Epilog

746 104 16
                                    

Louis powoli wypływa ze snu na jawę. Stwierdza, że jest mu ciepło, jego głowa leży na czymś zbliżonym raczej do nogi niż poduszki i że czuje się... zadowolony.

Jak kot leżący w słońcu na szczycie wzgórza. Jakby nigdy nie chciał się stąd ruszyć.

Ktoś wyposażony w duże, twarde opuszki przeczesuje mu palcami włosy i delikatnymi, leniwymi ruchami masuje jego skronie. Louis podejrzewa, że wie, kto to taki.

- Mhmm. - mruczy, bo mu tak dobrze. Dłonie zatrzymują się na moment, więc Louis dodaje: - Nie powiedziałem, żebyś przestał.

Słyszy miękki śmiech.

- Proszę o wybaczenie. - mówi Styles, wracając do przerwanej czynności. - Czy możesz winić mnie za przekonanie, że będziesz próbował odtrącić moje ręce?

- Nie. - wzdycha Louis. - Ale odtrącałbym, gdybym chciał.

- Wierzę ci na słowo. - odpowiada Harry z powagą, a Louis parska w jego udo.

- Zasnąłem podczas filmu, prawda?

- Owszem. - potwierdza Harry. - I to jeszcze przed Nathanem, i na długo przed Mirandą. Przyniosła ci koc.

- Mam koc? - Louis otwiera oczy i patrzy w dół. Przez sekundę przeżywa okropne deja-vu, które każe mu spodziewać się rozkloszowanej sukienki do ziemi.

Zamiast niej widzi koc, zwykły koc, wysłużony i najwyraźniej bardzo lubiany. - O. Na to wygląda. Gdzie dzieci?

- Od dawna w łóżkach, skarbie. Położyłem je sam, bo nie było sensu, żeby cię budzić.

- A potem moja głowa w niewyjaśniony sposób sama zawędrowała na twoje uda?

Tak naprawdę nie ma nic przeciwko temu, ale nie może od tak po prostu przestać być Louisem tylko dlatego, że jest zmęczony, a noga Harry'ego tak ładnie pachnie.

Styles się śmieje.

- Leżałeś już tak, zanim wstałem. A gdy wróciłem od dzieci, tylko... ułożyłem cię spowrotem w tym samym miejscu.

- Mhm. - wzdycha Louis. - No to chyba w porządku.

- Jesteś łagodniejszy zaraz po przebudzeniu. - mówi Styles. - Bardzo chętnie poznałbym cię bliżej od tej strony. Znacznie bliżej.

- To jak najbardziej wykonalne. - mruczy Louis. Palce Harry'ego nieruchomieją na chwilę, ale zaraz na nowo podejmują delikatny masaż.

- Wykonalne?

Louis nie jest pewien - nigdy nie był zbyt dobry w tych sprawach - ale wydaje mu się, że swobodny ton Harry'ego nie jest do końca autentyczny.

- Tak. - odpowiada. - Całkiem wykonalne.

- Zdajesz sobie sprawę, co właśnie powiedziałeś? - pyta Styles pośpiesznym głosem, w którym nie ma już cienia swobody, nawet tej sztucznej. - Bo to nie sen, Louis, i jeśli zastrzelisz mnie za to, co za chwilę zrobię, naprawdę umrę, co będzie bardzo traumatycznym przeżyciem dla dzieci.

Louis obraca się do niego, by na niego spojrzeć. - Wiem, co powiedziałem. Mam po uszy tej paranoii. To najgorsza partia pokera wszystkich czasów, a jej stawka rujnuje mi życie. Dość tego. Sprawdzam.

- No i dzięki bogu. - szepcze Harry.

A potem go całuje.

Xxx

Tej nocy Louis zasypia w świeżutkiej, chłodnej pościeli na łóżku Zayna. Leży w objęciach Harry'ego, czuje na plecach ciepło jego rąk, na piersi lepkość jego schnącego nasienia, a w tyłku wibrujące przyjemne echo po dotyku jego palców. Nigdy nie było mu równie do księżniczki niż w tej chwili.

Z zachwytem nie śni zupełnie o niczym.

nowy wspaniały świat | l.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz