Oneshot yaoi inspirowany chapterem Kuroshitsuji 131.5. Zawiera sceny eroryczne :P.
================================
Tym razem porządnie oberwałem. Nie byłem pewien, czy to kwestia zmęczenia, złego wyczucia czasu, czy faktu, że cała akcja rozgrywała się na oceanie… Nigdy za nim nie przepadałem, wolałem trzymać się brzegu. Niemniej jednak dałem się podejść, przynosząc hańbę memu panu, jako kamerdyner rodu… Kogo ja oszukuję. Zwyczajnie dałem dupy i byłem wściekły, że Undertaker zobaczył kawałek moich wspomnień, nie bez przyczyny tak ich bronimy, to zbyt kłopotliwe, a czasem nawet zwyczajnie niebezpieczne. Na szczęście działo się tyle rzeczy na raz, że chyba nie przyjrzał się zbyt dokładnie, ale o tym jeszcze będę miał okazję się przekonać, pod warunkiem, że uda mi się w spokoju wyleczyć rany, oczywiście.
Po moim pani… Znów się oszukuję. Po tym krnąbrnym gnojku nie spodziewałem się żadnej ludzkiej reakcji, od dawna był już tak zepsuty, że czasem nie mogłem się nadziwić, że ta piszcząca dziewczyna jeszcze miała do niego cierpliwość. Że też dotąd się nie zorientowała, miłość naprawdę jest ślepa, dobrze, że nie znam niczego takiego. Emocje zawsze osłabiają ludzi. Gdyby się tak nad tym zastanowić, to właśnie strach przed utratą posiłku (bo przecież nie bez powodu niańczyłem gówniarza już od ponad trzech lat) sprawił, że byłem nieuważny. Mogłem rozegrać to na kilka innych sposobów, ale wybrałem ten najgłupszy. Zasłużyłem na konsekwencje, przynajmniej długo o tym nie zapomnę.
Z kosą śmierci miałem tak bliską styczność wielokrotnie, jednak nigdy dotąd żadnej nie udało się zasiać aż takiego spustoszenia w moim organizmie. Nie wiem, czym ta Undertakera różniła się od innych, ale paskudne rany naprawdę nie zamierzały się leczyć. Byliśmy w drodze do posiadłości już trzeci dzień, a one jak były, tak były i nic nie zapowiadało, że zamierzały zniknąć. Musiałem więc pójść za głosem swego karzełkowatego pana i odpocząć. A o ile demon ze mnie, nie kamerdyner, to w odpoczywaniu nigdy nie byłem zbyt biegły.
Na szczęście udało mi się uniknąć wątpliwej przyjemności leżenia plackiem w łóżku podczas podróży. Mój pan znany był z tego, że samodzielnie nawet sznurówek nie potrafił porządnie zawiązać, więc mogłem być spokojny o swoją posadę na statku, gdzie na każdym kroku trzeba było wykazać się jakimiś praktycznymi zdolnościami, żeby chociażby wejść bądź wyjść z jakiegoś pomieszczenia. Czasami wydawało mi się, że powinienem być dla niego ostrzejszy, bo – o zgrozo – udało mi się rozpieścić tego dzieciaka do granic możliwości. Jednak w drodze powrotnej do Londynu wcale mi to nie przeszkadzało.
Większość czasu spędziłem na staniu za krzesłem hrabiego, parzeniu herbaty i przebieraniu go. On zaś od rana do wieczora znosił towarzystwo swojej hałaśliwej narzeczonej i jej rodziców. Markiza dalej patrzyła spode łba na moją nieprzyzwoitą fryzurę, ale chyba nabrała do mnie odrobiny respektu, odkąd walczyliśmy ramię w ramię z tworami chorej wyobraźni Undertakera. Musiałem przyznać, że doskonale się wtedy bawiłem. Rzadko zdarzało się, bym podczas kontraktu ze śmiertelnikami pokroju Ciela Phantomhive miał okazję powyżywać się w ten sposób, dlatego korzystałem z każdej okazji, by zatopić szpony w zimnym ciele kolejnego, chodzącego trupa. Zew krwi sprawiał, iż czułem, że żyję, ale dobre dobiegło końca, a mój rachunek szczęścia i pecha jak zwykle się wyzerował. Przynajmniej świat był pod tym względem niesamowicie konsekwentny.
W chwilach, kiedy panicz zajęty był kolejną partią szachów (jedyną czynnością, podczas której sama markiza kazała panience Elizabeth zostawić narzeczonego w spokoju), dawał mi chwilę wytchnienia, z której korzystałem, przechadzając się po statku ratunkowym. Jak wszystko dla szlachty i ludzi z wyższych sfer, ten również był niczego sobie, choć poprzedniemu liniowcowi nie dorastał do pięt. Nie podobały mi się zacieki tu i ówdzie na ścianach w rogach pomieszczeń, podobnie jak przybrudzone dywany na niektórych pokładach i niedopasowane do porcelany srebra. Jednak w większości nie wyglądał źle. Miał sporych rozmiarów dziób, na których urządzano szwedzki bufet, koncerty i pokazy artystyczne. We fraku (który oczywiście wyczyściłem korzystając z moich zdolności) bez trudu dawałem radę wmieszać się w tłum, by bez wzbudzania nadmiernego zainteresowania odprężyć się, spoglądając we wzburzoną przez turbity wodę.
CZYTASZ
Oneshoty
De TodoKrótkie opowiadania przedstawiające wybrane scenki. Krótsze lub dłuższe - zależnie od weny, nastroju i nerwów. Jeżeli chcielibyście złożyć jakieś zamówienie - zapraszam śmiało do zostawiania swoich pomysłów w komentarzach. Piszę przeważnie oneshot...