie.

- Dla rozwoju własnej osobowości. - wyjaśnia i odchodzi.

W porze obiadowej Liam wyłania się ze swojego biura i taksuje Louisa wzrokiem. - Za rogiem jest sklep z garniturami.

- Nie, dzięki. - odpowiada Lou.

- Twój strój wzbudza we mnie nieprzyjemne odczucia. - oświadcza Liam dobitnie, ale Louis jest tak zmęczony, że nie potrafi nawet wymyślić ciętej riposty. Całe szczęście w tym momencie Styles podchodzi do biurka Louis'a, siada na blacie i patrzy groźnie na Liama.

- Spadaj.- warczy.

Liam unosi brew.

- Wiecie, że mógłbym wykupić wasze życie i nakarmić wami moje cenne amazońskie małpy? - pyta ostentacyjne. - To żaden kłopot.

- Jasne - Styles przewraca oczyma. - z całą świadomością potęgi nieograniczonego majątku Waszej Królewskiej Mości: odwal się, jeśli łaska.

- Ha - prycha Liam, ale zostawił ich w spokoju i odchodzi korytarzem do swojego biura.

- Dzięki. - mówi Louis. Jego usta są tak suche, że ma wrażenie, jakby ktoś wypchał je watą.

- Do usług - odpowiada Styles swobodnie. - Domyślam się, że twoje kłopoty osobiste jeszcze nie minęły, hmm?

- Nie do końca. - poznaje Louis.

Harry uśmiecha się do niego lekko, a Louis'owi kręci się w głowie, ponieważ nie rozumie już absolutnie niczego. Z jego ust wyrywa się mimowolny, żałosny dźwięk.

- Powinieneś wiedzieć, że zapierasz mi dech w piersi nawet w tym mało formalnym ubraniu - deklaruje Styles. - Niemniej czuje się w obowiązku zapytać, czy chcesz żebym zawiózł cię do domu?

- Dlaczego miałbym chcieć, żebyś zawiózł mnie do domu?

Styles krzywi się i przysuwa opuszkiem kciuka wzdłuż głębokich cieni pod oczyma Louis'a.

- Louis, skarbie. - mówi cicho. - wyglądasz okropnie.

Louis cofnąłby się przed tym dotykiem, gdyby nie był najlepszą rzeczą, jakiej w życiu doświadczył, zwłaszcza że Styles wcale nie ma zamiaru przestać.

- Podejrzewam, że nie aż tak okropnie, jak się czuje. - szepcze i zdradza więcej niż to dopuszczalne, ale co tam, niech się dzieje co chce.

Styles wzdycha.

- Kolejny argument przemawiający za tym, bym zabrał cię do domu.

W tym momencie pojawia się Malik.

- Louis nie może iść do domu. - twierdzi. - Musicie dziś u mnie przenocować. Liam zabiera mnie na romantyczny weekend na Balii, a mów ojciec dojedzie dopiero jutro rano, żeby zająć się dziećmi.

nowy wspaniały świat | l.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz