Nocne Miau

625 51 11
                                    

Jest trzecia w nocy. Leżysz w łóżku i wpatrujesz się w sufit. Mimo że jest ciemno, widzisz na nim jakieś niewyraźne kształty, blade cienie rzucane przez okno oświetlane pobliską latarnią. To już nie pierwszy raz, jak nie możesz spać. Właściwie nie pamiętasz już, kiedy udało Ci się normalnie zasnąć. Zdążyłaś się już nawet przyzwyczaić, choć w noc taką, jak ta, nienaturalnie cichą, wciąż błagasz w duchu o to, by wreszcie odpłynąć do krainy snów.

Chłodna, miękka pościel irytuje Cię każdym pyłkiem na materiale. Choć w rzeczywistości go nie czuć, dla ciebie jest niczym igła kaktusa boleśnie wbijająca się w skórę. Rozważasz już nawet walnięcie się w głowę młotkiem, byle tylko zasnąć.

I wtedy słyszysz ten dziwny, niepokojący dźwięk. Dobiega z balkonu. Początkowo myślisz, że to tylko wyobraźnia płata Ci figla, zmęczony mózg w końcu nie jedno potrafi stworzyć. Ale dźwięk się powtarza. Głośniejszy i bliższy. Jakby ktoś chciał, żebyś go znalazła.

Wstajesz z łóżka i przez chwilę kręcisz się po pokoju, rozważając wszelkie za i przeciw, ale ostatecznie wygrywa ciekawość. Ona zawsze przejmuje palmę pierszeństwa, niezależnie od argumentów przeciwnej strony. Nie lubisz nie wiedzieć.

Na palcach docierasz do pokoju. Zza szyby niewiele widać. Przez moment zauważasz zarys czyjeś sylwetki, ale po chwili znika. I słyszysz trzawk. Gliniana doniczka matki ląduje na podłodze, a zza balkonowych drzwi słychać czyjeś syknięcie. Jesteś już pewna, że to dzieje się naprawdę.

Odważnie podchodzisz do okna. Chwytasz klamkę w dłoń spoconą z podekscytowania dłonią i szarpiesz ją w swoją stronę, jednak znów nic nie widzisz.

Wychodzisz, rozglądasz się, lecz poza rozsypaną ziemią, nigdzie wokół nie ma niczego niezwykłego. A jednak czujesz na sobie czyjś wzrok. Zadzierasz głowę. W rogu balkonu, przy samym suficie, widzisz ciemnowłosą postać, której czerwone niczym krew oczy przyglądają Ci się badawczo.

Cofasz się z tłumionym piskiem, choć dobrze wiesz, że nic Cie już nie obroni. Oglądałaś nie jeden horror, wiesz, jak kończą się takie sytuacje.

— Błagam, tylko nie po twarzy — jęczysz żałośnie pierwsze, co ślina przynosi Ci na język.

W odpowiedzi słyszysz chichot. Wciąż nie widzisz wyraźnie twarzy tego, co postanowiło odwiedzić Cię w środku nocy, ale wiesz, że jest mężczyzną. A przynajmniej ma męskni głos.

— Wybacz, czyżbym cię przestraszył? — pyta postać, a ty zaskoczona orientujesz się, że właściwie brzmi życzliwie.

Żaden potwór, o którym kiedykolwiek słyszałaś, nie brzmiał aż tak przyjemnie.

Intruz zeskakuje z sufitu i poprawia czarny frak. Strzepuje z niego pajęczynę, rozgniata obcasem biegnącego po podłodze pająka i uśmiecha się przy tym sadystycznie.

— T-to mój b-balkon... — oświadczasz prawie że odważnie, mając w pogotowiu jeszcze pół metra przestrzeni, nim nieznajomy nie nadzieje Cię na złamany kij od szczotki.

— Rzeczywiście, proszę wybaczyć mi brak manier — tłumaczy się nieznajomy. — Nazywam się Sebastian Michaelis. — Kłania się przed Tobą, a potem wręcza wizytówkę.

Oglądasz ją podejrzliwie i chowasz do kieszeni spodni.

— Co tu robisz, przyszedłeś mnie zabić?

— Wprawdzie jestem demonem... — wzdycha urażony, patrząc na Ciebie spode łba. — Jednak takie uwagi bywają krzywdzące, wie panienka o tym? Proszę wybaczyć najście
Śledziłem pewną czarnowłosą niewiastę, ale w tej pkolicy udało jej się umknąć mojej uwadze. Czy nie widziała jej może panienka?

— Czarnowłosej niewiasty? — powtarzasz zaskoczona, a gdy mężczyzna potwierdza, machasz przecząco głową.

— Cóż, w takim razie będę musiał poszukać gdzie indziej. Jeszcze raz przepraszam za... — przerywa, kiedy do Waszych uszu dociera ciche miauknięcie.

Sebastian ogląda się nerwowo, a potem wyskakuje z balkonu i rzuca się w krzak parę metrów niżej. Po chwili wyłania się z niego zadowolony, trzymając w rękach kota.

— To ona, pani mojego serca. Dziękuję za pomoc — oświadcza triumfalnie, a potem żegna się z Tobą i znika na dachu budynku naprzeciwko.

Zostajesz sama na balkonie, zastanawiając się, czy to sen na jawie. Uznajesz, że na pewno i wracasz do łóżka. Kładziesz się i znów rozpoczynasz rytuał wpatrywania się w ścianę, ale coś kłuje ciè w udo. Sięgasz do kieszeni i wyjmujesz z niej wizytówkę. Podświetlasz ją latarką telwfoju i odczytujesz nazwisku: Sebastian Michaelis. Poniżej widnieje numer telefonu komórkowego.

— A więc to wydarzyło się naprawdę? — pytasz sama siebie.

Wsuwasz wizytówkę pod poduszkę i idziesz spać. Wreszcie przybywa upragniony odpoczynek.

OneshotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz