Wstaję z łóżka i uświadamiam sobie, że to mój największy dzisiejszy błąd. Otumaniający ból głowy sprawia, że nachodzą mnie kolejne przytłaczające myśli. Wczorajsze kilka godzin pozwoliły mi zapomnieć o chorobie, jednak dzisiaj owe refleksje atakują ze zdwojoną siłą.
Mało osób wie, co to znaczy czuć kraniec życia. Co to znaczy czuć w sobie raka, HIV, trąd lub inną śmiertelną chorobę. Co to znaczy w ogóle czuć nadchodzącą śmierć, własne umieranie.
Otóż to nie jest wcale takie proste. Bardziej nastawiamy się na coś, co chemy, niż czego nie chcemy.
Strata sensu własnej egzystencji jest najgorszą zgubą człowieka.
Piję wodę z kranu - nie żeby ostatnie, czego potrzebuję to tasiemiec - i myję zęby. Uwielbiam gryźć mimowolnie szczoteczkę do zębów, więc i tym razem jej nie odpuszczam. Boże, to jedno z najlepszych uczuć na świecie.
Po skończonej toaletce idę ponownie spać.***
Budzi mnie - albo nie budzi - paraliż senny. Widzę dookoła wszystkie przedmioty na swoich miejscach, lecz nie mogę w żaden sposób się poruszyć. Już nie raz to przerabiałam, więc nie czuję lęku. Odczekuję kilka minut, bez specjalnego oszołomienia, po czym odzyskuję powoli czucie w nogach, tułowiu, pasie i po chwili mogę ruszać rękoma. Wskazówki na zegarze ściennym wskazują czternastą. Ubieram się i robię delikatny makijaż, by nastęnie usmażyć moje ulubione danie - naleśniki z dżemem wiśniowym - i klapnąć na łóżku przed telewizorem. Po śniadaniu, obejrzeniu paru kawałków seriali i krótkiej wymianie zdań z rodzicami decyduję się na wyjście - nie byle jakie. Dzisiaj zamierzam pójść do sex shopu, czyli miejsca, które od wieków mnie ciekawiło (może dlatego, że nigdy tam nie byłam, a może ze względu na to, że jestem idiotycznie ciekawa - jedno nie wyklucza drugiego).
Przyglądam się przed wyjściem w lustrze i dostrzegam lekko opuchniętą, rozciętą wargę z wczorajszej nocy.Zabieram torbę i dwie minuty później znajduję się na przystanku w poczekaniu na najszybszy autobus.
Jadę piętnaście minut na "bezludną" ulicę, gdzie koło drogi stoi mała, biała budka z wielkim, czerwonym napisem "SEX SHOP". Czuję zawstydzenie i lęk, jednak kieruję się w stronę owego sklepiku. Wchodząc do środka, od progu widzę rząd wibratorów różnych rozmiarów, poukładanych równo na półkach niczym dzieło kolekcjonera.
Pod nimi na bujanym fotelu usadowiony jest łysy mężczyzna z nadwagą. Patrzy na mnie drobnymi oczami i rozkłada dłoń w geście przedstawienia towaru. Wchodzę wgłąb sklepu, napotykając na swojej drodze różne - coraz bardziej zaskakujące - zabawki.Podchodzę do jednej z nich i przyglądam się przedmiotowi przypominającemu wibrator, jednak z kulistymi kształtami zamiast gładkiego drągu. Ogarnia mnie poczucie paniki. Nie włożyłabym sobie za Chiny tego w odbyt. W ogóle niczego bym sobie tam nie wsadziła, nawet gdybym miała gwarancję odnośnie przyjemności.
Mężczyzna wstaje i ku niezręcznej sytuacji pyta, czego szukam. A niczego, przyszłam pooglądać zabawki do pieszczenia nerwów dupnych.
- Tylko oglądam na razie. - mówię z niepewnością. Krew w moich żyłach natychmiast przyspiesza, dodając mi pomidorowych barw na policzkach. Orientuję się, że postać ciągle stoi. To zwykły człowiek, który pilnuje produktów, jednak jego bojowa postawa przyprawia mnie o dreszcze. Szczególnie, że jestem sama w tej małej budce. Nagle na myśl nasuwa mi się pytanie.
- Dlaczego prowadzi pan taki sklep?
Facet namyśla się i spoglądając na mnie, marszczy brwi.
- Przepraszam? To jakiś wywiad?
Robi mi się głupio. Po co zadaję tak bezsensowne pytania. Jednak mówiąc "A", powinnam i "B".
- Po prostu, co pana do tego skłoniło?
Rozluźnił brwi, tuszując grube zmarszczki.
- Potrzeby fizyczne innych. To jest, kurwa, potrzebne i tak będzie zawsze.Po kilku minutach dialog staje się nudny i tylko wspomaga wzrost napięcia.
Wychodzę z rumieńcami na twarzy.
Po powrocie do domu biorę prysznic i zagłębiam się w lekturze.Daję słowo, że do dzisiaj nie wiedziałam, jak wyglądają kulki analne.
CZYTASZ
Popełniłam samobójstwo
ComédieNazywam się Natalia, mam szesnaście lat i kilka miesięcy temu popełniłam samobójstwo z własnej, niewyobrażalnej głupoty. Oczywiście żyję. Dzisiaj i jutro również będę żyła. To moje ciało umiera. A ja razem z nim. Za dwa tygodnie jeden papierek wyw...