1.

262 24 44
                                    



***

- Kurosaki! Jak, pytam j a k, do cholery, mogłeś się na to zgodzić?! Postradałeś już do końca zmysły czy najzwyczajniej w świecie jesteś nieobliczalny?!

Niezręczną ciszę panującą do tej pory w okazałej rezydencji na obrzeżach Tokio przerwał ostry niczym sztylet wrzask. Stojący na środku swego gabinetu czarnowłosy mężczyzna kurczowo zaciskał dłonie w pięści i zdawał się w żadnym stopniu nie hamować wzburzonych emocji. To, co właśnie usłyszał nie miało żadnego sensu, ba, bez wątpienia pozbawione było jakiegokolwiek rozsądku. W początkowym stadium uznał wypowiedź Kurosakiego za głupi, cholernie dziecinny żart, niemniej jednak szybko zrozumiał, jak bardzo się pomylił.

W żadnym stopniu nie poprawiło mu to humoru.

Zaklął teraz szpetnie, żałując iż w zasięgu jego ręki nie znajdował się żaden szklany przedmiot. Z dziką radością rozbiłby go o pobliską ścianę, być może wówczas jego gniew choć trochę straciłby na sile.

- Cholera, to już nie ma znaczenia - warknął w końcu, z impetem unosząc się ze swojego miejsca. - Jesteśmy w gównie, wielkim gównie i jak na razie nic rzutuje na to, żebyśmy z niego wyszli. Czy ty zawsze musisz być równie lekkomyślny?!

Ishida pierwszy raz w życiu był w podobnym stanie. Zazwyczaj, gdy ktoś wyprowadzał go z równowagi, uważał to za zwyczajną złość. Bywał wówczas wulgarny, owszem, głośno wyrażał swe niezadowolenie, czasem może nawet palił papierosa. Ale tym razem było inaczej - złość wydawała się być zbyt wysublimowanym odzwierciedleniem tego, co właśnie czuł. Uryuu mógł bowiem bez wahania przyznać, że tylko ostatkiem woli przywołał resztki swego opanowania i nie doprowadził do spontanicznego rozwoju sytuacji. Dlaczego? Odpowiedź była niezwykle prosta - ten zidiociały playboy popełnił największy i najbardziej irracjonalny błąd w swoim życiu, a ze sposobu, w jaki teraz patrzył na Ishidę wynikało, że nawet nie zdawał sobie sprawy z wszystkich tego konsekwencji. Kurosaki siedział bowiem jedynie wygodnie rozparty w obitym kremową skórą fotelu, leniwym ruchem luzując pod szyją ciemny krawat. Uryuu czuł, że ta lekceważąca postawa drażniła go jeszcze bardziej. Dotąd nie sądził, że to mogło być w ogóle możliwe. Krew w jego żyłach zawrzała jeszcze mocniej, gdy tylko napotkał rozbawione spojrzenie Kurosakiego.

- I co cię tak cieszy?! - ryknął, gromiąc wzrokiem siedzącego niedaleko blondyna. - To, że spieprzyłeś? Że wpakowałeś nas w coś, z czego łatwo się nie wygrzebiemy? Niech cię szlag, Kurosaki. Niech cię, kurwa, szlag!

Generalnie to Ishida nie przeklinał i starał się trzymać tej zasady. Dzisiaj jednak wszelkie ograniczenia, do których zwyczajnie się stosował zniknęły, ba, w chwili obecnej zapomniał nawet o ich istnieniu. Tama, która utrzymywała jego codzienny, stoicki spokój pękła, a gniew z ogromną siłą zalał całe jego wnętrze, zupełnie jak wzburzone morze pochłaniało plażę w trakcie niebezpiecznego sztormu.

- Nie denerwuj się tak, bo nie masz powodu - odparł najspokojniej w świecie Ichigo i posłał mu jeden ze swoich najlepszych uśmiechów. - Załatwię to.

Ishida wiedział, że wiele kobiet ulegało mu w podobnych momentach, gdy spoglądał na nie zza postrzępionej, jasnej grzywki i świdrował spojrzeniem swych czekoladowych oczu. Zazwyczaj nieco zazdrościł mu tego zawadiackiego uroku, jednak teraz - odebrał to jako autentyczną prowokację. Nie był kobietą, a na żarty nie miał najmniejszego nastroju. Kurosaki wydawał się lekceważyć powagę zaistniałej sytuacji, co wzburzyło bruneta jeszcze bardziej. W zasadzie sam nie zorientował się, w którym dokładnie momencie znalazł się tuż przy mężczyźnie i złapał za poły jego kremowej koszuli.

World of liesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz