***
Próbowała zaczerpnąć powietrza, ale nie było to łatwe. Przedramię nieznajomego boleśnie naciskało na jej szyję, odbierając oddech, którego teraz rozpaczliwie potrzebowała. Nie umiała się uwolnić, nie gdy trzymał ją tak mocno, i wolną ręką dodatkowo krępował jej dłonie z tyłu, pozbawiając ją tym samym bodaj najmniejszego ruchu. Rosły mężczyzna kilka krótkich chwil temu bezszelestnie zaszedł ją od tyłu jak naiwną szczeniarę, a ona nawet nie była w stanie tego przewidzieć. Najgorsze jednak, że była tu sama. Całkiem sama z kimś, kto usiłował zrobić jej krzywdę.
W tym kluczowym momencie nie potrafiła zmusić się do myślenia, żaden racjonalny plan nie przychodził jej do głowy, a prymitywna próba walki o wolność nie przynosiła rezultatu; kiedy bowiem próbowała ugodzić go kolanem w newralgiczny punkt ciała, przewidział to. Kątem oka była jedynie w stanie dostrzec załamujący się blask księżyca w na prędko wyciąganym nożu. Ułamek sekundy potem zimne ostrze naparło na jej krtań, a ciche, zjadliwe słowa popłynęły prosto do jej ucha:
– Nie sądziłaś, że słowa tak szybko staną się rzeczywistością, co? Zaskoczę cię więc. Tym razem braciszek nie zdoła cię uratować. Ani on, ani żaden z jego cholernych gachów, którzy mieli mieć na ciebie oko, mała kurewko.
Zamrugała oczami z przerażeniem, świadoma, że nie żartował. Byłaby głupia, gdyby nie powiązała tej sytuacji z wiadomością, którą znalazła przed kwadransem, gdyby uważała, że to po prostu głupi przypadek. Ten mężczyzna działał zgodnie ze ścisłym, zleconym mu planem; miał ją zabić i była pewna, że nie zawaha się tego zrobić. Owa świadomość wprawiła ją w stan odrętwienia oraz kompletnej paniki, kiedy pojęła, że w żaden sposób nie jest w stanie z nim walczyć. Różnica wzrostu oraz postury nie dawała jej szans na wygraną, szczególnie gdy nóż coraz mocniej wbijał się w jej skórę. Nie była pewna, czy wciąż czuła na gardle zimną stal, czy może była to już jej krew, kiedy trzymał ją w mocnym uścisku chwilę, która wydawała jej się wiecznością. Początkowo próbowała więc szarpnąć się w bezcelowej desperacji, uwolnić ręce i odsunąć ostrze, zrobić cokolwiek, co pomogłoby jej odwrócić aktualną sytuację w choć minimalnym stopniu; nie chciała tu zginąć. Nie, gdy podszedł ją z równie dziecinną łatwością.
Na próżno. Żadne z jej działań nie mogło zagwarantować jej ucieczki.
W tym momencie stało się jednak coś nieprzewidywalnego. Najpierw usłyszała szelest ubrań i pośpiesznie wyrzucany z siebie oddech, a potem dobiegły ją niewyraźne słowa. Nie była w stanie pojąć ich sensu, gdy głośne dudnienie własnego serca zaburzyło jej prawidłową percepcję. Wtedy poczuła zresztą szarpnięcie, gdy oprawca instynktownie pociągnął ją za sobą; straciła równowagę, potykając się o własne nogi, świadoma, że właśnie teraz blady błysk nadziei pojawił się w zasięgu jej wzroku.
– Puść ją albo odstrzelę ci łeb. Nie powtórzę tego drugi raz.
Wykorzystała moment, w którym mężczyzna się zawahał – czy to z zaskoczenia, czy pod wpływem wystrzału, kiedy ołowiany nabój wbił się w równo przystrzyżony trawnik: czując, jak poluzował uścisk, wyszarpnęła dłonie, nim na nowo zdołał zakleszczyć ją w swoim uścisku i wbiła mu łokieć w brzuch.
– Ty dziw...
– Rukia, uciekaj!
Upadając na ziemię zdążyła jedynie dojrzeć zmierzwione włosy koloru srebra oraz dłoń, która odepchnęła ją w bok. Ostrze błysnęło w świetle księżyca, mijając jej ramię o centymetry, nim głucho osunęło się na ziemię.
![](https://img.wattpad.com/cover/85129978-288-k383430.jpg)
CZYTASZ
World of lies
FanfictionIchigo Kurosaki, jeden z lepszych złodziei, jakich kiedykolwiek miało Tokio, pod wpływem emocji podejmuje decyzję o wykonaniu ryzykownego skoku. Nie ma pojęcia, że rzeczywistość może rozminąć się z jego wyobrażeniem, gdy na drodze stanie pewna brun...