Rozdział 4

310 11 0
                                    

  Sans powoli otworzył oczy, wstał i rozejrzał się po pokoju, ubrał się i zeszedł powoli na dół. Zastanawiał się która godzina. Usiadł przy stole i oparł się ręką o stół. Miał już znowu zamknąć oczy, gdy nagle z kuchni wyparowuje Papirus i krzyczy na niego tak skutecznie, że zrywa się na równe nogi.
-SANS!!!!! CZY WIESZ KTÓRA GODZINA!!!
-N-Nie.
-JEST GODZINA 11:00, A TY DALEJ SPISZ!!!!
-Przepraszam. Nigdy nie daje budzika.
-HE. NIECH BĘDZIE SANS. SIADAJ DAM CI HERBATY.
-Dzięki.-odpowiada nieco bardziej wyluzowany. Papirus idzie do kuchni i po poru minutach wraca z dwoma szklankami gorącej herbaty.
-O której wyszła?
-KTO?
-Frisk.
-AAA, O 08:00.
-Ona to normalnie ranny ptak. Ce nie?
-NO WIDZISZ. ONA UMIE WSTAĆ BEZ BUDZIKA, NIE TO, CO TY.
-Papirusie?
-TAK SANS.
-Mam pewien kłopot, mógłbyś mi pomóc.
-ALEŻ OCZYWIŚCIE. JA WIELKI PAPIRUS, ZAWSZE CI POMOGĘ. O CO CHODZI?
-O Frisk.
-COŚ CI ZROBIŁA?
-Nie! Po prostu. Ach. Nie wiem, od czego zacząć.
-OD POCZĄTKU.
-He. Tobie łatwo, bo nie musisz tego mówić. Dobra powiem ci, tylko, tylko się nie śmiej. Okej.
-OKEJ. NIAHAHA!!
-Sądzę, że . . . to znaczy . . . chyba . . . nie wiem.
-NO POWIEDZ PO PROSTU!
-Ja chyba zakochałem się we Frisk.-Sans po tych słowach cały się zarumienił i skrył się w kapturze, a Papirus o mało co zaczął się śmiać, ale obiecał, że nie będzie, więc odkrzykuje i mówi.
-NO TO WPADŁEŚ! NIE SĄDZIŁEM, ŻE W NIEJ SIĘ ZAKOCHASZ, ALE OBIECAŁEM JEJ KIEDYŚ, ŻE POMOGĘ JEJ ZNALEŹĆ TEGO JEDYNEGO I NAJLEPSZEGO, CHOCIAŻ NIE SĄDZĘ, ŻE JESTEŚ JEJ WYBRANKIEM.
-Tak sądzisz.-Sans odwraca wzrok i wbija go w podłogę.
-EJ. NIEMARTWY SIĘ MOŻE DA SIĘ COŚ ZROBIĆ.
-A co?
-HMMMM? A JUŻ WIEM PÓJDZIEMY DO ALFYS. (Będę tak pisać jej imię, wybaczcie:(. ) ONA MA ŁEB DO TAKICH SPRAW.
-Do Alfys? Nie sądzę.

-NO CHOĆ BĘDZIE FAJNIE.-W tym momencie Papirus podnosi Sansa i bierze go na barana.
-Papirusie!??! Postaw mnie na dół, już pójdę.- Jednak wygląda na to, że Papirus niesucha. Dopiero koło parku ściąga go z pleców i mówi.
-NO TERAS JUŻ NA 100% ZEMNĄ, IDZIESZ. NIAHAHAHAHAH!! HA! HA? SANS CO SIĘ STAŁO?-Sans był smutny i wydawało się, że w ogóle niesucha.
-SANS?
-Przepraszam Papirus, ale nie mogę ja nie dam rady ja . . . ja.-Papirus łapie go za ramie.
-DASZ RADE. WIERZE W CIEBIE. A TERAZ, CHOĆ. CHYBA ŻE MAM ZNÓW WZIĘĆ CIĘ NA BARANA.
-Nie!!! Chyba śnisz!!
-NIAHAHA!!! TAK JAK SĄDZIŁEM. A TERAZ, CHOĆ.
-Okej.-I w tym momencie idą do domu Alfys, a raczej laboratorium. Gdy byli już pod ''domem" Alfys zadzwonili i w drzwiach pojawiła się ona. Bardzo się ucieszyła, gdy ich zobaczyła, bo dawno się nie widzieli, lecz gdy dowiedziała się o problemie, stała się bardzo poważna.
-Rozumiem twój kłopot i postaram się go rozwiązać, ale będę potrzebowała twojej zgody.
-A konkretnie, na co mam się zgodzić?
-Na przykład na przebranie ciebie, abyś ładnie wyglądał, niemówienie, że oddasz kasę za ciuchy, słuchanie się mnie, rob-.
-Dobra, Dobra. Zgadzam się okej.
-Dobrze. Przyjdź jutro o 13:00 do mnie z Papirusem. Jakby co będzie jeszcze Undain, pomorze mi wybrać ładne ciuchy na jutrzejszą randkę. A Papirusie kup yyy. . . Sans jaki kolor i jakie kwiaty ona lubi?
-CO???!!!! NA JUTRZEJSZĄ RANDKĘ??!!!
-No tak. A coś ty myślał, że w grudniu po południu.
-No nie wiem? HM, HM? TAK !!!!- Nagle Alfys trzęsie nim i mówi.
-Sans skup się okej!
-Okej?
-Jutro jest twoja randka z Friskiem. Musisz mi powiedzieć jaki kolor i jakie kwiaty ona lubi.
-Yyyy? Na pewno lubi kolor niebieski.
-A kwiaty?
-Oczywiście, że jaskry.
-Nie te! One się nie nadają! Jakieś białe. Na przykład z parku, który jest niedaleko.
-Z park?
-Tak.
-SANS! BYŁEŚ Z NIĄ W PARKU, NA PEWNO WĄCHAŁA JAKIEŚ KWIATY.
-No w sumę tak, ale to były różne kwiaty.
-A zerwała jakiś.-pyta rozpaczliwym głosem Alfysy.
-Nie można zrywać tam kwiatów, ale jednak chciała zerwać jeden . . . to chyba była . . . róża?
-Aaaaaa, no w sumie to piękny kwiat. Dobra Papirusie kup bukiet róż i niebieski barwnik. Włóż je do wazonu pełnego wody i wrzuć tam niebieski barwnik, rano kwiaty powinny być niebieskie.
-NIE ZAWIODĘ CIĘ!! NIAHAHA!!
-Nie mnie zawiedziesz, tylko Sansa.
-OOO. TO NIE ZAWIODĘ CIĘ SANS!!- Sans się uśmiechnął i razem poszli kupić potrzebne składniki. Udało im się też ukryć plany przed Friskiem tak, aby się nie skapnęła co robią a kwiaty zostały schowane w pokoju Papirusa. Bez żadnych problemów mogli spokojnie pójść spać. Sans już nie mógł się doczekać.   

(Witajcie wszyscy! Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Do następnego. Pa! ;). )

Undertale: Sans x Frisk (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz