3

3.6K 233 50
                                    

Widzę wyniki testu na przeciwciała wirusa w kopercie. Powoli ją otwieram.

I w tym momencie się budzę. A raczej robi to mama. Rzucając we mnie kotem.
- Zabieraj go! - krzyczy. - Trzeba było mu nie dawać jeść na noc. Idę do pracy. Posprzątaj po nim.
Widzę jej napięte zmarszczki i wracam wzrokiem na kota. Przygląda mi się dużymi, zdziwionymi oczami, z pyszczkiem upapranym najwyraźniej wymiocinami.
Domyślam się, że kobieta, która właśnie wychodzi, ukarała go w sposób próby powrotu wydzieliny tam, skąd ją zwrócił. Zamykam powieki i zastanawiam się, czy wstawać. Wydaje się dość wcześnie, gdyż nie słyszałam jeszcze mojej straży pożarnej w komórce, a życie poza łóżkiem jest ostatnią rzeczą, na jaką mam ochotę. W ogóle życie. Uśmiecham się na tę myśl.

Fakt numer cztery.
Ludzie zbyt często patrzą na problem ze złej perpektywy. My, jako istoty rozumne, przede wszystkim powinniśmy wyciągać pozytywy. Konsekwencje owszem, często nas czegoś uczą, aczkolwiek nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Na odwrót też pasuje.
Cieszmy się każdą chwilą, każdym oddechem - to nie jest schematyczna rada, mająca na celu udzielać życiowych mądrości, ponieważ ja nie jestem od tego i nigdy nie będę, jestem młoda i nierozsądna. Jednak to krótkie zdanie zawiera w sobie wiele prawdy. Gdyby wystarczało mi życie, które prowadziłam jeszcze kilka miesięcy temu, nie miałabym opryszczki wielkości największego paznokcia, ani węzłów chłonnych uaktywnionych na całym ciele oraz innych objawów mojego upadku. Z drugiej strony - nie doceniłabym norm, które do pewnego czasu u mnie funkcjonują. A także bytu, który prowadzę teraz - widzę dokładnie profity wszystkich sytuacji i cieszę się, że jestem osobą, która ma dom, jedzenie oraz podstawowe zapotrzebowania materialne uzupełnione. No, oprócz zdrowia, ale z tym jeszcze pożyję.

Myję Precelkowi najdokładniej pyszczek i jednocześnie ganię się za to, że uległam wczorajszemu spojrzeniu magicznych oczu mojego kota. Są naprawdę cudowne, a ja nie umiem się powstrzymać, by nie zaspokoić jego żądzy karmy.


Wychodzę z domu, tym razem również przeglądając się w lustrze. Włosy czeszę, po czym upinam tak, jak wczorajszego poranka.

Na przystanku widzę dziewczynę o fioletowej grzywce. Wtem do głowy przychodzi mi pomysł, który zamierzam zrealizować już dziś, jednak najpierw przebrnę przez wszystkie lekcje.

Fakt numer pięć.
Szkoła nie jest wcale taka paskudna - nauka może sprawiać problemy, dlatego poniektórzy jej nie lubią. Do tego "marnowanie" czasu na wzbogacanie wiedzy oraz robienie zadań rozwijających nasz umysł również często jest męczące lub czasochłonne.
Jednak wcześniej czy później zauważamy, że mogliśmy zdziałać więcej, czy osiągnąć coś korzystniejszego. Chyba, że trafiamy na odpowiedni zawód, z którego czerpiemy przyjemność - choć czasem są i upadki - i to jest wielki skarb.

Godziny mijają. Oddalam się od szkoły i trafiam ponownie autobusem do domu. Po posiłku wybieram numer mojej fryzjerki. Po kilku sygnałach kobieta odbiera, a ja zabieram się od razu do konkretów.
- Dzień dobry, ma pani dzisiaj termin? Muszę koniecznie ściąć i przefarbować włosy.
Słyszę ociągliwe westchnięcie, lecz zaraz po tym się odzywa.
- Nie mam pojęcia, czy dzisiaj da radę. Mam jeszcze kilka osób..
Przerywam jej, choć wiem, że nie powinnam. To jest pilne i muszę wykorzystać swoje ulotne chwile zapału.
- Rozumiem, ale to ważne. Może być nawet na dziewiętnastą.
Śmiejemy się. O dwudziestej salon jest zamykany, jednak pozwalam sobie ją błagać.
- Błagam panią.

Umówiona na osiemnastą trzydzieści lecę do fryzjera jak na skrzydłach.
Godzinę później wychodzę z obciętymi, ciemnofioletowymi włosami do ramion. I nie żałuję tego.

Reakcja mojej mamy jest zaskakująca. Spogląda na moje włosy i odwraca się. Słyszę tylko ciche "wytłumaczysz się w szkole", po czym znika z zasięgu mojego wzroku.
To prawda - przesadzam, jednak podoba mi się to. Nic nie może mnie powstrzymać.

Zapisuję wszystko i stwierdzam, że choć jest mało, to naprawdę wiele poświęciłam ścinając włosy. Były one dla mnie ważne, znaczyły więcej, niż tylko owłosienie na skórze głowy. Od dzisiaj moje nowe włosy są symbolem nowego życia.

Hej, mam nadzieję, że nadal ze mną jesteście :D Jak pisałam, włoski naprawdę wiele dla mnie znaczyły i żeby nie ściemniać... Dam zdjęcie! Kiedyś możliwe, że powrócę do ich normalnego koloru, lecz póki co, są one właśnie takie. Pozdrawiam Was serdecznie i zachęcam do dalszego czytania :)

PS Wybaczcie słabą jakość, ale ten aparat.. + w opisie jest mój facebook, możecie uchwycić mój naturalny, wcześniejszy kolor oraz długość.

Popełniłam samobójstwo Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz