Rozdział Pierwszy ~ Mój "dom"

680 38 9
                                    


Stałem przed szkołą, była dopiero 7:10, ale nie zamierzałem iść do domu z powodu tak wczesnej pory, najchętniej w ogóle bym tam nie wracał. Dlaczego? Powód jest prosty nienawidzę mojego domu. Nienawidzę tego ciasnego, szarego, ciągle zimnego pokoju, w którym spędzam większość dnia, nienawidzę nieszczelnych okien, skrzypiących drzwi, nienawidzę butelek po piwie, które walają się dosłownie wszędzie, nienawidzę mojego ojca. Nawet nie wiem czy nazywanie go tak ciepło jest w porządku, ale Mężczyzna Który Przeleciał Moją Matkę Przez Co Tu Jestem jest trochę hmm... za długie... chyba, że skrót MKPMMPCTJ? Nie znów za długie, tak więc nazywam go ojcem nie mogąc znaleźć lepszego określenia. Jest on głównym powodem mojej niechęci do domu, ale wracając. Jestem przed szkołą bo nie chce być tam z nim, ale właściwie uciekam z jednej klatki do drugiej. Nikt mnie tu nie lubi, albo nikt nie chce próbować mnie lubić. Oni, czyli wszyscy, nie mają ochoty zwracać na mnie uwagi, bo co ich obchodzi to białowłose, chude, małe coś w zawsze za dużych ubraniach? No właśnie nic. I to mnie trochę boli. Choć z drugiej strony wolę jak mnie nie zauważają ze wzgląd na to, że jak zwracają na mnie uwagę to zazwyczaj jest to gnębienie, upokarzanie i wyzywanie... ogólnie to znęcają się nade mną albo traktują mnie jakbym był powietrzem.
Co jeszcze mogę o sobie powiedzieć? A no tak nie przedstawiłem się mam na imię Alex, nazwisko Kuroi, lat 17, uczę się średnio, jestem no cóż samotny, ale to da się wywnioskować z mojego monologu... Moim najczęstszym dręczycielem jest niejaka Stella Cargo, nienawidzę jej prawie tak jak ojca alkoholika. Jest to blondynka o prostych rozjaśnionych włosach. Jest w moim wieku, jak to się mówi „ma czym oddychać", a z tego co wiem ma brata bliźniaka. Podobno są bardzo do siebie podobni nie licząc włosów, on ma chyba ciemne, niestety niewiele wiem o nim i o jego charakterze. Pewnie nie wyróżnia się tak jak jego siostra. Ach no właśnie wróćmy do Stelli co jest w najgorsze w jej zachowaniu? To, że ma swoich wyznawców i każdy kogo uważa za niegodnego życia ma z nią problem. Małe pocieszenie, ale jednak ja mam najgorzej. Taki los samotników. Gdyby tylko z wyboru... Dobra! Koniec narzekania jak na tą chwilę. Szkoła jest bardzo, bardzo duża i jest jedyną w tym mieście do której mogą uczęszczać wszystkie rasy. Prawdę powiedziawszy nigdy nie spotkałem tam kogoś kto by się wyróżniał, najwidoczniej te istoty potrafią się dobrze wtapiać w tłum... Szkoła składa się z około 13 budynków, eh w końcu to dosyć duże miasto, i ma ogrom nauczycieli i jeszcze więcej uczniów. Przerwy trwają około 20 minut minimum. Trzeba znaleźć czas aby zjeść śniadanie (jeśli ktoś je ma czyli nie ja) i dotrzeć do budynku, w którym akurat ma się lekcje. Dyrekcja stara się tak ustawiać plany aby uczniowie mnie musieli biegać na zajęcia z budynku numer 2 do na przykład 12, więc zazwyczaj ma się lekcje w dwóch budynkach jednego dnia. Tyle, że codziennie są to dwa inne budynki oraz bieg na halę sportową. Nauczyciele są wymagający, a poziom wysoki więc za obijanie się można zawalić semestr, a na takie osoby patrzy się gorzej niż na seryjnych morderców i jak już powiedziałem jest moją drugą klatką. Dlaczego klatką? Tak właściwie to przez to można pomyśleć, że się za ptaka uważam, a to prawda nie jest... Bardziej utożsamiam się z psowatymi. Na przykład uwielbiam wilki. Są wolne, nie mają chorych rodzin i są bardzo opiekuńcze i niezależne. Chciałbym być jednym z nich. Zero trosk, pieniędzy i najwyżej Cię ktoś zagryzie zamiast znęcać się psychicznie. Normalnie niebo. Ale daleko mi do tego. Nawet psa nie mogę przygarnąć, bo lepsze warunki do życia ma na ulicy niż u mnie. Smutna prawda.
Dzwonek, czyli czas na lekcje, niestety... **** Tak więc lekcje były nudne i na szczęście nikt mnie nie zaczepiał. Tak więc przetrwałem kolejny dzień nauki. Teraz pora wracać do klatki numer jeden zwanej domem. Moja droga od szkoły do jamy ojca jest dosyć długa, ale wolałbym aby była jeszcze dłuższa. Choć dobre i to. Muszę przejść przez pół miasta i park znajdujący się w centrum i ten drugi znacznie mniejszy na obrzeżach. Więc droga trwa około 30 minut, a jak się idzie baaaardzo wolno to nawet ponad godzinę. Dzisiaj zamierzam iść tak wolno jak się da!

Gdy dotarłem do domu pierwsze co mi się rzuciło w oczy to to, że butelek było więcej niż zazwyczaj, ale nie to mnie wystraszyło, najgorsze było to, że ojciec stał w wejściu do kuchni z pustą butelką po piwie w ręce. Chciałem uciec, wycofać się na dwór i poczekać aż przejdzie do pokoju, ale już mnie zauważył zresztą musiał by być ślepy aby tego nie zrobić, ale zawsze można pomarzyć.
- Gdz...gdzieś się włu...czył smarkaczu? - ostatnie słowo wypowiedział nad wyraz płynnie, reszta to był bełkot, ale ma już wprawę w rozumieniu tego.
- Byłem w szkole - powiedziałem cichutko. Patrzył na mnie jakbym przemówił w jakimś wyjątkowo dziwnym języku.
- Chodź... tu... - wzdrygnąłem się słysząc to. I nie ruszyłem się z miejsca. Co wyraźnie mu się nie spodobało. Przybliżył się do mnie. I chwycił mocno za ramię. Skuliłem się. Ojciec może i jest trochę okrągły, ale to wysoki mężczyzna u którego jeszcze widać zarys dawnej umięśnionej budowy. Wygląda jednak staro przez wiecznie tłuste już przerzedzone włosy.
- Pamiętasz czym karane jest nieposłuszeństwo? - już nie bełkotał. Mocno mną potrząsnął. Przez chwilę myślałem, że rzuci mną o drzwi. Ale jednak tego nie zrobił.
- Pamiętasz? – powtórzył z wyraźną złością w głosie.
- Tak - to było tylko ciche piśnięcie. Dostałem z pięści w twarz. Puścił mnie więc upadłem na podłogę. Prosto w butelki. A on jeszcze kilka razy mnie kopnął. Nie wiem ile to trwało, ale skończył chyba tylko dla tego, że zachciało mu się tego przeklętego piwa. Udało mi się chwiejnie wstać i uciec do pokoju. Przed zaśnięciem płakałem czując bezsilną złość i mając świadomość, że jutro nie będę mógł zmienić klatki, aby nikt nie zobaczył moich sińców, i , że będę musiał spędzić cały dzień z moim... oprawcą.

Biały Lisek ~ Wersja ZmienionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz