Dwa miesiące temu widziałam go ostatni raz. Ostatni raz czułam jego wargi na moich. Próbowałam o nim zapomnieć, ale jakaś cząstka jego nadal we mnie żyje. Nie potrafię wymazać go z pamięci, jego blond włosy opadające na czoło, ostre rysy twarzy... Dzisiaj ostatni dzień wakacji. Jutro idę do nowej szkoły i zaczynam nowy etap w życiu. Właśnie słucham jakiejś przypadkowej piosenki na YouTube, która nawet wpada w ucho. Nagle poczułam wibracje. Spojrzałam na ekran telefonu i zamarłam. To wiadomość od Kise. Powoli udawało mi się o nim zapomnieć. Chwile zastanawiałam się czy przeczytać, ale niestety moja ciekawość wygrała i zaczęłam czytać treść wiadomości.
14:32
Mój blondasek: Ohayō!
14:33
Mój blondasek: Proszę Cię zrób dla mnie ostatnią rzecz.
14:34
Mój blondasek: Yukacchi błagam.
14:45
Yukacchi: Coś się stało?
14:46
Mój blondasek: Nie wierze, że odpisałaś. Nic się nie stało. W sensie wszystko w porządku chyba. Proszę Cię otwórz drzwi.
14:47
Yukacchi: Po co?
14:48
Mój blondasek: Dowiesz się za chwile a teraz otwórz.
Wyłączyłam piosenkę i odłożyłam telefon. Ubrałam ciepłe kapcie i poczłapała w kierunku przed pokoju. Zawahałam się przez chwile ale otwarłam drzwi. To był on. To on tam stał. Blondyn trzymał w jednej ręce bukiet czerwonych róż, a w drugiej małą walizkę.
-Ohayō Yukacchi. - Powiedział patrząc na mnie, wyraźnie ujrzałam jego powiększające się źrenice. - Przyjechałem do Seattle na mecz i myślałem, że moglibyśmy się spotkać. - Mówił dalej. Byłam za bardzo zdezorientowana żeby odpowiedzieć, potrafiłam go tylko gestem zaprosić do środka. Chłopak zdjął buty i powiesił mokrą kurtkę na haczyk. Dał mi piękny bukiet z tym swoim szarmanckim uśmiechem. -Nic mi nie powiesz? Żadnego hej albo miło Cię widzieć? - Powiedział żartobliwym tonem.
-Hej. - Powiedziałam i poszłam do kuchni. Blondyn poszedł za mną i usiadł na taborecie. Domyślam się, że jest mu zimno więc wstawiłam wodę na herbatę. - Jesteś przemoczony chcesz jakieś ubrania na zmianę?
-Dzięki nie musisz, mam ubrania w torbie. Powiesz mi gdzie jest jakaś łazienka? - Spytał trzęsąc się z zimna. Wskazałam mu ręką na drewniane drzwi na końcu korytarzu, a on pokiwał głową i poszedł.
Mam chwile czasu na przemyślenia i po zbieraniu mojego życia do kupy. Po co on się trudził żeby znaleźć mój adres i w ogóle tu przyjechać? Po co te kwiaty?
Z rozmyśleń wyrwał mnie gwizdek czajnika. Wyjęłam dwie szklanki i zalałam malinowe herbaty. Do kuchni właśnie wszedł chłopak. Miał czarne podarte rurki i białą koszule. Stanął niebezpiecznie blisko obok mnie.-Mam dwa pytania. - Powiedziałam a on pokiwał głową, więc kontynuowałam. - Ile cukru sypiesz?
-2 łyżeczki. - Odparł ze śmiechem. - A drugie pytanie?
-Po co to wszystko? - Wyszeptałam.
-Zależy mi na Tobie. Nie rozumiesz kocham Cię. - Zamurowało mnie a on patrzył na mnie tym swoim wzrokiem. Objął mnie i zaczął namiętnie całować. Posadził mnie na ladzie, a ja owinęłam nogi wokół jego tali. Przyznam podobało mi się to. Zrozumiałam w tym momencie jak bardzo go kocham. Przez te całe dwa miesiące wmawiałam sobie, że nic do niego nie czuje, ale to nie prawda. Odsunęłam się od niego i spojrzałam w jego pełne oczy.
-Kocham Cię Ryōta. - Powiedziałam z zaszklonymi oczami.
-Ja Ciebie też Yukacchi. - Odpowiedział mi z uśmiechem.
-Ty mnie też co? - Zaczęłam się z nim droczyć.
-Ja Ciebie też kocham Yukacchi. - Wreszcie to usłyszałam.
"Miłość... To coś nie do opisania. Dzięki niej ludzie mają ochotę żyć, ale też odwrotnie. To takie uczucie, które daje szczęście. Jeden uśmiech tej wyjątkowej osoby i potrafisz być radosny cały dzień. Miłość to tak naprawdę wszystko co na co dzień zwyczajne, staje się nagle niezwykłe przez kogoś, dzięki komu ją poznaliśmy..."
CZYTASZ
✉Message✉ | Ryōta Kise
FanfictionYuka: Chcesz być dżemem w mojej kanapce z masłem orzechowym? Kise: ??? Yuka: Ryōta kocham Cię